Z punktu widzenia Liu...
- Jakieś wieści ze świata?- Piździ złem - cały okryty śniegiem przekroczyłem progi domu, a drzwi same się zatrzasnęły. Dosłownie każda cząstka skóry mnie szczypała, a sam trząsłem się zimna.Zrzuciłem z siebie niemalże mokrą kurtkę i otrząsłem się jak pies po deszczu. Jakże ja nienawidzę zimy! Dodatkowo mój "krótki spacer" przeobraził się w walkę o życie. W pewnym momencie wiatr mnie wywrócił, a ja sturlałem się po górce i zatrzymałem się dopiero na zamarzniętym stawku. Oczywiście byłem taki groźny, że lód nawet nie śmiał pękac pod moim ciężarem, ale nie zląkł się byc diabelsko śliski.Nim dotarłem do brzegu, wywaliłem się cztery razy za sprawą wiatru. Potem błądziłem jeszcze w kółko przez jakiś czas. Mam świetną orientację w terenie, szczególnie, że wszędzie jest biało i biało.
- Złem? - zagadnął Zak opierając się o ścianę obok drzwi - Ja uwielbiam śnieg! - i było po nim widać. Na ubraniach i we włosach miał śnieg, a pod nim powiększała się kałuża z tego białego małego gówna. I mimo że cały tlepotał, było w nim tyle entuzjazmu...
- Gdzie ty się uchowałeś?
- W takim małym domku, przez kilkanaście lat nawet nie mogłem wystawić z niego nosa. Chyba wiesz, że po raz pierwszy dotykam śniegu, tak?
- To było pytanie retoryczne - westchnąłem i zawędrowałem do kuchni wygrzebać coś z lodówki. Jakież było moje zdziwienie, gdy moim oczom ukazali się dwaj najwięksi wrogowie - Jane i Jeff - prowadzili MIŁĄ i zażartą dyskusję, ale nie słyszałem o czym konkretnie. Równie dobrze mogli się wyzywać, ale byli na to za spokojni.
BAM!
Całą tą miłą atmosferę przerwała Nina, waląc pięścią w ścianę. Aż kipiało z niej wściekłością, a oczy aż błyszczały od ognia.
- Co za debilizm! - warknęła czymś podirytowana - Ostatnio ktoś wydłubał naszemu towarzyszowi oko, dowiedzieliśmy się o innej grupie morderców, a wujek - walnęła jeszcze raz - ma to kompletnie gdzieś!
Ktoś parsknął śmiechem, a ja w myślach strzeliłem takiego faceplama...
- Nina, jakbyś nie zauważyła, od kilku dni próbujemy ustalić kim są ci nowi i może nawiązać rozejm żeby przeciwsta...- śpieszyła z tłumaczeniem Jane, ale tamta znowu jej przerwała:
- Więc dlaczego ja o tym nic nie wiem? Dlaczego nie było mnie na żadnej tego typu wyprawce?
Bo zawadzasz, chciałem wtrącić, ale Jane mnie wyprzedziła:
- A ile osób potrzeba do wkręcenia żarówki? Po prostu nie dla każdego znalazło się zajęcie...
Chętnie słuchałbym dalszy ciąg ich kłótni, ale moje nogi, jakby w zgodzie z mózgiem, zawędrowały do mojego pokoju, gdzie pod moją nieobecność były dzikie melanże.
- Co się tu... - od razu po wejściu uderzyła mnie fala nieprzyjemnego zimna. Wkroczyłem do środka, a przeciąg był tak mocny, że siłą musiałem zamknąć drzwi. W pomieszczeniu był... śnieg. Pełno śniegu. Jedynie pod oknem, gdzie był grzejnik, leżała plama wody. Okno było szeroko otwarte, a na parapecie ktoś stał, widoczny jedynie do pasa. Po butach owego osobnika rozpoznałem, że to Ticci.
- Toby! - pokonałem szybko dzielącą nas odległość - Co ty wyprawiasz?!
- Ugh... - ugiął kolana i wślizgnął nogi do środka, siadając na parapet. Wyglądał jak jakaś gwiazda rocka. Włosy miał lekko poczochrane, sztywno stały, miejscami nawet białe. Brwi i rzęsy kompletnie białe, a usta krwistoczerwone i popękane.
- Ile śniegu... - zdziwił się omiatając wzrokiem pokój.
- Co ty tam robiłeś?
- Niechcący wyrzuciłem toporki na dach, a tak się złożyło, że nad nasze okno i chciałem je szybko zdjąć, ale...
- Aż tak długo próbowałeś...? - aż uderzyłem się dłonią w czoło.
- Straciłem poczucie czasu - wzruszył ramionami.
Wyciągnąłem rękę i wplotłem palce w jego włosy. Twarde jak nie wiem co.
- Pomogę ci, ale ty będziesz wszystko sprzątał i się tłumaczył innym, jasne? - wlazłem na parapet i trzymając się ściany chwiejnie podnosiłem do pionowej pozycji.
- Tak jest! - jego oczy aż błysnęły.
Natychmiast zlokalizowałem jego broń, a ponieważ byłem wyższy od Tobyego, złapanie ich i wrzucenie do środka zajęło mniej niż siedem minut. Wystarczająco dużo czasu, żebym dostał szału z powodu zimna. Po powrocie do pokoju, nie zobaczyłem ani płatka śniegu. Toby już zajął się ścieraniem wody, a toporki leżały spokojnie skrzyżowane na jego łóżku. Chłopak nadal nie ogarnął, w jakim stanie są jego włosy. Otrzepałem się do końca z śniegu i zamknąłem okno, drżąc z zimna. Natychmiast wpełzłem pod kołdrę i szczelnie okryłem. Nie minęło 10 minut, kiedy do pokoju wleźli oni i zakłócili mój spokój..
Z punktu widzenia Toby'ego...
Po wysprzątaniu pokoju nałożyłem na siebie dodatkowy golf i ruszyłem na miasto. A dokładniej pod blok Charlie'go. Nie osądzajcie mnie jako pedofila. Po prostu spełniam prośbę nieżyjącego Milana. Jednak w połowie drogi nieco zmieniłem plany. Widząc skaczących przez jakieś ogrodzenia Tima i Braina, podążyłem za nimi, a dokładniej prosto do lasu.
- Kogo szpiegujemy?! - krzyknąłem za nimi i podbiegłem wymijając drzewa.
- Co tutaj robisz?! - warknął Masky.
- Witam się z przyjaciółmi - udałem głupiego - Idziecie na misję?
- Zabieraj się stąd i nie próbuj za nami iśc.
- Dlaczego? Od tak dawna Slendy nie dawał mi żadnego zajęcia, a...
- Toby! - przerwał Tim - Slenderman ma najwyraźniej jakiś powód. Jeśli ci się nudzi to do niego idź i poproś o jakieś zadanie, albo wybierz się na misję z tamtymi od Zalgo.
- A jaki to mógłby byc powód?!
- Ugh, po prostu się odczep! Przez ciebie tracimy czas! - chłopak odwrócił się do mnie plecami i ruszył pośpiesznie przed siebie. Za jego śladem podążył Hoodie.
Chciałbym po prostu nie iśc za nimi i czekac, aż znikną z mojego pola widzenia, ale te ślady pozostawione w śniegu wyglądały zbyt kusząco. Gdy tylko przestałem ich widzieć, bez chwili wahania podążyłem za śladami.
CDN...
Toby, ja nie mam pojęcia co robisz ze swoim życiem, ale robisz to dobrze XD
OdpowiedzUsuń