wtorek, 30 sierpnia 2016

Write and read


 Witam, moje Koszmarki ^^
Informuję tylko, że raz na jakiś czas na tym blogu zamiast standardowego "Dni z życia CreepyPast" mogą się pojawiać opowiadania zupełnie niezwiązane z creepypastą, trollpastą, ani nic z tych rzeczy.
To będą opowiadania, prawdopodobnie, wykraczające poza mój chory świat.
Mam nadzieję, że nie będziecie bić...
A powodem tego jest wzięcie udziału w tym konkursie  --> podejrzany link <--
 No i zachęcam innych ^^

Jeszcze jedno - spróbujcie mnie nie spalić na stosie za to, że posty pojawiają się coraz rzadziej... chcę po prostu dobrze wykorzystać ostatnie dni wakacji (czyt. chcę siedzieć sama na strychu czytając książkę i popijając herbatę z mlekiem, szukając natchnienia do napisania zdania do mojej książki, która i tak pójdzie do szuflady)
Ale powiem wam coś na pocieszenie - jak na razie nie mam zamiaru nikogo zabijać, a tylko lekko okaleczyć. Cieszmy się.
No i dodam nową postać... znowu.. tym razem nie będzie to kolejna ofiara moich wymysłów...

 Trzymajcie się, Koszmarki! I pamiętajcie aby zawsze być czujnym. Nigdy nie wiadomo kiedy Offender zza rogu wyskoczy.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Dni z życia CreepyPast 6


Ogólny punkt widzenia...
 Minęły dwa tygodnie od poznania syna Zalgo przez ich proxy. W ten czas byli razem zaledwie na dwóch misjach. Na obu ledwo uszli z życiem, przez niezdarność Zak'a. Kiedy Jeff i Soul Taker szli po niego na kolejne zlecenie, nagle...
.
     BUM!
.
W jednej chwili mieszkanie stanęło w płomieniach. Ogień pochłaniał coraz więcej terenu. Z dużego okna pokoju na drugim piętrze, nieumiejętnie wyskoczył białowłosy, próbując zdziałać coś swoimi skrzydłami. Lecz bezskutecznie. Walnąl z głuchym hukiem o ziemię, na szczęście upadek nie wyrządził mu poważnej krzywdy. Kilka metrów od niego stali pomocnicy jego ojca. Obserwowali zdarzenie z niekrytym zdziwieniem.
 - Co tu się właśnie stało? - wykrzyczał prawie Jeff.
 - Nieważne - odparł pół-demon podbiegając do nich - Opowiem wam wszystko po misji.
 - Spadamy.. - przerwał Soul Taker, kiedy zobaczył że ogień rozszerza się coraz bardziej.
Trójka uciekła i chcieli pobiec do domu, ale pan najwyraźniej postanowił sprawdzić co u nich.
 - Dlaczego wy nie na misji? - wyskoczył im nagle przed twarzami - Lekceważycie mnie.
 - To nie tak - wystąpił sprawca pożaru - Po prostu my... em... no bo wysadziłem dom i...
 - Co zrobiłeś? - Zalgo przybrał kamienną minę - Jakim cudem to ci się udało?
Spojrzenia wszystkich pokierowały się na winnego temu wszystkiemu, a on odpowiedział tylko:
 - To długa historia. Powiedzmy, że bawiłem się benzyną.
(Gapie strzeliły faceplama).


Z punktu widzenia Ben'a...
 Jeff i Soul Taker przyszli z misji wcześniej niż się spodziewałem. A to znaczy... ups...
 - Co ty wyprawiasz?! - krzyknął Woods i rzucił się na złamanie karku na pomoc Vincentowi.
Niech to! Rozłożyłem tyle pinesek na schodach, a teraz wszystko na nic!
 - Chciałem go nauczyć tańczyć - burknąłem - To chyba nic złego.
 - Pineskami? - warknął i zabrał dzieciaka zanim zrobił sobie krzywdę.
 - No co? Ty do zabawy dajesz mu nóż.
 - Ale ja go pilnuję, a nie zostawiam samego.
No rzeczywiście, Vin był na schodach, a ja w tym czasie wylegiwałem się na kanapie patrząc w sufit. Wzruszyłem ramionami. Podniosłem się z wygodnej kanapy. Zauważyłem, że w progu drzwi stoi jakiś chłopak. Wyglądał jak jakaś postać wyszarpana z anime o tematyce ostrego yaoi albo badziewnego shonen-ai. Wkroczył do środka i rozejrzał się, jakby pierwszy raz widział tak umeblowany dom. Zauważył że się na niego lampię. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale w tym samym momencie Soul Taker zawołał:
 - Chodź, później pozwiedzasz mieszkanie i zapoznasz się z innymi.
Odwrócił ode mnie wzrok i poszedł za nimi na górę. Odczekałem chwilę i powędrowałem w ich ślady. Ostrożnie przystawiłem ucho do drzwi ich pokoju. Cisza, do tego przytłaczające uczucie i dym? Na pewno rozmawiali w tej chwili z wujaszkiem. Powoli odszedłem i miałem zamiar iść do siebie, ale jedne z pokoi otworzyły się z hukiem, a na korytarz wparowała Nina.
 - Jeffuś u siebie w pokoju? - zapytała na mój widok. Wydawała się bardzo szczęśliwa, a za plecami trzymała jakieś pudełeczko owinięte czerwoną kokardą.
 - Tak - odpowiedziałem - Chciałaś czegoś?
 Co za głupie pytanie. Oczywiście, że chciała go znowu poderwac. A ten pakunek to pewnie (na 100%) prezent. Znając życie, znajduje się tam nóż i kilka zdjęć zmasakrowanych ciał. Może jeszcze karmelki. Albo... wyrwane serce jakiegoś lovelasa?
 - Tym razem go zdobędę! - powiedziała uradowana - Na pewno mu się spodoba!
 Jak ja uwielbiam niszczyć marzenia innych i patrzyc jak się załamują. Z pełną powagą odparłem:
 - Ale ty wiesz, że Jeff jest zakochany w...
Nagle jej szczęście zniknęło i pojawiło się coś w stylu niepewności, strachu, zniecierpliwienia, smutku.. Wytężyła słuch i jej cała uwaga skupiła się na moich ustach i tym co mówię. Przełknęła ślinę.
 -...Alice? - dokończyłem.
Ku mojemu zdziwieniu, Niny nie ogarnął smutek czy złość. Uśmiechnęła się szerzej niż zwykle i zachichotała.
 - Przecież każdy wie, że Jeff jest zauroczony w Alice i każdy też wie, że nie ma u niej żadnych szans!
Zauroczony. Specjalnie podkreśliła te słowo.
 - No i nasza laleczka nie jest nim zainteresowana. - dodała z uśmiechem - A teraz wybacz, idę na podbój.
 Podbiegła do drzwi swojego wybranka i bez żadnego ostrzeżenia wlazła do środka. Zamknęła za sobą wrota. Kątem okaz dostrzegłem, że Slendy już wyniósł się z pomieszczenia. Wtedy po domu rozległ się dziewczęcy pisk. Jak można podejrzewać, należał on do Niny. Wparowałem za nią do pokoju.
 - Co to za potwór?! - wskazała palcem na... coś.
 Wpatrywałem się w "potwora" aż Jeff się odezwał:
 - Ale ty to szanuj syna Lo...-
 - Jeff! - trzepnął go Soul - Mamy to trzymać w tajemnicy, dopóki sam się nie zdecyduje tego wyjawić!
 Dopiero po chwili spotrzegłem znajome rysy twarzy dla tamtego chłopaka, którego dodałem do zakładek: "yaoi". Po chwili jednak wrócił do ludzkiej formy.
 - Wystraszyłem Cię? - odezwał się czerwonooki - Przepraszam.
 W jego głosie słyszałem nutkę rozbawienia. A może to była kpina? Ciekawe, ile masek posiada?
 - Kim on jest? - spytała Nina nie wiadomo kogo - I co tutaj robi?
 - Zamieszka z nami do czasu, aż pewien osobnik nie znajdzie mu domu, bo tamten wysadził - wytłumaczył Soul Taker.
 No. Przynajmniej nowa ofiara do wypróbowania moich nowych żartów. Bo oni są już na nie całkowicie odporni. Uśmiechnąłem się w duchu.
 - Aha... - Nina wlepiła w przypysza swój wzrok. Chyba się zakochała w jego wyglądzie. Miałem dość przyglądania się temu. Tak jak wcześniej. Kiedy tylko nowy otworzył usta aby coś powiedzieć, wyszedłem zatrzaskując za sobą drzwi. Udałem się do siebie. Niestety to nie był koniec złych nowin. Po jakimś czasie wujaszek wezwał mnie piskiem w głowie na dół, do salonu. Wszędzie było pusto, a on siedział na fotelu, wyczekując mnie. Niechętnie podszedłem do istoty bez twarzy i rozsiadłem się na kanapie, na przeciwko niego.
 - Co jest, wujaszku? - wymusiłem uśmiech.
 - Już się zapoznałeś z Zakiem, prawda? - zaczął spokojnie Operator.
 Zak? Chwilunia... to pewnie tamten chłopak z białymi włosami, bo nikt inny mi nie przychodzi do głowy.
 - Tak.
 - Dobrze wiem, że już od początku nie przypadł ci do gustu - to było za mało powiedziane - Ale postaraj się nie robić mu głupich żartów, dobrze? Albo po prostu unikaj go i nie wdawaj się w żadne dyskusje.
 - Niby dlaczego? - zapytałem oschle, ale szybko pożałowałem swojego tonu głosu.
 - Widziałeś go w swojej demonicznej formie, mam rację? - jego ton głosu również się zmienił na stanowczy i poważny - Nie chcesz wiedzieć do czego jest w niej zdolny.
 Do czego jest w niej zdolny? Przecież szybko wrócił do ludzkiej postaci.
 - Słuchaj. Zak przybiera tą formę kiedy miotają nim negatywne emocje. Nie potrafi nad tym zapanować. Kiedy Nina wtargnęła do pokoju, był może nieco niemile zaskoczony, ale nie na długo, więc szybko wrócił do swojej pierwszej formy. A teraz pomyśl co by się stało, gdyby na przykład ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody znienacka, albo obraził, o ile ma duży dystans do siebie. Wiem, że te przykłady wydają się błahe, ale wiem też, do czego ty możesz być zdolny.
 Mimowolnie się uśmiechnąłem, kiedy Slender wypowiedział ostatnie słowa. Cóż to za pochwała i to od samego Operatora. Nie chciałem już pytać do czego mógłby byc zdolny Zak.
 - Więc po prostu będę go unikał, a nikt nie ucierpi? - upewniłem się.
 - Doskonale. Dokładnie tak. Możesz już iść.
 Na tym rozmowa się skończyła. Wstałem z siedzenia i postanowiłem wyjśc na zewnątrz. Wychodząc obejrzałem się krótko za siebie. Jak myślałem, Slender zniknął, zostawiając za sobą gęstą mgłę. Wyszedłem na dwór i udałem się do miasta, wypatrywac kolejnych ofiar. Powoli się ściemniało, więc nie było sensu zakrywac swoje uszy, czy chowac oczy za okularami. I tak o tej porze było mało ludzi.
 Wkroczyłem do pierwszego lepszego budynku i poleciałem na pierwsze piętro. Złapałem za drzwi na końcu korytarza. Najpierw lekko je uchyliłem, upewniając się, że nie ma nikogo kto mógłby mi przeszkodzić. Mieszkanie było skromnie urządzone, ale bogate. Tak, jedno wyklucza drugie, ale jak inaczej nazwac to pomieszczenie, w którym jest bardzo mało rzeczy, ale każda z nich wygląda jak zrobiona ze złota? Cicho wszedłem do środka i od razu uderzył mnie zapach "morskiego" odświeżacza powietrza. Powoli przemknąłem do drzwi, z których wydostawało się czyjeś chrapanie. Bez chwili zastanowienia wpełzłem do środka. Pokój był cały oblepiony plakatami bogato obdarzonych przez naturę dziewczyn, a w powietrzu unosiła się woń piwa. W łóżku obok biurka z komputerem leżał jakiś chłopak, na oko dwadzieścia lat. Świecie, robię ci wielką przysługę... Dobra, czas działać! Włączyłem komputer. Trochę zajęło zanim się urochomił. Ale kiedy tylko ukazała mi się tapeta z czerwonym motocyklem, "wniknąłem" w urządzenie. Zanim, ekhem... załatwiłem kilka spraw... i wróciłem do świata, minęły trzy godziny. Wyłączyłem komputer i wycofałem się z domu. Musiałem sobie dodatkowo wydłużać drogę, bo nadal cuchniałem piwem i tamtym odświeżaczem. Tak więc u siebie byłem dopiero o drugiej w nocy, trochę mi zajęło.
 Z samego ranka (czyt. o dwunastej) wniknąłem w swój komputer, sprawdzić czy moja ofiara już siedzi przed ekranem monitora. Jest. Idealnie. Przez kamerkę mogłem zobaczyć jego twarz. Nie wyglądał mi na narkomana, jak przypuszczałem. Cóż, nieważne. Chyba wiecie co było dalej? Cleverbot, kilka wirusów wpuścić... założę się, że po dwóch tygodniach nie wytrzyma. W końcu wiem o nim prawie wszystko. Tak dużo informacji zdradza na swój temat. Zbyt wiele.


---------------------------------------------------
Witam Koszmarki! Wiem że istatnio posty pojawiają się rzadko, a od 1 września będą jeszcze rzadziej. Powody ściśle tajne. Jeszcze jedna ważna sprawa:
Kto słyszał o ARG łapkę w górę niech wzniesie... bo wobec tego mam jakieś swoje kolejne chore pomysły xD. A jedna postać będzie pokrzywdzona przez los, ajć.
Ostatnia sprawa: Lubicie Zaka? :3
 No to... trzymajcie się! (Mistrz zakończeń...)




niedziela, 14 sierpnia 2016

Dni z życia CreepyPast 5



 Ogólny punkt widzenia
 - Gdzie nas zaprowadziłeś? - spytał Jeff przekraczając próg drzwi. Za nim szedł Soul Taker. Lord Zalgo po prostu oznajmił im, że musi im coś pokazac. Dom w którym się teraz znajdowali był ogromny. Jednak wszystkie meble były poniszczone, a w powietrzu unosił się zapach spalenizny. Jakby przebiegło tędy stado dzikich zwierząt, albo dresy urządzali tutaj imprezy. Dodatkowo dziwny, mdlący zapach przyprawiał chłopaków o bóle głowy, ale już dawno przywykli.
 - Niech zgadnę... - odezwał się białowłosy - Mamy znowu coś znaleźc albo pozbyc się zwłok?
Zalgo posłał mu tylko groźne spojrzenie i chłopak zamilkł. Nagle rozległ się jakiś hałas. Z góry puszek po gazowanych napojach wyłonił się sporych rozmiarów pies. Sięgał im do pasa. Spoglądał na nich z dołu głodnymi ślepiami. Jakby chciał ich rozszarpać. Był podobny do Zalgo. Dlaczego przypominał on ich pana? Miał białą sierśc i ciemno-czerwone oczy. Ogon trzymał opuszczony, a po lewej stronie pyska miał zadrapanie. Pies ostrożnie podszedł do Jeff'a, który stał najbliżej niego.
 - Co to za kundel? - spytał czarnowłosy klękając na jego wysokości.
Pies przybliżył swój pysk do jego twarzy i delikatnie skoczył, opierając swoje łapy o jego ramiona. Chłopak wzdrygnął się nieco i odwrócił głowę do demona, jakby oczekując wyjaśnień. Nagle poczył jak ciężar na jego ramionach maleje, ale łapy "powiększają się". Poczuł na swoim policzku jak styka się z językiem ssaka i pozostaje ślina. Znowu pokierował wzrok na zwierzę. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zamiast psiego pyska ujrzał ludzką twarz. Jeff odskoczył jak poparzony i wytarł rękawem bluzy policzek. Chłopak badawczo mu się przyglądał z bliska, jakby nigdy człowieka nie widział. Niewiele różnił się od Zalgo (albo psa...). Też miał białe włosy i ciemno-czerwone oczy, a po lewej stronie, było niewielkie zadrapanie na ustach.
 - Co do...?! - wrzasnął Jeff i wstał na równe nogi. Czerwonooki wstał spokojnie i dokładnie przyglądał się obu proxy. Ale najbardziej Jeff'owi.
 - Dobra... - zaczął Zalgo - To są Jeff i Soul Taker - wskazał na swoich pomocników - Moi proxy, o których tak dużo słyszałeś. A to mój syn... cóż, przedstawiłbym go wam, ale jest bezimienny.
Soul i Jeff roztworzyli oczy ze zdziwienia. Syn?! Ukrywał jego istnienie przed ludźmi? Teraz wiadomo, dlaczego jest między nimi takie podobieństwo.
 - Miło mi was poznac! - powiedział pół-demon i wyciągnął dłoń na przywitanie. Jeff niepewnie podał mu rękę, a kiedy tylko go dotknął, twarz czerwonookiego zaczęła się lekko "wyginac". Po paru sekundach przybrał wygląd Jeffa. Z tym wyjątkiem, że kolor oczu, włosów i tamta blizna pozostały.
 - Miło... - teraz Soul podał rękę temu pseudo-przebierańcowi. Ale nie przybrał jego wyglądu. Najwyraźniej nie był tego wart. Wrócił do normalnej swojej postaci.
 - Jesteście pierwszymi ludźmi, których dotykam, heh - oznajmił i schował ręce do kieszeni.
Jeff i Soul wymienili się spojrzeniami.
 - I lizał... - palnął Jeff w głowie i spalił buraka na samą myśl o tym.
 - Czyli żyjesz sobie tutaj i nigdzie nie wychodzisz? - zagadnął Soul.
 - No! Nigdy stąd nie wychodziłem.
 - I żyjesz tutaj...
 - Siedemnaście lat. Z resztą, on mi nie pozwala.
Wszyscy spojrzeli na Zalgo, który odwrócił głowę i zaczął gwizdac.
  - Nie wypuszczam cię, bo jeszcze nie umiesz kontrolowac swoich... mocy? - powiedział Zalgo - Więc pomyślałem, że chodząc z nimi na misje poczynisz jakieś postępy. Ale wypuszczenie cię w świat samemu to byłoby zbyt niebezpieczne, nawet dla pól-demona.
 - I myślisz, że z takim idiotą będzie bezpieczny? - powiedział Soul.
 - Osz, ty..! - Jeff zacisnął pięści, ale powstrzymał się przed uderzeniem go.
 - Tak czy siak, nie narażasz tym samym nas na zagrożenie? - zmienił temat złodziej dusz.
 - Właśnie dlatego wybrałem was.
Nie wiedzieli w sumie czy odebrać to jako obrazę, czy pochwałę, więc pokiwali tylko głowami.
 - Skoro wszystko najważniejsze zostało wyjaśnione, wysyłam was na misję..
 - Ja mam jeszcze pytanie - Jeff uniósł rękę jakby był na lekcji - Gdzie jest jego matka? - spojrzał prosto w oczy ich nowego znajomego.
 - Takie sprawy nie powinny cię obchodzić - warknął jego pan i obraczył groźnym wzrokiem. Wyglądał na bardzo zaskoczonego tym pytaniem, a równocześnie wściekłego na swojego podopiecznego za dociekliwość.
 - Przeraszam - wyjąkał Woods i spuścił nieco głowę.
 - Wracając do tematu, macie M-I-S-J-Ę. - oznajmił jeszcze raz twardo.
Wtedy wyjaśnił im wszystko po kolei, jakby mówił do dzieci ułomnych. Ustalili sobie jeszcze, że do syna swojego pana będą się zwracali Zak. Misja, choć była prosta, sprawiała dużo kłopotów z tym cudakiem. Pół-demon ciągle wpatrywał się intesywnie w wszystkich ludzi, a najbardziej zainteresował się płcią piękną... trzeba było mu wybaczyć, przecież siedemnaście lat nie widział człowieka. No, może tylko widział ludzi z daleka, kiedy śledził ich wzrokiem przez szybę z okna swojego zdemolowanego pokoju. Jeff i Soul zastanawiali się nad jaką mocą ma się nauczyć panować Zak. Dopiero później wyszło na jaw o co chodziło. Czerwonooki posiadał macki na plecach, z którymi nie specjalnie sobie radził. Żyły sobie własnym życiem. Druga moc - Zak miał też skrzydła i... nie umiał latać. To były pierzyste skrzydła, długością obejmujące dwie osoby dorosłe na łebka (jedno skrzydła) i o trzy razy węższe. Były one czarne jak smoła, a na końcówkach miały barwę krwisto-czerwone. Oprócz tego Zak miał też dwie twarze. Jedną - ludzką, w której zwykle tkwił i drugą - demoniczną. Przybierał wtedy czerwony kolor skóry, kły rosły na długość palca i wyrastały grube rogi, a blizna na ustach nieco się rozszerzała. Wyglądał wtedy, jakby przybyło mu dziesięć lat. Wyrastał mu też łuskoaaty ogon, na którym były kolce. Był dość długi. A pazury... przypominały jak te Skrolla.
Swoją demoniczną formę ukazywał tylko kiedy był bardzo zdenerwowany lub wystraszony. Soul i Jeff tylko dwa razy mieli okazję zobaczyć jego drugą formę.
Po zadaniu odstawili nowego skąd go zabrali i ruszyli do domu.
 - I co sądzisz? - zapytał Soul w drodze.
 - O czym?
 - O Zaku. Pan trochę dziwnie zareagował na słowa o jego matce, nieprawdaż?
 - A, tak. Kurdę, jestem ciekaw co się zdarzyło siedemnaście lat temu.
 - Tsa. Trochę kijowym jest pół-demonem.
 Resztę drogi przebyli w ciszy. W domu nie mieli ochoty na nic, więc położyli się spać w ubraniach.

czwartek, 4 sierpnia 2016

Dni z życia CreepyPast 4


Z punktu widzenia Toby'ego...
Trzy dni później od tamtego wydarzenia odbył się jego pogrzeb. Oprócz jego rodziców, brata i paru osób, nie pojawił się nikt.
Żadni jego rówieśnicy.
Tylko rodzina.
I ja. Żałowałem, że nie mogę tam po prostu podejść, stać obok niego... mogłem tylko ze łzami w oczach przyglądać się z daleka. Kiedy wszyscy się rozeszli, podszedłem do jego grobu i złożyłem pośmiertną obietnicę.
Że Charlie będzie bezpieczny. Przysięgam, że nic mu nie będzie i spełnię ostatnią wolę Milana.

Tydzień później.
Wstałem chwiejnie z łóżka i poczłapałem na dół ospały. Od razu się rozbudziłem na widok Charliego stojącego na środku pomieszczenia. Był tyłem do mnie, ale wiedziałem, że mały płacze. Obok niego stała Alice i pilnowała pewnie aby nie uciekł.
 - Alice? Charlie? Co się tutaj dzieje? - zapytałem oszołomiony.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i spojrzała na mnie krzywo, jakby zobaczyła ducha.
 - Już nie śpisz...?
 - Co on tutaj robi? - wskazałem głową na rudzielca.
Alice przygryzła wargę. Zawsze tak robiła, kiedy coś nie szło zgodnie z planem. Kompletnie nic nie rozumiałem. Nagle w mojej głowie rozległ się głos Slendermana.
 - Oh, witaj dziecko - jego głos też był jakiś niespokojny. Zaraz przede mną pojawiła się wysoka postać mojego pana.
 - Nie martw się, z chłopcem wszystko w porządku - uprzedził moje pytania.
W porządku? Więc dlaczego on płacze? Co Alice mu zrobiła?
 - Płacze, bo jest zszokowany - kontynuował - A Alice go tylko tutaj sprowadziła, nie wyrządziła mu żadnej... krzywdy. A jest tutaj, ponieważ trzeba wymazać jego wspomnienia dotyczące Colina i nas ogólnie.
...dlaczego...?
 - Toby. On ma dopiero dziewięć lat. To dla niego trochę za dużo. Jeszcze jest w szoku i nie powiedział nikomu jak zginął jego brat, dlatego musimy trochę pozmieniać w jego głowie. Tak będzie bezpieczniej dla nas i dla niego. Marionetki Colina pewnie się gdzieś kręcą. Powinieneś to zrozumieć.
 Westchnąłem cicho. Skoro to w jakiś sposób zapewni mu bezpieczeństwo, to nie mam nic przeciwko... szkoda tylko, że już nigdy nie będzie znał prawdy. Ostatni raz spojrzałem na jego twarz, jakbym chciał zapamiętać każdy detal, po czym bez słowa poszedłem z powrotem na górę. Byłem nieco przygnębiony. Zauważyła to Clocky.
 - Coś się stało? - zapytała z troską.
 - Nic poważnego - odpowiedziałem szybko i uciekłem do swojego pokoju. Zachowuje się jak ostatni kretyn. To był pierwszy raz, kiedy się do niej odezwałem od czasu tamtego wyzwania. Kretyn, kretyn, kretyn. Reszta współlokatorów z pokoju jeszcze spała. Była dopiero czwarta nad ranem. Położyłem siędo mojego łóżka i próbowałem zasnąć. Nadmiar myśli mi na to nie pozwalał. W końcu zasnąłem, po dwóch godzinach rozmyślań.

Z punktu widzenia Red...
Czy mógłby mi ktoś wyjaśnić, co ona tutaj robi...?
Jeszcze o szóstej zbudziły mnie jakieś hałasy. Nasza "zakładniczka" była na nogach i biegała po całym pokoju jak oszalała. Dlaczego, do cholery, Slender ani razu tutaj nie zajrzał?! Jej pan już przepadł, a ona... jest tylko rozkładającym się ciałem z własnym rozumem. Jej już bezużyteczna. Dodatkowo śmierdzi, lgną się do niej robaki, a zapach przeszedł na nas. Wszyscy unikają naszej trójki jakbyśmy byli upaprani jakimś gównem. I była nieznośna.
Po kilku minutach jej szaleństwa, wreszcie zobaczyłem coś, co dawno mi się marzyło.
Wujek stojący w progach drzwi naszego skromnego pokoju no-life.
Schowałem się pod kołdrą i udałem, że śpię, choć i tak wiem, że Slender zadaje sobie z tego sprawę. Wujaszek odpiął kajdanki dziewczyny i śpiącego jeszcze Bena i poszedł gdzieś z "ciałem". O dziwo nie protestowała. Może przekazał jej coś w myślach... nie, przecież mówił, że umarłym w głowie się nie miesza.
Wróciłem uradowany do spania. Ponownie wstałem po 13. O dziwo inni współlokatorzy już byli na nogach. Silver rozmyślał nad czymś w kącie, a zielonego gdzieś wcięło.
 - Gdzie Ben? - zapytałem trenera.
 - Wyszedł gdzieś dwie godziny temu... - odpowiedział jak zwykle smutno.
Dwie godziny? Tak wcześnie wstał i wytrzymuje bez dostępu do internetu? Trzeba to zbadać. Obiecał mi, że pokaże gdzie złapał Eevee! Niechętnie wyszedłem z kryjówki. Na końcu korytarzu Toby rozmawiał z Clockwork. Odpuściłem sobie podsłuchiwanie i zszedłem na dół się ogarnąć. Potem oczywiście wyciągnąłem telefon w celu pogrania w Pokemon GO. Do domu wróciłem dopiero wieczorem, cały brudny, podarty, posiniaczony, ale złapałem Vulpix'a i Eevee! A z jajka wykluł się... Caterpie (jeśli są błędy w nazwach pokemon to przepraszam najmocniej). Wszyscy patrzyli na mnie jak na jakieś dziecko wojny, ale opłacało się biegać cały dzień. Kiedy miałem iść do swojego pokoju, drogę na schodach zagrodził mi Vincent, który próbował wdrapać się na górę, a przy okazji robił to na samym środku, a te schody nie są jakieś ultra szerokie. Wziąłem go na ręce i miałem zanieść go Jeff'owi, ale ten czekał na końcu schodów.
 - Co ty odpierniczasz? - powiedziałem próbując przybrać normalny ton głosu.
 - Uczę go chodzić - odebrał ode mnie dzieciaka.
Strzeliłem faceplama. Z takim opiekunem śmierć gwarantowana! Machnąłem ręką i udałem się do pokoju. Naturalnie odpaliłem komputer. Jakieś dwie godziny później do pomieszczenia wparował Ben.
 - Ty zdrajco - syknąłem na widok blondyna - Miałeś mi pokazać lisiaste, a teraz to już sam znalazłem!
 - Sorry! - machnął ręką i walnął się na łóżko - Może jutro - okrył się kocem.
Ja chyba śnię. Ben... kładzie się spać... o 22... Przecież 22 to wcześniejsza godzina niż trzecia w nocy! Na szczęście moje obawy się nie potwierdziły. Pod kołdrą robił coś na telefonie. A już myślałem, że zachorował.

Z punktu widzenia Soul Taker...
Od tamtej szopki z Colinem myślałem, że Lord Zalgo o nas już zapomniał, ale niestety nie. O północy ze snu wyrwał mnie piskliwy krzyk rozbrzmiewający w mojej głowie. Jeff też się gwałtownie podarł z łóżka. Zawsze wysyłał nam takie impulsy, kiedy chciał coś przekazać. Trwało to jeszcze przez chwilę, aż całkowicie ucichło. Obudził nas dla zabawy? A może chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie? Jeff od razu położył się do łóżka z powrotem, a ja jeszcze czekałem czujny. Gdy miałem zamiar również się położyć, znowu rozległ się ten irytujący pisk. Fuck! Bawi się nami?! Zignorowałem to  wróciłem do spania. Z samego rana znowu nas obudził. Potem przez te jego impulsy miałem szumy w głowie i ledwo co słyszałem. Ciekawe co takiego chce nam powiedzieć, ale wycofuje się z ostatniej chwili?

CDN...

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...