środa, 7 grudnia 2016

Dni z życia CreepyPast 11


Z punktu widzenia Alice...
 Przystanek końcowy naszej misji - cmentarz.
Powód dla którego Toby nie mógł ruszyć z nami - martwa Lyra i jeszcze żywy Domino.
 Naszym jedynym zadaniem było sprawdzenie czy na tym terenie rzeczywiście grasują jakieś podejrzane typki i czegoś nie kombinują. Ja, Masky i Hoodie postanowiliśmy się nie oddalac od siebie za bardzo, szczególnie gdy panowała gęsta mgła. Było spokojnie. Tylko paru menelów urządziło sobie sielankę na jednym z grobów. Naturalnie się ich pozbyliśmy. Omijaliśmy alejki wolno, rozglądając się uważnie i starając się usłyszeć najcichsze dźwięki.
 - A kogoż moje oczy widzą! - po cmentarzu rozniosło się czyjeś echo. Za cholerę nikt z nas nie mógł zlokalizować gościa ani dostrzec wśród mgły. Dopiero po minucie podszedł na tyle blisko, abyśmy mogli go dostrzec. Tym kimś był wcześniej wspomniany Domino. Cóż, zawsze miał skłonności do oddalania się od swojego stada, chyba że Skroll też ma w tym jakiś interes wysyłając go tutaj.
 - Dwa, trzy... gdzie czwarty? - wy szerzył usta w uśmiechu - Zgubił się po drodze?
 - Toby'ego z nami nie ma - odezwał się Tim.
 - Jaka szkoda! Skroll specjalnie wysłał mnie tutaj kompletnie samego, żebym mu to powiedział... samego! Skazał mnie na pewną śmierć z waszej ręki, a ja nie mogę spełnic jego woli!
 Kombinuje coś.
 - Każdy wie, że prawda wyjdzie na jaw - Domino postawił nogę na jednym nagrobku. Stały na nim jeszcze zapalone znicze i nie brzydkie kwiaty, co wskazywało na to, że ktoś odwiedza ten grób często. Albo dopiero co zaczął istnieć? Nie... mimo panującej mgły można było odczytac wyryte imię i nazwisko zmarłego, a raczej zmarłej. Lyra Rogers tak właśnie głosił napis. Daty zasłaniały kwiaty.
 - Skroll nie byłby na tyle głupi - zabrałam głos - Nie wysłałby cię tutaj samego - równocześnie rozglądałam się po terenie, próbując dostrzec snajperów.
 - Czemu nie? - zaśmiał się - Nigdy nie dbał o nasze życia. Szczególnie o życia byłych przydupa...-
 W tym momencie rozległ się huk, a Domino odskoczył w bok jak poparzony. Sekundę później zorientowałam się w sytuacji. Masky strzelił z pistoletu, ale najwyraźniej nie trafił. Za to przeciwnik był piekielnie szybki i w oka mgnieniu znalazł się przed nami z zamiarem zatopienie noża w jednym z nas. Nim Tim zdążył strzelił ponownie, ostrze przecięło mu zewnętrzną stronę prawej dłoni. Chłopak zawył z bólu i w tym momencie poleciały następne strzały. Usłyszałam głośny syk. Błyskawicznie wyjęłam swój nóż i bez obmyślonego planu rzuciłam się na Domino. Jednak nim zdążyłam wyrządzić mu jakąkolwiek krzywdę, któryś z chłopaków objął mnie w tali i zaciągnął do tyłu.
 - Co ty wyprawiasz?! - usłyszałam warknięcie - Chcesz zginąć?!
W tym całym zamieszaniu nawet nie zauważyłam, że Domino trzyma wielki nóż wymierzony prosto w mój brzuch! Na twarzy bruneta pojawił się grymas zawodu, po czym wyciągnął z rękawów swoje asy, które wycelował prosto na mnie.
 - Padnij! - zawołał Brain i rzucił się prosto na celownik. Obronił mnie, przyjmując atak na plecy.
 - Hoodie! - moje wołanie zostało zgłuszone kolejną serią strzałów Masky'ego.
 - W-w-wszystko... wszystko o-ok... - wyjęczał drżącym głosem.
 - Cholera! - po tym z Masky'ego wylała się wiązka przekleństw - Spieprzył nam. - po tym podszedł do przyjaciela i bez zbędnych słów wyjął mu dwie karty wbite między łopatki. Królowa kier i król kier. Szczęśliwie to było tylko draśnięcie.
 - Nie m-ma szans żebyśmy go do-dogonili - zająknął się Hoodie.
 - Straciłem wszystkie naboje. - dorzucił Masky obserwując uciekający cień wśród gęstych drzew.
Ja milczałam, patrząc na plamy krwi, jakie za sobą zostawił.
 Staliśmy tak jeszcze chwilę w milczeniu, zgorszeni swoją porażką. Wiedzieliśmy już, że kiedy zdamy o tym raport, nasz pan może do nas stracić zaufanie. W końcu nasza trójka - dysponując pistoletem i kilkoma ostrzami - daliśmy uciec jednemu ze Skrollverse - który do zaoferowania miał tylko swoje karty jak żyletki i jedno większe ostrze -. Wolno podeszłam do miejsca pochówku Lyry i położyłam kwiaty na jej nagrobku, które wcześniej strącił Domino. Wazon, jeszcze niedawno cieszący oczy pięknymi na nim ozdobami, przeróżnymi aniołkami i złotymi wzorami teraz był rozbity w drobny mak. Tak samo skończyły dwie znicze, których szkło wyrzuciłam w jakieś mało widoczne miejsce. Nigdy jej nie znałam, a jej grobem "zajęłam się" jedynie z poczucia zobowiązania. W końcu była siostrą naszego Toby'ego. To było jednym z dwóch powodów dlaczego właśnie z nami nie przyszedł. Szału by dostał, albo i zawał na miejscu.

 Z punktu widzenia Nathan'a...
 - Aaaaaaaa! - Mike darł się wniebogłosy i osunął na białe kafelki, kiedy tylko solidnie przywaliłem mu rozgrzanym czajnikiem.
 - Ty gnido! - kulił się na podłodze, łapiąc za obolałe miejsce.
Ben w progach tylko przyglądał się z miną "żałuję że tutaj jestem".
 - Znowu się bijecie? - Nikki pchnął elfa na bok by wejść do kuchni. Nadal siebie nienawidzili - Daj mi to! - wskazał ręką na czajnik.
 - Ależ proszę - wyciągnąłem przedmiot w jego stronę i nachyliłem o 90 stopni, by resztka wody poleciała prosto na Mike. Niestety zdążyła już ostygnąć. Blondyn tylko zakasał, a Ben cofnął się gwałtownie do tyłu.
 - Kiedyś cię zamorduję! - wrzeszczał zbierając się z ziemi, cały mokry. Otrzepywał się jak pies, więc zasłoniłem się ręką. Wtedy Nikki wyrwał mi czajnik z dłoni i wlał znowu wody, po czym postawił na gazie.
 - I tak z tym frajerem codziennie! - stękał Mike.
 - Może ja i nie mam prawej ręki, ale lewa też niczego sobie! - rozzłościł mnie, po czym dostał cios wymierzony prosto w twarz. Poślizgnął się i upadł z hukiem, próbując się łapac czegokolwiek. A że kuchnia była mała, zwalił połowę rzeczy ze stołu i pobił jedyny wazon z parapetu.
 - Za to ty jesteś niepełnosprawny umysłowo - warknąłem.
 - Właśnie dlatego byłem przeciwko wam - wtrącił Ben. Chodziło mu oczywiście o propozycję Slendera abyśmy żyli z nimi pod jednym dachem. Bądź co bądź z Nikkim mieli małe sprzeczki, ale najwyraźniej to odeszło w niepamięć. Ale i tak się nie zgodziliśmy. A Ben był chyba najbardziej przeciw.
 - Idioty - rzucił brunet wychodząc z pomieszczenia z kubkiem i jego gorącą zawartością.
 - Idziemy, Ben - wstał z ziemi i nawet nie zorientował się, że dostał krwotoku z nosa - Później posprzątam.
Wyszli z pomieszczenia, a ja udałem się do swojego pokoju, jak zwykle pogrążając w ciemnościach i ciężkiej muzyce.


CDN...



  Jak wiecie powoli dopadają nas święta. Super, pięknie kolorowo. Spostrzegawczy nawet zauważyli malenkie zmiany w blogu. A z tym idzie, że niedługo rocznica bloga (to brzmi tak sztucznie).
I postaram się coś przygotowac w miarę fajnego na rocznico-święta :)

2 komentarze:

  1. Nadrabiam zaległości w Twoim opowiadaniu, bo jakoś ostatnio nie miałam czasu na czytanie. Ile mnie ominęło!
    To ja czekam na jakiś świąteczno-rocznicowy "specjalik". Mam nadzieję, że się nie zawiodę ( ͡° ͜ʖ ͡°).

    OdpowiedzUsuń
  2. Domino i Ben jak zwykle najlepsi.
    Z tymi, którzy używają do bitwy kart, zawsze bardzo trudno wygrać. Oni zawsze są koksami.
    Serio to już rok tutaj??
    Szybko to zleciało XD

    OdpowiedzUsuń

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...