poniedziałek, 27 czerwca 2016
CreepyPasta - Mike
Dzień zapowiadał się słonecznie. Mike przeciągał się w swoim łóżku, dopóki nie poczuł zapach sadzonych jajek. Wtedy jedynastolatek natychmiast wstał i powędrował do kuchni, gdzie już czekało śniadanie.
- Witaj, młody człowieku - przywitał go ojciec - Jak się spało?
- Nie pytaj... - odparł blondyn zasiadając do jedzenia.
Pan Richard, czyli ojciec chłopaka wychowywał go samotnie. Żona dawno opuściła go z kochankiem, kiedy jeszcze Mike był mały. Zaraz po tym urodziła kolejne dziecko - Victora - jednak oddała go do adopcji, bo "po co jej bachor". Nigdy nie mówił synowi o tym, że ba brata. Z resztą za mało zarabiał.
Kiedy Mike skończył śniadanie, wyszedł na dwór po swojego młodszego kuzyna, Lukasa. Spędzali ze sobą prawie całe dnie. Wszyscy z okolicy wręcz ich nienawidzili i trzymali swoje dzieci z daleka od nich, twierdząc "że mają na nich zły wpływ". Nic dziwnego, że tak uważali - w nocy obrzucali domy papierem toaletowym, golili ich pupile i podkradali owoce z sadu. Jednak jakoś nikt nie wpadł na pomysł, by powiedzieć o tym ich opiekunom. Tak więc chłopcy czuli się jak bogowie, wolni i bezkarni.
Mike wziął ze sobą całkiem wypchany plecak. Przechodząc nieopodal stawu doszły do nich czyjeś głośne śmiechy. Gdy znaleźli źródło tego hałasu, zobaczyli Davida i jego dwóch kolegów. Właśnie podtapiali jakiegoś rudego kota. Mike nie chciał mieć z nimi problemów, więc trochę przyśpieszył kroku. Mało kto chciał z nimi zadzierać, a jeśli już ktoś to zrobił, musiał dysponować albo wielką odwagą, albo wielką głupotą.
- Zabiją go... - Lukas wskazał ręką na paczkę Davida.
- To tylko kot... - powiedział Mike.
- Ale to nasz ulubiony kot! Zawsze się z nami bawił!
- Raczej uciekał gdzie pieprz rośnie...
- I nic z tym nie zrobimy?
- Jeszcze czego! Ciekawe co!
Mały tylko westchnął z nutką żalu w głosie i już się nie odzywał. Jednak miał rację. Oni go zabili. Potem zaczęli czepiać się jakiegoś bruneta. Szybko powalili go na ziemię i zaczęli kopać. Jakże Mike wtedy żałował, że był wtedy taki słaby. Bezsilny. Oprócz przyglądania się nie mógł zrobić nic. Bo co on może? Oni dwóch przeciwko pięciu osobowej bandzie. Tamten brunet raczej by nie pomógł. Chłopaka ogarnęło silne uczucie bezradności. W końcu odrzucił od siebie te ponure myśli. Chłopcy udali się na drugi koniec ich niewielkiego miasta. Następnie puścili się w wielki las. Na drugim końcu znajdowały się tam ruiny jakiegoś zamku. Dowiedzieli się, że parę osób chce się tam wybrać w nocy, by sprawdzić plotki. A plotki były takie, że co nocy po ruinach zamku przechodzi się duch panny młodej, która szuka swojego narzeczonego, zgniecionego pod stertą gruzu. Podobno trupy gości weselnych nadal tam leżą... ale to tylko plotki. Mike po prostu kpił z tych, którzy wierzyli w takie coś. To nie istniało... Przecież sam je wymyślał i roznosił po wiosce. Tak, ponad połowa legend o tej okolicy posypały się z jego ust. Oczywiście zawsze, jakimś cudem pozostał animowy.
- Będzie zabawa! - krzyknął Mike, gdy zobaczył ruiny zamku.
Na miejscu wyjął zawartość plecaka. Na ziemi położył nieco poszarpany welon ślubny, krwiste farby, sztuczne dłonie, kosmyk włosów z jakiejś lalki, białe serwetki i chusteczkę, na którą pokropił trochę wody, aby wyglądały jak łzy. Kiedy wszystko wypakował, spojrzał na Lukasa podejrzanie:
- A ty? Nic nie przyniosłeś?
Chłopiec wzruszył ramionami.
- Mogłem się tego spodziewać... - westchnął blondyn.
Potem zaczęli przygotowania. Namazali na ścianach czerwoną farbą napisy: "Gdzie jesteś, ukochany?", "Nie uciekniesz", "Nikt stąd nie wyjdzie". Umieścili sztuczne części ciała pod gruzami i zawiesili gdzieś welon z chustą. Serwetki umazali farbą i porozrzucali wszędzie gdzie się dało. Kiedy wszystko było gotowe, chłopcy wrócili do domów. Wrócili tam dopiero wieczorem. Byli ubrani na czarno. Zajęli swoje pozycje. Chwilę później zjawiła się grupa dzieciaków. Były dwie dziewczyny i trzech chłopców. Towarzyszył im wielki, groźny pies. Obaj chłopcy, a w szczególności Lukas, bali się tych zwierząt, ale teraz nie ma odwrotu. Był na smyczy.
Nie minęło dwadzieścia minut, a grupka postanowiła opuścić ruiny zamku. Dzieciaki były mocno przerażone, a chłopcy tylko się powstrzymywali od śmiechu w ukryciu. Nagle Lukas zmienił położenie swojej nogi, tym samym nadeptując na coś i runął do tyłu, na stertę ostrych kamieni. Powstrzymał się od jęku, ale i tak to by nic nie dało. Już się odsłonił. Widać było jego głowę przykrytą czarnym kapturem. Grupa pomyślała, że to pewnie kolejny trup, a pies od razu rzucił się na niego. Lukas krzyczał, odpychał go od siebie, bronił się, wołał o pomoc. Jeden z chłopców imieniem Mati przywołał do siebie psa gwizdem. Ten posłusznie zostawił Lukasa i podbiegł do swojego pana.
- To ty robisz takie głupie żarty? - warknęła któraś z dziewcząt - Ty udawałeś ducha?!
Lukas otarł twarz i spojrzał na bandę.
- I to pewnie ty obrzuciłeś nasze domy papierem - jeden z chłopców, Finn, strzykał sobie palcami - I przebiłeś opony w rowerze, co, Lukas?
Chłopiec przełknął ślinę i zadrżał. To on za tym wszystkim stał. On i Mike. Ale zawsze udawało im się uciec. Tym razem jest inaczej.
- Teraz dostaniesz za to wszystko! - wrzasnął Finn i rzucił się na niego.
Nagle w ułamku sekundy dosłownie przed nim pojawił się Mike i przyjął na siebie cios w szczękę. Nie był zbytnio silny, ale i tak zachwiał się i z trudem nie upadł. Finn spojrzał na niego nieco zmieszany, a po chwili zaczął serię ciosów. Blondyn nawet nie zdążył zareagować. Upadł bezwładnie na ziemię. Kiedy jego oprawca znowu miał się rzucić, chłopak szybkim ruchem wyciągnął ze swojej kieszeni scyzoryk, który zawsze trzymał przy sobie i zadał nim parę machnięć. W pierwszej chwili poczuł satysfakcję. To on ma władzę nad sytuacją, nie przeciwnik. To właśnie przeciwnik czuje się bezsilny, chociaż jeszcze przed chwilą miał przewagę. Przez kilka sekund na jego twarzy zagościł obłąkany uśmiech. Finn krzyknął po czym upadł na ziemię w bezruchu. Czwórka zastygła w osłupieniu. Lukas patrzył na tę scenę przerażony. Nagle ciało Finna leżało w kałuży krwi, która stopniowo się zwiększała. Dopiero teraz Mike odzyskał świadomość umysłu i zdał sobie sprawę z tego co zrobił.
- Ja n-nie chciałem... - wypowiedział i spojrzał na swoje zakrwawione dłonie, a potem na martwe ciało.
- Morderca! - krzyknął Mati - Zabiłeś go! Zabójca!
Pies szczeknął, po czym rzucił się przed siebie. Jednak nie na Mike'a. Tylko na jego kuzyna. Prosto na szyję. I pewnie w krótkim czasie rozszarpałby go na kawałeczki, gdyby Mike w niego nie cisnął jakąś cegłą. Pies odbiegł skulony, razem z dzieciakami.
- Lukas... - wydusił Mike.
Chłopiec był bliski płaczu. Już nie patrzył na swojego starszego kuzyna z podziwem w oczach, ale patrzył na niego jak na mordercę.
- Ja nie chciałem... - tylko tyle dał radę wydusić.
Minęły cztery lata od tamtego zdarzenia.
Właśnie tyle Mike przesiedział w poprawczaku. Kara wydaje się zbyt łagodna, ale sąd uznał, że skoro to był jego pierwszy "wybryk" i że zabił w celu obrony - nie ma sensu trzymać go dłużej. Poza tym Mike wyraził skruchę. Bardzo żałował tego czynu. W szkole wszyscy unikali go jak ognia - już nawet nie był gnębiony czy prześladowany. Wszyscy patrzyli na niego odrażającym spojrzeniem. Nawet Lukas nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Gdyby ktokolwiek się dowiedział o tym, że się z nim zadaje, też byłby unikany. A tego nie chciał. Tak więc Mike spędzał całe dnie samotnie, a po szkole praktycznie nie wychodził ze swojego pokoju. Nawet nie odsłaniał rolet. Zamykał się od środka. Tam zwyczajnie leżał na łóżku wsłuchując się w muzykę. Zmienił się. Już nie był taki jak kiedyś. Pyskował nauczycielom, sąsiadom. Łatwo dawał się sprowokować do bójki. Wystarczyło jedno dłuższe spojrzenie na niego. Nawet podkradał jakieś towary w mniejszych sklepikach. Jakby zupełnie wdarła się w niego inna osoba. Dopiero przy swoim tacie był "normalny". Uwielbiał go i kochał za wszystko co dla niego zrobił.
Niebo było zachmurzone. Tego dnia Mike musiał spędzić w szkole dodatkowe dwie godziny, jako kara za ucieczkę. Wtedy właśnie odbywały się dodatkowe zajęcia z biologii, na które chodził Lukas. Poza tymi kilkoma osobami z kółka, Mike'a, dwóch nauczycieli i sprzątaczek, szkoła była opustoszała. W końcu uczniowie - wraz z Mike'm - mogli udać się do domów. Tylko dwaj kuzyni musieli czekać na autobus. A do tego czasu się rozpadało. Chłopcy stali bokiem do siebie. Lukas nawet nie raczył się na niego zerknąć, za to blondyn intensywnie się jemu przyglądał. Czuł do niego złość. To on powiedział swoim rodzicom o jego morderstwie. Tamte dzieciaki były zbyt przerażone i siedziały cicho. Mike nawet nie brał pod uwagę tego, że prędzej czy później któreś z nich ujawniło prawdę. Obwiniał tylko Lukasa. Swojego kuzyna, z którym kiedyś się przyjaźnił, teraz kipiała do niego niechęć i żądza mordu.
- Więc teraz masz nowych przyjaciół? - powiedział swobodnie Mike. Teraz miał kompletny inny ton głosu. Nie był już taki radosny i beztroski jak dawniej.
- Wiesz, że to przez ciebie gniłem tam przez cztery lata - warknął i zbliżył się do niego.
Lukas nie obdarzył go nawet spojrzeniem. Czy to był strach przed tym, że zostanie odepchnięty od rówieśników, jeżeli ktoś się dowie, że z nim rozmawiał, czy ze strachu przed dawnym przyjacielem?
- Z resztą. Co ty możesz wiedzieć. Obroniłem cię przed nimi, a ty mnie wydałeś.
Lukas wbił wzrok w swoje stopy. Mike uśmiechnął się szyderczo i mocno chwycił chłopaka za nadgarstek. Mocno go trzymał, równocześnie wbijając swoje pazury w skórę. Lukas jęknął cicho i próbował się wyrwać, ale blondyn był silniejszy. Cisnął nim o ścianę przystanku i już ułożył swoje w dłonie w pięści, gdy nagle usłyszał:
- Zostaw go!
Automatycznie się odwrócił. Za nim stała Lisa - rówieśniczka Mike'a chodząca do równoległej klasy. Słynęła ze swojej dobroduszności.
- Bo co? - syknął Mike i ruszył w jej kierunku, kiedy nagle poczuł uderzenie z tyłu głowy. To Lukas go zaatakował. Mike jęknął tylko cicho i znowu odwrócił się do kuzyna. Tym razem słowa stojącej za nim Lisy nie zadziałały. Niebieskooki okładał chłopaka po całym ciele, jakby to był worek treningowy. Lukas jęczał i błagał, aby przestał. Ostatecznie odciągnęło go dwóch starszych chłopców, a Lukasa i Lisę zaprowadzili do szkoły. Mike nawet za nimi nie szedł. Z resztą autobus już przyjechał. Wsiadł do środka i odjechał, obserwując przez okno oddalającego się Lukasa. Na miejscu nie przyszedł od razu do domu. Czekał na powrót kuzyna pod płotem wujostwa. Kiedy tylko go zobaczył, zerwał się z ziemi i szybko do niego podbiegł. Bez zbędnych słowach wstępu od razu zaatakował. Ale tym razem nie spodziewał się, że wiedział co się stanie i zrobił unik. Szybkim ruchem kopnął go kolanem w brzuch. Mike odpłacił się tym samym, tyle że z ponad dwukrotnie większą siłą. Zadał jeszcze kilka uderzeń i w końcu powalił go na ziemię. Zabiłby go, gdyby nie szybka reakcja sąsiadów. Pan Bill szybko odciągnął chłopaka od leżącego i mocno trzymał, by nie uciekł. Tymczasem rannym zajęli się jego rodzice. Mike omiatał wzrokiem wszystkich gapiów. Wśród nich ujrzał zmęczoną twarz ojca, pełna zrezygnowania. Znowu poczuł się jak wtedy w lesie - czuł żal do siebie. Zawiódł osobę na której mu zależy. Już nawet nie patrzył mu w oczy. Chciał po prostu zniknąć. Szybko obrócił głowę, ugryzł pana Billa i tym samym wyrwał się z uścisku. Pobiegł ile sił w nogach przed siebie. Nieważne gdzie. Byle daleko stąd. Wrócił dopiero parę godzin później. Bardzo cicho czmychnął do swojego pokoju i się zamknął. Wtedy to zrozumiał. To wszystko przez Lukasa. Nienawidził go za to co zrobił. Niekiedy go widział, miał ochotę go rozszarpać. Rozwiązanie było proste - należy się go pozbyć. Właśnie do takiego wnionsku doszedł Mike.
Parę dni później wszystko wróciło do porządku dziennego. Mike nom-stop obserwował Lukasa. Po szkole poszedł za nim i innym jego kolegą do parku. Podczas gdy oni rozmawiali w najlepsze, blondyn czaił się za drzewem. Tylko czekał na odpowiedni moment. Park był bardzo zacisznym miejscem, mało osób do niego chodziło. W końcu obaj znaleźli się tuż obok niego. Wystarczyłoby wyciągnięcie ręki. Mike szybko wyskoczył z ukrycia i zatopił nóż w szyi kolegi Lukasa, aż po rękojeść. Padł na ziemię jak długi. Lukas nim zdążył coś zrobić, został obalony na ziemię. Do jego oczu nazbierały się łzy. Na twarzy Mike'a malował się obłąkany uśmiech. Przyłożył już zakrwawione ostrze do szyi nastolatka. Nikt nic nie widzi. Teraz już nikt go od tego nie powstrzyma. Tak długo na to czekał. Intensywnie wpatrywał się w jego zapłakane oczy, czekając aż cokolwiek powie. Nie wydobył z siebie najmniejszego dźwięku. Mike lekko przesuwał ostrze po jego szyi, jakby się zastanawiał które miejsce naciąć. Zdecydował się w serce.
- Żałośnie wyglądasz, kiedy jesteś bezradny.
Uniósł broń do góry i błyskawicznie rozciął mu klatkę. Lukas zawył z bólu. Dławił się własną krwią. Mike wbijał najpierw nóż w pojedyńcze części ciała i napawał się każdym krzykiem, przepełnionym ludzkim cierpieniem i rozpaczą. Jednak jęki stały się nieco irytujące i mogły kogoś przyciągnąć, więc blondyn odciął mu język. Znowu poczuł się silny. Zaczął obdzierać skórę z jego palców, aby potem je wyrwać, niczym piórko u jakiegoś ptaka. Ogarnęła go euforia. Ostatecznie jego ostrze przebiło serce. Mike wstał ze zwłok kuzyna i pochylił się nad nimi. Następnie wyciął mu flaki i owinął nimi jego głowę. Po wszystkim te uczucie wyższości zniknęło. Chciał znowu z kimś wygrać. Wnet spojrzał się za siebie. W jego stronę ktoś zmierzał. Był daleko, więc nie widział tego co tutaj zaszło. Mike uśmiechnął się sam do siebie i ruszył w stronę przechodnia.
- Żałosny...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Perypetie V
- Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze. Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...
-
Dzień masakry (część pierwsza) Z punktu widzenia Ben'a... Razem z Sliver'em, Smile Dog'iem i tą paskudą udaliśmy się w stro...
-
W klasie Ib zabrzmiało jak w ulu. Powodem tego zamieszania był nowy uczeń, który niedawno się przeprowadził i musiał zmienić szkołę. - N...
-
- Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze. Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...
Dużo się wydarzyło w tym rozdziale.
OdpowiedzUsuń