wtorek, 26 lipca 2016

Dni z życia CreepyPast 3 s. II


Z punktu widzenia Tobyego...
 Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Nagle moim ciałem zawładnął strach. Stałem sparaliżowany wpatrując się w to coś, co stało teraz przed mną i Milanem. Nie rozpoznawałem tej postaci, mimo to nadal ogarniał mnie lęk. Każda moja komórka ciała wrzeszczała: "Uciekaj! Zaraz zginiesz, głupcze!". Czułem bijącą od niego potęgę i zapewne gdyby chciał, mógłby ze mną skończyć w kilka sekund. Mimowolnie odwróciłem głowę w stronę szatyna. Stał z otwartą buzią. Po twarzy spływały mu łzy i kapały na jego ubrania. Postac w objęciach macek trzymała jakiegoś chłopca.
 - Cha... Charlie...
 - Koniec tego teatrzyku! - chłopak (mężczyzna?) odezwał się władczym, ochrypłym głosem - Milan, daję ci dziesięć minut. Jeśli w tym czasie nie zobaczę jego trupa, możesz pożegnać się z bratem na zawsze! - jego głos był dziwnie znajomy.
 - Ale on...
Posłał mu groźne spojrzenie i zamilkł. Zauważyłem, że jego twarz była pokryta wieloma bliznami. Skórę miał szarą, w niektórych miejscach jakby spaloną. Włosy były potargane, jakby wyszarpane, kolory ciemnego brązu. Ubrania także miał wypalone, że odsłaniały mu cały brzuch, lewe ramię, rękę do łokcia oraz chude jak patyki nogi. Oczywiście spodnie miały jeszcze nacięcia. Również ciało pokrywało się bliznami. A oczy... jakby ich nie miał. No i ta czarna substancja, która z nich wypływała. Był nienaturalnie wysoki, może sięgał mojemu Panowi do ramienia. Nagle na mnie spojrzał. Wtedy wszystkie wspomnienie związane z nim wróciły. Jak został wskrzeszony. Jak się zbuntował. Jak kilka razy próbowałem go zabic. Ostatnim razem widziałem go pochłoniętego ogniem. Myślałem, że już to koniec. Przepadł na zawsze. A jednak teraz stał przede mną  bacznie obserwował. Colin wrócił i to jeszcze bardziej potężniejszy. Ja... zginę.
 Milan spojrzał w moją stronę. Jego dolna warga drżała, a oczy miał pozbawione jakichkolwiek emocji. W dłoni ściskał nóż.
 - Z-Zaczekaj! - odzyskałem mowę - Nawet jeśli mnie zabijesz, to on złamie obietnicę! D-doskonale go znam! Zamorduje nas wszystkich!!
Zacząłem szybciej oddychać, jakby wypowiedzenie tego kosztowało mnie wiele wysiłku. Milan spojrzał na Colina, u którego na twarzy malowała się złość.
 - No dalej. Ja czekam - znowu się odezwał i jeszcze bardziej zacisnął macki na Charliem.
Szatyn znowu pokierował wzrok na moją osobę, tym razem jakby niepewnie. Przygotowałem się do jego ataku. Serce mi biło jak oszalałe. Byłem czujny. Milan mierzył mnie tylko wzrokiem, jakby rozważając moje słowa.
 - Koniec tego! - wrzasnął Colin - Jeśli ty tego nie zrobisz, to sam się tym zajmę! Zaczynając od ciebie!
Zza jego pleców wyrosła nowa macka i błyskawicznie pokierowała się w stronę jego pomocnika. Przeszyła ciało Milana na wylot. Z jego ust wyciekła fala krwi. Wrzeszczał z bólu, choc wyobrażałem sobie, że każdy krzyk sprawiał mu cierpienie. Colin nie ukrywał rozbawienia. Jak on mógł... po moich policzkach zaczęły spływac pojedyncze łzy. Colin na ten widok roześmiał się szyderczo. Wyjął mackę z ciała MOJEGO przyjaciela.  Szybko do niego podbiegłem i ukląkłem nad nim. Położyłem mu głowę na kolanach. Oddychał ciężko, dławiąc się krwią. A ja nie mogłem zrobić nic, aby mu pomóc.
 - Dlaczego... on chciał tylko odzyskac brata! Był ci wierny do samego końca!! A ty go tylko potraktowałeś jak swoją zabawkę!! - wrzeszczałem przez łzy - Robił wszystko co rozkazywałeś!
 - Nie byłbym pewny co do wierności mojej marionetki - roześmiał się - Jack wy wszyscy jesteście naiwni! Robicie wszystko! Wszystko! Wystarczy sprzedac wam dobrą his...-
Zaniemówił. Z jego brzucha wystawał nóż, a nawet rękojeść i kawałek czyjejś dłoni. Nagle dwie postacie błyskawicznie znalazło się między nami i poodcinała macki, w które był uwięziony rudowłosy. Natychmiast uciekł i znalazł się obok brata. To byli Liu i Nathan. Ale skąd oni się tutaj wzięli?
 - Idioci - powiedział Colin nic sobie z tego nie robiąc.


Z punktu widzenia Soul Taker...
Nareszcie znalazłem sposób.
A raczej Lord Zalgo go znalazł.
Sposób na morderstwo.
Aby Colin przepadł raz na zawsze.
Nie myślałem, że to będzie takie oczywiste. Wystarczył taki zwykły gest, by się od niego uwolnić. Ale czy to będzie takie proste? Na pewno nie. Nigdy nie miałem styczności z tym buntownikiem.  
Ale jestem w stanie to uczynić.
  To jego koniec.


Z punktu widzenia Toby'ego...
 Nie mogłem rozkminić, skąd on się tutaj wzięli. Colin aktywował setki cienkich macek, które od razu złapały Nathana i ścisnęły mocno. Jęczał z bólu. Tak samo zrobił z Jeffem, który wcześniej przebił go nożem. Podrzucał nim w górę i w dół, a on kurczowo próbował się czegoś złapać. Zauważyłem, że jego oczy powoli odwracają się białkami. Traci przytomność. Liu odciął jedną mackę, ale na tym się skończyło. Został przygnieciony do ziemi. Colin bawił się nami. Wtedy krzyki Nathana stały się jeszcze bardziej głośniejsze. Część macek zabarwiła na czerwono, a dosłownie przede mną spadła ręka. Urwana, jeszcze świeża ręka ściskająca nóż... D-dlaczego nie mogę się ruszyć? Dlaczego mogę tylko obserwowac ich cierpienia, samemu go nie doświadczy?! Ugryzłem się w wargę, aż wypłynęła krew. Nic nie czuję. Na swoich kolanach mam męczącego się Milana. Obok niego łkający jego brat. Przede mną rozgrywa się walka. Powoli wstałem i rzuciłem się na Colina. Przedarłem się przez ścianę macek, by wreszcie trafic jego serce... Nie. On nie ma serca. To tylko narząd w jego piersi. Tylko centymetry dzieliły mój toporek od niego, gdy nagle wszystko stanęło w miejscu, a on sam padł na ziemię. Przed sobą miałem nic innego jak ciało pozbawione głowy. Za to jego głowa była kilka metrów od nas. Odwrócona twarzą skierowaną w naszą stronę. Nadal miał ten okropny wyraz. Szczęście. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego co przed chwilą ujrzałem, podbiegłem do Milana. Był w pozycji siedzącej i obejmował swojego brata, który ciągle płakał. Na mój widok otworzył usta, z których wypłynęła fala krwi. Czerwona ciecz oblała plecy Charliego. Ukląkłem. Wtedy błyskawicznie, ignorując ból złapał mnie za szyję i przybliżył do swojej twarzy.
 - Obiecuj, że Charlie będzie bezpieczny... -zaczął - Proszę, zaopiekuj się nim...
 - Nie - do moich oczu znowu zaczęły zbierac się łzy - To ty się nim zaopiekujesz. Ty, rozumiesz? Zaraz sprowadzę pomoc i wszystko będzie dobrze - po chwili już ryczałem - Przeżyjesz...
 - Obiecuj mi to!
 - Milan... - odezwał się Charlie - Co się dzieje? Wracajmy do domu... - płakał tak samo jak ja.
 - Wszystko w porządku, mistrzu - powiedział i spojrzał mu w oczy - Wszystko w porządku...
Wtedy jego ciało upadło na ziemię. z głuchym hukiem.
 - Milan...?
 Nie mogłem wykrztusic z siebie ani słowa. Przestał oddychac, a oczy były takie puste. Jego życie dobiegło końca.

czwartek, 21 lipca 2016

Dni z życia CreepyPast 2 s. II


Z punktu widzenia [pan Milana...]
 Obserwowałem całą potyczkę oczyma mojego nowego sługusa. Sam byłem w znacznym oddaleniu od nich. Pora sprawdzić jak sobie radzi jego ukochana. Przede mną pojawił się spory pokój. Kątem oka zobaczyłem, że obok dziewczyny ktoś siedzi. Rękę miała zakutą w kajdankach. Złapali ją? Cholera! Wiedziałem, że nie będzie z niej żadnego pożytku. Muszę się jej pozbyć, zanim coś im wypapla. Nie warto było spełniać prośby jej chłopaka, który błagał o ożywienie jej. Za to mam dwóch nowych sługusów. Szybko przekierowałem obraz na Milana. Żeby to szlag! Czy ten nieudacznik zawsze musi zgubić swój cel? Gdzie Toby?! Westchnąłem i przełączyłem na swój normalny obraz. Znajdowałem się właśnie w jakiejś jaskini, zapyziałej dziurze. W kącie kulił się ze strachu brat Milana, Charlie. Jego szlochy są wyjątkowo irytujące. Szybko złapałem go za rękę i pociągnąłem za sobą, kierując się na zewnątrz. Pora przyjrzeć się temu z bliska... albo własnoręcznie wszystkich zabić. Milan nie jest mi już do niczego potrzebny, skoro okazał się takim ciamajdą, który nawet nie potrafi go zabić. Ale najpierw muszę doprowadzić do spotkania dwóch braci. Dopiero potem wszystkich pozabijam.
 - Przestań ryczeć! - warknąłem na dzieciaka przyśpieszając kroku.
Rudzielec z trudem powstrzymał łzy i co chwila się o coś potykał. Jak to dobrze, że mam umiejętność kontrolowania czyiś snów, przez co Milan myśli, że ON naprawdę został zabity. Potem wystarczyło go podrzucić do jakiegoś lasu, porwać dzieciaka i już mi jadł z ręki. Po jakimś czasie usłyszałem krzyki Milana. Znalazłem go. Naturalnie obserwowałem ich w ukryciu, zakrywając Charliemu usta, żeby nic nie pisnął.
 - Kto jest twoim panem? - dopytywał się Toby. A niech już mówi. To było mi obojętne. I tak zaraz wszyscy umrą. Chcę tylko zobaczyć rozlew krwi. Ale szatyn nadal trzymał gębę na kłódkę. Błagam, niech wreszcie wyciągną ostrza. Chcę flaków na wierzcu. Telepatycznie dałem znać nowemu, aby przybył w to miejsce. Przełączyłem na jego obraz, sprawdzić jak daleko się znajduje. Już się zbliża. Może wtedy będzie ciekawiej i szybciej dojdzie do walki niż mają tak stać i gapić. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Oni zrobią wszystko, wystarczy sprzwdać im dobrą bajkę. Świeżak służy mi, ponieważ ożywiłem jego dziewczynę. Ale ona i tak jest martwa! To tylko zombie ze świadomością tego czym jest! Jej ciało się rozkłada, gnije. Kilka dni, a zostanie całkowicie zeżarta. Wtedy tylko zabić tamtego. A ich miejsca zajmną kolejni naiwniacy liczący na to, że komuś im ożywię. Rozmyślałem tak dalej. Nagle poczułem ból po zewnętrznej stronie dłoni. Odruchowo się cofnąłem, ale zrobiłem wielki błąd. Odsłoniłem dzieciaka, który krzyknął jak najgłośniej i pobiegł w ich stronę, nim cokolwiek zdążyłem zrobić. Że dałem się wykiwać takiemu bachorowi! Natychmiast wyciągnąłem macki zza placów i złapałem go za kończyny, zaciągając w swoją stronę. W tym momencie przybył wspominany świeżak. No i wszyscy podani na tacy...


Z punktu widzenia Liu...
 Oczywiście, że zauważyłem braku Toby'ego. Wtedy dziwnie się zachowywał. Wiem, że to nie mój interes, ale jestem ciekaw w jakie kłopoty się wpakował. Kiedy upewniłem się, że wszyscy zasnęli, wyszedłem z pokoju. Poczułem lekki powiew, jakby ktoś przebiegł, ale to zignorowałem. Z siedzimy no-life było słychać stłumione krzyki.
 - Prze-przestań! Możesz w końcu byc spokojna?!
Otrząsłem głowę z brudnych myśli. Za co mnie pokarali takimi skojarzeniami... Westchnąłem i udałem się na dół, gdzie przy drzwiach majstrował Jeff z Soulem.
 - Co wy wyrabiacie? - spytałem półgłosem.
 - Otwieramy drzwi... - odpowiedział Soul, a Jeff nadal przy nich majstrował - Wiesz jak cholernie skrzypią? Chcemy być cicho.
Wypchnąłem brata lekko na bok i bez wahania otworzyłem je na oścież.
 - Chodzi o Tobyego, tak?
 - Tak...
 - Więc chodźmy - ruszyłem przed siebie. Jeff był zdziwiony tym, że nie protestowałem przeciwko niemu. Bez słowa ruszyli za mną. Drogę oświetlał nam bardzo jasny księżyc na bezchmurnym niebie. Usłyszeliśmy hałasy, więc Soul poszedł na zwiady. Kiedy wrócił, powkedział coś Jeffowi i obaj gdzieś pobiegli, zostawiając mnie za sobą.
 - Hej! Co się dzieje?! - darłem się, ale nke zwracali na mnie uwagi. Zorientowałem się, że biegniemy w stronę siedziby Nikkiego, Nathana i Mike. Tam wcześniej nocowaliśmy, w dzień przeprowadzki. Zastanawiałem się co zobaczył tam białowłosy i dlaczego kierują się właśnie do nich. Na miejscu Jeff zapukał jak najmocniej i krzyczał. Tylko dlaczego?
 - Możesz mi powiedzieć, co tam zobaczyłeś?! - spytałem zdyszany.
Soul Taker westchnął zawiedziony. Chyba nie chciał mi nic powiedzieć, co mnie wkurzało, bardzo.
 Tymczasem na niebie pojawiła się błyskawica. Nadciągała wielka burza.

niedziela, 17 lipca 2016

Dni z życia Creepypast 1 s. II

Nazwa II serii - Błędy naszych demonów. Życzę miłego czytania!


Z punktu widzenia Toby'ego...
 Stałem naprzeciwko Milana i mierzyliśmy się wzrokiem. Chciałem z nim spokojnie porozmawiać, ale chłopak najwyraźniej nie był chętny do rozmowy. Kurczowo ściskał nóż wymierzony we mnie. Przygotowałem siekierę do obrony.
 - Mamy sobie coś do wyjaśnienia - powiedziałem - Dlaczego...
 - Chcę cię zabić? - przerwał mi - Robię to z rozkazu mojego pana. A kiedy ty umrzesz, ja i Charlie znowu będziemy razem. Przepraszam. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to się tak potoczy.
Po tych słowach ruszył w moją stronę, celując we mnie nożem. Wziąłem zamach i mógłbym odciąć mu dłonie, gdyby nie to, że błyskawicznie się wycofał i rzucił we mnie nożem. Cholera. Przewidział to. Niepotrzebnie się odsłaniałem. Ostrze trafiło mnie w brzuch, ale na szczęście nic się nie stało. Tylko upadło na ziemię. Milan nigdy nie był dobry w rzucaniu bronią. Ale za to moja siekiera zanurzyła się w ziemi. Zanim ją wyjąłem, chłopak ruszył na mnie z kolejnym nożem. Zdążyłem osłonic się ręką i uderzyłem go głową w brzuch, a ostrze wycelowałem w jego kolano. Wrzasnął z bólu i runął na ziemię.
 - Naprawdę chcę tylko porozmawiać - powiedziałem cofając się nieco. W odpowiedzi rzucił we mnie swoim nożem, lecz niecelnie. Próbował się podnieść, ale przygniotłem mu klatkę nogą. Wtedy z kieszeni wyjął kolejny nóż, zapewne ostatni, i dźgnął mnie powyżej kolana. Wyjął go i zamachnął się by dźgnąć mnie jeszcze raz, ale szybko złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem do góry, zmuszając go tym samym do upuszczenia broni. Wolną ręką złapał mnie za kostkę, ale niewiele mógł zdziałać, oprócz wbijania paznokci w skórę.
 - A teraz mi powiedz... - zacząłem - jak się nazywa twój pan i kim jest Charlie.
 - On... Charlie to mój brat. Został zamordowany na moich oczach. Jedyne co mogłem zrobić, to przyglądać się wszystkiemu z ukrycia - jego oczach pojawiły się łzy - I wtedy pojawił się on. Mój pan. Powiedział mi, że ożywi Charliego, jeśli coś dla niego zrobię. Dopiero kiedy cię poznałem i szczerze polubiłem, rozkazał mi cię zabić. Ale zrobiłbym wszystko dla mojego braciszka.
 - Jak się nazywa twój pan?
Milan nie odzywał się. Próbował się tylko wyrwać, ale na marne. Całkiem go uwięziłem. Nogi miał za słabe by kopnąc mnie na tyle mocno. Właściwie to nie wiedziałem co robić. Puszczę go - zabije mnie. Zabicie go czy próby dogadania się z nim nie wchodziło w rachubę. Nagle usłyszałem trzask gałęzi za sobą. Przechyliłem głowę. Za mną stał bardzo wysoki chłopak. Nie widziałem go dokładnie, ponieważ był daleko, a poza tym trochę ciemno. Jednakże czułem na sobie jego wzrok i miałem wrażenie, że wszystko to obserwuje z uśmiechem na twarzy.
 - Ty... - usłyszałem chrapliwy głos przed sobą. Gwałtownie odwróciłem głowę w stronę dźwięku. Przede mną stał niska dziewczyna - Puszczaj go.
Miała ona przekrwione oczy, bladą jak trup cerę, a czarne, długie włosy sięgające do bioder wyglądały jak piórka. Ubrania miała brudne, podarte i pochlapane krwią. W dłoni trzymała tasak. Zauważyłem też, że miała kolczyk na wardze. Milan zgiął nieco kark by widzieć kto mu przybył na ratunek, a dziewczyna rzuciła się na mnie, celując tasakiem w szyję. Błyskawicznie odskoczyłem do tyłu i przyparłem do drzewa za mną. Dziewczyna pomogła wstać Milanowi i oboje zwrócili się ku mnie. Szatyn miał lekki grymas na twarzy, za to u czarnowłosej malowała się żądza krwi.
 - Ech... - westchnęła - Zabijmy go szybko i wracajmy.
 - J-jasne - zająknął się chłopak.
Milan pobiegł na lewo, a dziewczyna na prawo. Najpierw musiałem zablokować jej atak, przez co znowu się odsłoniłem i dałem mu okazję do dźgnięcia mnie w żebra. Udało mi się go kopnąć, a dziewczynę zaatakowałem z główki. Jęknęła cicho i przewróciła się na ziemię. Nie była zbytnio silna. Kiedy ją uderzyłem, była bardzo zimna, a może mi się wydawało. Skoncentrowałem się na moim wcześniejszym przeciwniku. Chwyciłem siekierę i rękojeścią wycelowałem w głowę. Nie chcemy jego śmierci. Ale zanim go uderzyłem, tamta dziewczyna złapała mnie od tyłu w pasie. Wzdrygnąłem się nieco. Dosięgała mi zaledwie do pępka... Jedną ręką usiłowała mi wbić tasak w brzuch, ale ją powstrzymywałem. Tymczasem Milan znów we mnie wymierzył ostrze. Szybko się odwróciłem, mając nadzieję, że trafi czarnowłosą, ale zamiast tego poczułem jak nóż wbija mi się między łopatki. Szybko odrzuciłem ją od tyłu na Milana, wyrywając jej tym samym tasak. Może i jest słaba, ale oni razem to zgrany duet. Zabiją mnie. Rozejrzałem się szybko po lesie, sprawdzając czy nie ma tu jeszcze innych ich kolegów i pobiegłem przed siebie, tak szybko jak się tylko dało. Po jakimś czasie odwróciłem głowę. Nie biegli za mną. A może polecieli bokami? Nagle wpadłem na coś miękkiego. Zachwiałem się i spojrzałem przed siebie. Slenderman? Nie, nie, był inaczej ubrany i miał twarz. Przyglądałem mu się, ale nic nie przychodziło mi do głowy kim mógł być. Zresztą i tak niewiele widziałem. Przypomniało mi się o tamtym chłopaku, który miał okazję zobaczyc kawałek sceny z walki. Nagle postać dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Tak po prostu. Zostawił za sobą czarną mgłę, która równie szybko się ulotniła. W tym samym czasie usłyszałem za sobą szelest liści i trzask gałęzi. To oni. Zbliżają się.


Z punktu widzenia Clockwork...
 Stałam tam jeszcze przez chwilę, kiedy Toby wyszedł. Zakładam, że byłam czerwona jak burak. Zastanawiało mnie tylko jedno - mówił szczerze czy tylko udawał, żebym za nim nie poszła? Westchnęłam teatralnie i usiadłam za kanapie, zwrócona do drzwi. Toby długo nie wracał, co zaczęło mnie niepokoić. Byłam bardzo zmęczona, ale i tak czekałam na jego powrót. Nagle w pomieszczeniu rozbłysło światło, a z ostatniego schodka zszedł E.Jack. Zmierzał w kierunku zlewu. Ugięłam nieco nogi, które zaczynały drętwieć.
 - Kto tam? - zapytał ochrypłym głosem, zatrzymał się w połowie drogi i zwrócił twarz na mnie.
 - Clockwork - odpowiedziałam.
 - Aha - ziewnął i znowu ruszył do zlewu - Dlaczego nie śpisz?
 - Za kilka minut ma lecieć jakiś dramat w TV, więc czekam - skłamałam.
Chłopak sięgnął po szklankę, nalał sobie zimnej wody i upił parę łyków.
 - Jak chcesz. Tylko nie za głośno...
 - Będę pamiętać.
Jack dopił resztę wody z szklanki i powędrował na górę. Znowu zostałam sama. Wierciłam się niespokojnie czekając na jego powrót. Nagle całe pomieszczenie przez ułamek sekundy rozbłysł jasnym światłem. Chwilę później usłyszałam grzmot. Na szybę powoli zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Podeszłam do okna. Okropna pogoda. Burza, deszcz, do tego silny wiatr. Zaczęłam bardziej martwic się o niego. Chciałam po niego już wychodzić. Po cichu przemknęłam do pokoju i się przebrałam, uważając by nikogo nie obudzić. Gdy znalazłam się na dole zabrałam z naszego magazynu jedynie dwa noże. Tyle mi wystarczy. Zamknęłam magazynek i ruszyłam w stronę drzwi, kiedy nagle zorientowałam się, że ktoś po tamtej stronie szarpie za klamkę. Wnet drzwi otworzyły się z wielkim hukiem, a w progu stanęła jakaś obca dziewczyna. Pomyślałabym, że to jakiś turysta, gdyby nie to, że była pochlapana krwią, cała blada i miała w dłoni tasak. Patrzyłam na nią z góry zmieszana, gdyż była bardzo niska.
 - Czego tutaj szukasz? - spytałam nieco podniesionym tonem.
 - Nie twoja sprawa - nagle dziewczyna rzuciła się na mnie z wymierzonym tasakiem w brzuch. Jej błąd. Chciałam dobrze. Zablokowałam atak czarnowłosej i pisnęłam wniebogłosy, by obudzić innych. Dziewczyna sprzedała mi kopniaka w brzuch i cofnęła się nieco, ale złapałam ją za nadgarstek i ścisnęłam mocno. Drugą ręką próbowała mnie dźgnąć tasakiem, ale wystarczyło tylko kopnąć jej w rękę żeby go upuściła. Była słaba.
 - Co się stało? - pierwszy na dole pojawił się Kasper.
 - Ta mała gnida wpadła tutaj i próbowała mnie zabić - parsknęłam.
 - Interesujące - pojawił się Jason i podszedł bliżej, mierząc dziewczynę wzrokiem.
Kolejna osoba, czyli Puppet gwizdnął na jej widok, a potem zobaczył schodzącą ze schodów Zero i skupił uwagę na otwarte drzwi. Podszedł je zamknąć.
 - Co z nią zrobimy? - spytałam. Z góry zeszła kolejna grupka ludzi niezorientowana w temacie.
 - Zabijemy i wytniemy uśmiech? - powiedział Jeff.
 - Przerobimy na lalkę? - powiedzieli równocześnie Jason i Puppeteer.
 - Zjemy nerkę? - powiedział E.Jack, a wszyscy spojrzeli na niego krzywo.
 - NIECH SPŁONIE - krzyknęła Alice wyciągając zapałki. Na szczęście Judge ją powstrzymała.
 - Nie dzisiaj.
 - Zróbmy piniatę! - zawołał L.Jack.
 - Albo niech posłuży mi jako ofiara dla mojego pana! - zawołał Kasper swoimi wieloma głosami.
 - Ej! Ale najpierw zabieram jej duszę! - to z kolei powiedział Soul Taker.
 - A ja krew! - zawołał za nim Bloody Painter.
 - CISZA! - ryknęłam - Proponuję poprosić wujka aby wymazał jej pamięć, a potem gdzieś porzucić.
 - Jesteś zbyt łagodna... - burknął Jeff.
 - I tak mnie nie zabijecie! - odezwała się czarnowłosa i na nowo próbowała się wyrwać - Zresztą moi bracia już tutaj idą! Uratują mnie, a wy macie przekichane!
 - Nie wydaje mi się - w mojej głowie rozbrzmiał ten nieprzyjemny głos Slendera - Zatrzymamy ją tutaj i spróbujemy wyciągnąć z niej kim jest i dla kogo pracuje.
 - Nie może...-
 - Umarłym nie można czytać w myślach.
Wszyscy spojrzeli na dziewczynę nieco osłupieni.
 - Ben, Red i Silver, będziecie jej pilnować. Jutro pokombinujemy jak z niej coś wyciągnąć.
Ben już miał protestować, ale Slender spojrzał na niego gniewnym wzrokiem (?) i już się nie odzywał. Podszedł do dziewczyny, złapał za drugi nadgarstek i zaciągnął za sobą. Czarnowłosa oczywiście próbowała się mu wyrywać i go biła wolną ręką, za co dostała kopniaka w żebra od blondyna. Za nimi powędrowali Silver i Red. Zaraz po trzasku drzwi od ich pokoju, usłyszeliśmy głośne krzyki. Potem coś łupło na ziemię i nastąpiła cisza. Wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, w tym ja również, aby dziewczyny nie nabrały podejrzeń, ale i tak nikt nie zauważył braku Tobyego.



CDN...

czwartek, 7 lipca 2016

Dni z życia CreepyPast 31

Witam, witam i o zdrowie pytam. Miało byc 33 w jednej serii, ale będzie 31. Niedługo otwieramy nowy sezon! Mam szydercze plany, hyhyhy.
_____________________________________________________________________________________________

Z punktu widzenia Milana...
Serce drżało mi jak oszalałe. Dzisiaj to zrobię. Muszę. Szedłem zaraz za Toby'm, który mnie gdzieś prowadził. Tak, do tamtego domu, w którym kiedyś mieszkali. Slendy go wysłał na misję, by sprawdzić, czy od ich zniknięcia nie pojawili się tam Skrollverse. Przy okazji zabrał mnie. Na miejscu dom był totalnie zdemolowany. Tylko niektóre pokoju były w stanie nienaruszonym, co mnie zdziwiło.
 - Byli tutaj. - oznajmił Toby oglądając zadrapanie pazurami na ścianie. Wiele zadrapań.
 - Może wcześniej tutaj było?
 - Nie, nie. Przecież wszystko jest zakurzone. Wszystko oprócz klamki. I widać ślady butów.
W sumie logiczne. Wyszliśmy i udaliśmy się do lasu, na górę. Powoli zbliżaliśmy się do miejsca, w którym się poznaliśmy. Dokładnie je pamiętam, jakbym przesiadywał tam całymi dniami, a przecież spędziłem tam tylko kilka chwil. Zakończę to. Zakończę to i znowu spotkam się z Charlie'm. Znowu będziemy razem. Nagle zrobiło mi się słabo. Szkoda mi go. Naprawdę się zaprzyjaźniliśmy, a miałem nie brac tego na poważnie. Zakończę to szybko, tak jak mi nakazał pan. Gdyby ode mnie to zależało, nigdy bym go nie zabił. Jednak...
 - Toby? - zatrzymałem się i sięgnąłem po nóż. Ścisnąłem mocno jego rękojeść. Zauważyłem, że moje kąciki ust drgają, jakbym miał zaraz płakać, więc próbowałem się uspokoić.
 - Hmmm? - zatrzymał się. Był odwrócony plecami.
 - Giń.
Szybkim ruchem wbiłem nóż między jego łopatki i obaliłem go na ziemię. Toby krzyknął. Próbował sięgnąć ręką po toporek, więc je wyrzuciłem gdzieś daleko. Odwróciłem go tak, aby patrzeć mu w oczy. Na jego twarzy malował się gniew, zaskoczenie, panika i smutek. Miałem przy sobie trzy noże. Zrobiłem coś brutalnego. Wbiłem jeden z nich w jego dłoń aż po rękojeść, przygwożdżając go tym samym do ziemi.
 - Milan? - odezwał się.
 - Przepraszam. Nie chciałem tego. - mój głos niemal drgał. Zacisnąłem zęby. Muszę go zabic dla Charliego. Dla mojego pana. Dla nas.
Powoli uniosłem nad nim nóż. Nie patrzyłem już w jego twarz, ale czułem uśmiech. Jeszcze raz spojrzałem mu w oczy.
 - Nie patrz w oczy swoich ofiar, inaczej będą cię nawiedzać w koszmarach - powiedział uśmiechnięty, a ja poczułem uderzenie w żebra. Wylądowałem parę metrów od nich. Chwiejnie wstałem z ziemi. Zobaczyłem, jak ktoś pomaga Tobyemu. Miał pomarańczową bluzę i czerwone oczy, oraz usta wygięte w grymasie. Hoodie. Opowiadał kiedyś o nim. Nagle obaj spojrzeli się w moją stronę. Szatyn dosłownie mnie pożerał. Malował się na nim rozczarowanie. Mniejsza z tym. Było ich dwóch. Natychmiast rzuciłem się do ucieczki, pokonując ból. Ale Hoodie był cholernie szybki. Prawie mnie ma. Założę się, że nie skacze zbyt daleko. Błyskawicznie wdrapałem się na wysokie drzewo i skakałem z gałęzi na gałąź. Tak jak przypuszczałem, nie skacze zbyt wysoko i szybko spadł. W mgnieniu oka ich zgubiłem.


Z punktu widzenia Toby'ego...
 Stałem tam jak kołek, obserwując ja Milan ucieka górą. Byłem zszokowany. Dlaczego chciał mnie zabic? Dlaczego "tego nie chciał"? Myślałem, że uważa mnie za swojego przyjaciela. Jak zwykle byłem naiwny i mu zaufałem. Wszystko mieszało mi się w głowie. Spojrzałem na moją przebitą dłoń. Obficie krwawiła. Chwilę potem Hoodie go zgubił i zajął się moimi ranami. Wróciliśmy do domu. Tam Slendy uleczył mnie do końca. Nie wiem jak to zrobię, ale wymknę się jeszcze dziś w nocy i go poszukam. Może Slendy się nie zorientuje... Mamy sporo z Milanem do wyjaśnienia. Może zginę, może obaj się pozabijamy, albo tylko ja wyjdę z tego żywy. Trudno.
Kiedy nastała noc, poczekałem aż wszyscy zasną. Dopiero wtedy przemknąłem na dół i uchyliłem drzwi. Wtedy coś sobie przypomniałem. Nie mam broni. Wziąłem z naszego magazynku mały nożyk i siekierę. Dałem sobie spokój z bronią palną. Zamknąłem magazyn i udałem się do drzwi. Nagle w pomieszczeniu rozbłysło światło. Odwróciłem się gwałtownie. Na szczęście to tylko Clockwork. Była ospała i miała na sobie piżamę w żyrafę.
 - Gdzie się wybierasz? - spytała patrząc na broń.
 - Na spacer - odpowiedziałem - Oczywiście, że szukac Milana, tylko proszę, nie wydaj mnie.
 - Nie możesz - dziewczyna szybko do mnie podbiegła i złapała za nadgarstek - Nie pozwolę ci tam iśc.
Spojrzałem na nią z troską i westchnąłem.
 - Nic mi nie będzie.
 - W takim razie idę z tobą - oznajmiła stanowczo.
 - A jak ci się coś stanie? Nie wybaczę sobie tego.
Spojrzała na mnie z determinacją w oczach.
 - Proszę, zostań tutaj... - błagałem.
Wiedziałem, że Milan raczej nic jej nie zrobi. Przecież nie ma do niej żadnego interesu. Mimo to i tak się martwiłem. Przecież i tak mógł jej coś zrobić.  Clockwork otworzyła usta by coś powiedzieć, ale szybko przybliżyłem do niej głowę i pocałowałem dziewczynę w usta, po czym objąłem. Następnie wyszeptałem jej do ucha "Kocham Cię" i natychmiast wyszedłem, zostawiając ją samą. Chcę ją chronic za wszelką cenę.
Powoli ruszyłem w stronę miejsca, w którym ostatnio widziałem Milana.



CDN...


Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...