czwartek, 4 sierpnia 2016

Dni z życia CreepyPast 4


Z punktu widzenia Toby'ego...
Trzy dni później od tamtego wydarzenia odbył się jego pogrzeb. Oprócz jego rodziców, brata i paru osób, nie pojawił się nikt.
Żadni jego rówieśnicy.
Tylko rodzina.
I ja. Żałowałem, że nie mogę tam po prostu podejść, stać obok niego... mogłem tylko ze łzami w oczach przyglądać się z daleka. Kiedy wszyscy się rozeszli, podszedłem do jego grobu i złożyłem pośmiertną obietnicę.
Że Charlie będzie bezpieczny. Przysięgam, że nic mu nie będzie i spełnię ostatnią wolę Milana.

Tydzień później.
Wstałem chwiejnie z łóżka i poczłapałem na dół ospały. Od razu się rozbudziłem na widok Charliego stojącego na środku pomieszczenia. Był tyłem do mnie, ale wiedziałem, że mały płacze. Obok niego stała Alice i pilnowała pewnie aby nie uciekł.
 - Alice? Charlie? Co się tutaj dzieje? - zapytałem oszołomiony.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i spojrzała na mnie krzywo, jakby zobaczyła ducha.
 - Już nie śpisz...?
 - Co on tutaj robi? - wskazałem głową na rudzielca.
Alice przygryzła wargę. Zawsze tak robiła, kiedy coś nie szło zgodnie z planem. Kompletnie nic nie rozumiałem. Nagle w mojej głowie rozległ się głos Slendermana.
 - Oh, witaj dziecko - jego głos też był jakiś niespokojny. Zaraz przede mną pojawiła się wysoka postać mojego pana.
 - Nie martw się, z chłopcem wszystko w porządku - uprzedził moje pytania.
W porządku? Więc dlaczego on płacze? Co Alice mu zrobiła?
 - Płacze, bo jest zszokowany - kontynuował - A Alice go tylko tutaj sprowadziła, nie wyrządziła mu żadnej... krzywdy. A jest tutaj, ponieważ trzeba wymazać jego wspomnienia dotyczące Colina i nas ogólnie.
...dlaczego...?
 - Toby. On ma dopiero dziewięć lat. To dla niego trochę za dużo. Jeszcze jest w szoku i nie powiedział nikomu jak zginął jego brat, dlatego musimy trochę pozmieniać w jego głowie. Tak będzie bezpieczniej dla nas i dla niego. Marionetki Colina pewnie się gdzieś kręcą. Powinieneś to zrozumieć.
 Westchnąłem cicho. Skoro to w jakiś sposób zapewni mu bezpieczeństwo, to nie mam nic przeciwko... szkoda tylko, że już nigdy nie będzie znał prawdy. Ostatni raz spojrzałem na jego twarz, jakbym chciał zapamiętać każdy detal, po czym bez słowa poszedłem z powrotem na górę. Byłem nieco przygnębiony. Zauważyła to Clocky.
 - Coś się stało? - zapytała z troską.
 - Nic poważnego - odpowiedziałem szybko i uciekłem do swojego pokoju. Zachowuje się jak ostatni kretyn. To był pierwszy raz, kiedy się do niej odezwałem od czasu tamtego wyzwania. Kretyn, kretyn, kretyn. Reszta współlokatorów z pokoju jeszcze spała. Była dopiero czwarta nad ranem. Położyłem siędo mojego łóżka i próbowałem zasnąć. Nadmiar myśli mi na to nie pozwalał. W końcu zasnąłem, po dwóch godzinach rozmyślań.

Z punktu widzenia Red...
Czy mógłby mi ktoś wyjaśnić, co ona tutaj robi...?
Jeszcze o szóstej zbudziły mnie jakieś hałasy. Nasza "zakładniczka" była na nogach i biegała po całym pokoju jak oszalała. Dlaczego, do cholery, Slender ani razu tutaj nie zajrzał?! Jej pan już przepadł, a ona... jest tylko rozkładającym się ciałem z własnym rozumem. Jej już bezużyteczna. Dodatkowo śmierdzi, lgną się do niej robaki, a zapach przeszedł na nas. Wszyscy unikają naszej trójki jakbyśmy byli upaprani jakimś gównem. I była nieznośna.
Po kilku minutach jej szaleństwa, wreszcie zobaczyłem coś, co dawno mi się marzyło.
Wujek stojący w progach drzwi naszego skromnego pokoju no-life.
Schowałem się pod kołdrą i udałem, że śpię, choć i tak wiem, że Slender zadaje sobie z tego sprawę. Wujaszek odpiął kajdanki dziewczyny i śpiącego jeszcze Bena i poszedł gdzieś z "ciałem". O dziwo nie protestowała. Może przekazał jej coś w myślach... nie, przecież mówił, że umarłym w głowie się nie miesza.
Wróciłem uradowany do spania. Ponownie wstałem po 13. O dziwo inni współlokatorzy już byli na nogach. Silver rozmyślał nad czymś w kącie, a zielonego gdzieś wcięło.
 - Gdzie Ben? - zapytałem trenera.
 - Wyszedł gdzieś dwie godziny temu... - odpowiedział jak zwykle smutno.
Dwie godziny? Tak wcześnie wstał i wytrzymuje bez dostępu do internetu? Trzeba to zbadać. Obiecał mi, że pokaże gdzie złapał Eevee! Niechętnie wyszedłem z kryjówki. Na końcu korytarzu Toby rozmawiał z Clockwork. Odpuściłem sobie podsłuchiwanie i zszedłem na dół się ogarnąć. Potem oczywiście wyciągnąłem telefon w celu pogrania w Pokemon GO. Do domu wróciłem dopiero wieczorem, cały brudny, podarty, posiniaczony, ale złapałem Vulpix'a i Eevee! A z jajka wykluł się... Caterpie (jeśli są błędy w nazwach pokemon to przepraszam najmocniej). Wszyscy patrzyli na mnie jak na jakieś dziecko wojny, ale opłacało się biegać cały dzień. Kiedy miałem iść do swojego pokoju, drogę na schodach zagrodził mi Vincent, który próbował wdrapać się na górę, a przy okazji robił to na samym środku, a te schody nie są jakieś ultra szerokie. Wziąłem go na ręce i miałem zanieść go Jeff'owi, ale ten czekał na końcu schodów.
 - Co ty odpierniczasz? - powiedziałem próbując przybrać normalny ton głosu.
 - Uczę go chodzić - odebrał ode mnie dzieciaka.
Strzeliłem faceplama. Z takim opiekunem śmierć gwarantowana! Machnąłem ręką i udałem się do pokoju. Naturalnie odpaliłem komputer. Jakieś dwie godziny później do pomieszczenia wparował Ben.
 - Ty zdrajco - syknąłem na widok blondyna - Miałeś mi pokazać lisiaste, a teraz to już sam znalazłem!
 - Sorry! - machnął ręką i walnął się na łóżko - Może jutro - okrył się kocem.
Ja chyba śnię. Ben... kładzie się spać... o 22... Przecież 22 to wcześniejsza godzina niż trzecia w nocy! Na szczęście moje obawy się nie potwierdziły. Pod kołdrą robił coś na telefonie. A już myślałem, że zachorował.

Z punktu widzenia Soul Taker...
Od tamtej szopki z Colinem myślałem, że Lord Zalgo o nas już zapomniał, ale niestety nie. O północy ze snu wyrwał mnie piskliwy krzyk rozbrzmiewający w mojej głowie. Jeff też się gwałtownie podarł z łóżka. Zawsze wysyłał nam takie impulsy, kiedy chciał coś przekazać. Trwało to jeszcze przez chwilę, aż całkowicie ucichło. Obudził nas dla zabawy? A może chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie? Jeff od razu położył się do łóżka z powrotem, a ja jeszcze czekałem czujny. Gdy miałem zamiar również się położyć, znowu rozległ się ten irytujący pisk. Fuck! Bawi się nami?! Zignorowałem to  wróciłem do spania. Z samego rana znowu nas obudził. Potem przez te jego impulsy miałem szumy w głowie i ledwo co słyszałem. Ciekawe co takiego chce nam powiedzieć, ale wycofuje się z ostatniej chwili?

CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...