Z punktu widzenia Puppeteera...
- Co tu się działo? - to były moje pierwsze słowa zaraz po wejściu do domu. Niemal wszystkie okna były wybite.
- Intruz - rzucił Jason i uśmiechnął się teatralnie - Już się nim zająłem.
- Znając życie zgwałciłeś - pomyślałem i przewróciłem oczami.
Po całym dniu biegania za tym wystraszonym kundlem, który i tak zwiał gdzieś daleko, miałem ochotę tylko położyć się spać. Ale Jason zaczął nalegać, abym koniecznie zobaczył jego nowe dzieło. Niechętnie się zgodziłem, a już po kilku minutach przyniósł z piwnicy swoją najświeższą lalkę. I nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego, gdyby nie obrzydliwa, różowa, wychodząca na wierzch blizna na szyi. Wspomniał coś, że tak miało być. Nagle do domu wkroczyła Alice, jak zwykle z kamienną miną. Najpierw spojrzała na mnie, a potem rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Złapałeś Smile? - zapytała w końcu.
- Uciekł gdzieś - wzruszyłem ramionami.
- Dupku! - dziewczyna trzepnęła mnie po ramieniu - Właśnie dlatego miałeś go złapać!
- To tylko kundel, zresztą wróci jak zgłodnieje.
Moja odpowiedź najwyraźniej nie spodobała się czarnowłosej, bo wykrzywiła twarz w grymasie. Aż zacząłem się jej bac. Przeszła się do Tobyego, który dopiero co zszedł na dół i wytargała go za włosy w moją stronę.
- Ejjj, za co? - pytał zdezorientowany.
- Ty narzekałeś na to, że nie dostajesz zadań, więc teraz twoim zadaniem jest pomóc temu delikwentowi złapac naszego psa. - puściła go i zwróciła się do mnie - Trudno było poprosic kogoś o pomoc?
Poprosic...
Z wielkim jękiem razem z Tobym wyszliśmy do lasu i zacząłem prowadzić do miejsca, w którym ostatnio widziałem tego kundla. Przez całą drogę milczeliśmy. Ja zamiast wypatrywać zwierzę podziwiałem chmury na niebie. Jedna wyglądała jak zając.
- Widzę go!
O, krokodyl...
- Puppeteer, chodź!
Krzesło elektryczne...
Gdy oderwałem w końcu wzrok od nieba zadałem sobie pytanie: "Gdzie jest Toby?". Zacząłem rozglądać się nerwowo na boki. Nie no! Nie dość, że dostałem ochrzan za zgubienie psa, to jeszcze dostanę ochrzan za to, że go nie znalazłem i zgubiłem Ticci! Z moich ust polała się wiązka przekleństw. Nabrałem powietrza do płuc i na cały głos zacząłem go wołac, oczekując nie wiadomo czego. Po jakimś czasie dostałem odpowiedź. Podążyłem szybko za jego głosem. Toby kucał nad jakimś rowem.
- Znalazłeś psa? - zapytałem stając za nim.
- Yup - odpowiedział - Ale chyba mnie nie poznaje.
- Chyba? Gdzie on jest?
- Najwyraźniej znalazł sobie nowego właściciela, pff... - wstał i zaczął prowadzić mnie wzdłuż rowu - Zobaczysz sam.
Po przejściu niewielkiego dystansu moim oczom ukazał się Smile w objęciach jakiejś postaci. Chyba polubił to miejsce. Gdy tylko nas zauważył zaczął warczeć groźnie, a nowy "właściciel" najwidoczniej spał z kapturem naciągniętym na głowę. Płaszcz miał cały wygnieciony i brudny. Brakowało tylko chodzących po nim karaluchów.
- Smile - zacząłem gwizdać przyjaźnie, ale pies i tak był wrogo nastawiony. Co za utrapienie.
- No to po piesku - westchnąłem.
- Ale co my z nim zrobimy?
- Z tym gościem? Zostawimy, a co mielibyśmy?
- W pewnym sensie to ukradł nam psa...
Po całym dniu biegania za tym wystraszonym kundlem, który i tak zwiał gdzieś daleko, miałem ochotę tylko położyć się spać. Ale Jason zaczął nalegać, abym koniecznie zobaczył jego nowe dzieło. Niechętnie się zgodziłem, a już po kilku minutach przyniósł z piwnicy swoją najświeższą lalkę. I nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego, gdyby nie obrzydliwa, różowa, wychodząca na wierzch blizna na szyi. Wspomniał coś, że tak miało być. Nagle do domu wkroczyła Alice, jak zwykle z kamienną miną. Najpierw spojrzała na mnie, a potem rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Złapałeś Smile? - zapytała w końcu.
- Uciekł gdzieś - wzruszyłem ramionami.
- Dupku! - dziewczyna trzepnęła mnie po ramieniu - Właśnie dlatego miałeś go złapać!
- To tylko kundel, zresztą wróci jak zgłodnieje.
Moja odpowiedź najwyraźniej nie spodobała się czarnowłosej, bo wykrzywiła twarz w grymasie. Aż zacząłem się jej bac. Przeszła się do Tobyego, który dopiero co zszedł na dół i wytargała go za włosy w moją stronę.
- Ejjj, za co? - pytał zdezorientowany.
- Ty narzekałeś na to, że nie dostajesz zadań, więc teraz twoim zadaniem jest pomóc temu delikwentowi złapac naszego psa. - puściła go i zwróciła się do mnie - Trudno było poprosic kogoś o pomoc?
Poprosic...
Z wielkim jękiem razem z Tobym wyszliśmy do lasu i zacząłem prowadzić do miejsca, w którym ostatnio widziałem tego kundla. Przez całą drogę milczeliśmy. Ja zamiast wypatrywać zwierzę podziwiałem chmury na niebie. Jedna wyglądała jak zając.
- Widzę go!
O, krokodyl...
- Puppeteer, chodź!
Krzesło elektryczne...
Gdy oderwałem w końcu wzrok od nieba zadałem sobie pytanie: "Gdzie jest Toby?". Zacząłem rozglądać się nerwowo na boki. Nie no! Nie dość, że dostałem ochrzan za zgubienie psa, to jeszcze dostanę ochrzan za to, że go nie znalazłem i zgubiłem Ticci! Z moich ust polała się wiązka przekleństw. Nabrałem powietrza do płuc i na cały głos zacząłem go wołac, oczekując nie wiadomo czego. Po jakimś czasie dostałem odpowiedź. Podążyłem szybko za jego głosem. Toby kucał nad jakimś rowem.
- Znalazłeś psa? - zapytałem stając za nim.
- Yup - odpowiedział - Ale chyba mnie nie poznaje.
- Chyba? Gdzie on jest?
- Najwyraźniej znalazł sobie nowego właściciela, pff... - wstał i zaczął prowadzić mnie wzdłuż rowu - Zobaczysz sam.
Po przejściu niewielkiego dystansu moim oczom ukazał się Smile w objęciach jakiejś postaci. Chyba polubił to miejsce. Gdy tylko nas zauważył zaczął warczeć groźnie, a nowy "właściciel" najwidoczniej spał z kapturem naciągniętym na głowę. Płaszcz miał cały wygnieciony i brudny. Brakowało tylko chodzących po nim karaluchów.
- Smile - zacząłem gwizdać przyjaźnie, ale pies i tak był wrogo nastawiony. Co za utrapienie.
- No to po piesku - westchnąłem.
- Ale co my z nim zrobimy?
- Z tym gościem? Zostawimy, a co mielibyśmy?
- W pewnym sensie to ukradł nam psa...
- Wi... - nagle świat zawirował mi przed oczami, a raczej ja wynąłem kilka salt w powietrzu, a w okolicach brzucha rozległ się wielki ból. Upadłem na ziemię jak kłoda, analizując co się stało.
- Nic ci nie jest?! - zapytał Toby i chciał mi pomóc wstać, ale sam skończył na ziemi kiedy ktoś przywalił mu grubym kijem w głowę i w plecy.
- Kim jesteście? - rozległ się dziewczyński głos. Nad nami z nożem (i kijem) w dłoni sterczała hojnie przez naturę obdarzona dziewczyna o kasztanowych włosach i oczach o tej samej barwie. Włosy miała spięte w wysoką kitkę i nie powiem, była piękna, ale zagroziła nam jakimś patykiem, więc marny jej los. Bardzo powoli sunąłem ręką w jej stronę, a gdy była wystarczająco blisko chwyciłem za ten kij, który dość nisko trzymała i szarpnąłem na tyle mocno by go wyrwac. Jednym sprawnym ruchem podciąłem jej nogi by upadła, a sam wstałem na równe nogi. Obraz stał się niewyraźny, ale nie mogłem się zapominać. Wbiłem kawałek drewna w ziemię, tuż centymetry od jej pięknej twarzyczki. Niech wie kogo zaatakowała. Za późno zauważyłem, że ma w dłoni jeszcze nóż, ale Toby zdążył ją "przetrzymać".
- Kim jesteś? - zadałem pytanie.
Wnet za sobą usłyszałem trzask gałęzi i szelest. Toby krzyknął "Uważaj!". Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem biegnącego w moją stronę chłopaka z jakimś tępym scyzorykiem. Złapanie go i wykręcenie mu nadgarstków to była bułka z masłem. Też miał brązowe włosy i oczy. I ten okropny płaszcz na sobie. I byli uderzająco do siebie podobni. Tylko kim są i z jakiego powodu zaatakowali?
- Nic ci nie jest?! - zapytał Toby i chciał mi pomóc wstać, ale sam skończył na ziemi kiedy ktoś przywalił mu grubym kijem w głowę i w plecy.
- Kim jesteście? - rozległ się dziewczyński głos. Nad nami z nożem (i kijem) w dłoni sterczała hojnie przez naturę obdarzona dziewczyna o kasztanowych włosach i oczach o tej samej barwie. Włosy miała spięte w wysoką kitkę i nie powiem, była piękna, ale zagroziła nam jakimś patykiem, więc marny jej los. Bardzo powoli sunąłem ręką w jej stronę, a gdy była wystarczająco blisko chwyciłem za ten kij, który dość nisko trzymała i szarpnąłem na tyle mocno by go wyrwac. Jednym sprawnym ruchem podciąłem jej nogi by upadła, a sam wstałem na równe nogi. Obraz stał się niewyraźny, ale nie mogłem się zapominać. Wbiłem kawałek drewna w ziemię, tuż centymetry od jej pięknej twarzyczki. Niech wie kogo zaatakowała. Za późno zauważyłem, że ma w dłoni jeszcze nóż, ale Toby zdążył ją "przetrzymać".
- Kim jesteś? - zadałem pytanie.
Wnet za sobą usłyszałem trzask gałęzi i szelest. Toby krzyknął "Uważaj!". Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem biegnącego w moją stronę chłopaka z jakimś tępym scyzorykiem. Złapanie go i wykręcenie mu nadgarstków to była bułka z masłem. Też miał brązowe włosy i oczy. I ten okropny płaszcz na sobie. I byli uderzająco do siebie podobni. Tylko kim są i z jakiego powodu zaatakowali?
Z punktu widzenia Alice...
Robiło się już ciemno, a chłopaków z psem nadal nie było. Ile może zając złapanie zwykłego sierściucha?! Ubrałam się w grubą pomarańczową bluzę i sama wyruszyłam na poszukiwania tych imbecyli. Mam nadzieję, że nie zapuścili się zbyt daleko.
- Alice - w pewnym momencie usłyszałam czyiś głos. Zaczęłam się rozglądać nerwowo, ale nigdzie nie widziałam żywej duszy. A przynajmniej przez pierwsze kilka sekund nie mogłam nikogo znależc.
- Looker! - niemal zawału nie dostałam, kiedy zobaczyłam chłopaka przyczajonego za pobliskim drzewem. W białej masce i stojąc w cieniu, który idealnie padał na jego sylwetkę przypominał zjawę. Szatyn zaśmiał się cicho widząc moją reakcję.
- Co taka piękna niewiasta jak ty robi w takim niebezpiecznym miejscu jak to? - wyszedł z "ukrycia" i oparł się o swoją pałkę, która wydawała się byc bardziej zakrwawiona niż od naszego ostatniego spotkania.
- Szukam moich dwóch kolegów... i psa.
- Nie żyją.
Oczy niemal mi wyszły na orbit, a serce podskoczyło do gardła. W jednej chwili zalała mnie fala dziwnego, nieprzyjemnego uczucia, jakim to jest poczucie winy. Potem pojawiła się iskra nadziei - może tylko ich z kimś pomylił?
- Widziałeś jakiś dwóch gości martwych?
- Nie widziałem, ale za to widziałem dwóch gości biegnących prosto pod tereny alfa.
Strzeliłam sobie faceplama w myślach. Looker "terenami alfa" nazywał miejscówki całej dzikiej zgrai Skrolla. Każdy wie jakich miejsc najlepiej unikac, więc dlaczego trafiły się te dwa wyjątki?
- Hey, może jeszcze są w jednym kawałku - zaśmiał się chłopak - Jeszcze świta.
Przewróciłam oczami znużona. Jakoś nie było mi do śmiechu, szczególnie, że to JA wydałam im taki rozkaz. Dlaczego nie przemyślałam tego? Znowu strzeliłam faceplama w myślach. Tak czy siak trzeba ich znaleźć nim zapadnie zmrok. Żegnaj bezpieczny świecie, witaj cała drużyno Skrollverse...
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz