niedziela, 14 sierpnia 2016

Dni z życia CreepyPast 5



 Ogólny punkt widzenia
 - Gdzie nas zaprowadziłeś? - spytał Jeff przekraczając próg drzwi. Za nim szedł Soul Taker. Lord Zalgo po prostu oznajmił im, że musi im coś pokazac. Dom w którym się teraz znajdowali był ogromny. Jednak wszystkie meble były poniszczone, a w powietrzu unosił się zapach spalenizny. Jakby przebiegło tędy stado dzikich zwierząt, albo dresy urządzali tutaj imprezy. Dodatkowo dziwny, mdlący zapach przyprawiał chłopaków o bóle głowy, ale już dawno przywykli.
 - Niech zgadnę... - odezwał się białowłosy - Mamy znowu coś znaleźc albo pozbyc się zwłok?
Zalgo posłał mu tylko groźne spojrzenie i chłopak zamilkł. Nagle rozległ się jakiś hałas. Z góry puszek po gazowanych napojach wyłonił się sporych rozmiarów pies. Sięgał im do pasa. Spoglądał na nich z dołu głodnymi ślepiami. Jakby chciał ich rozszarpać. Był podobny do Zalgo. Dlaczego przypominał on ich pana? Miał białą sierśc i ciemno-czerwone oczy. Ogon trzymał opuszczony, a po lewej stronie pyska miał zadrapanie. Pies ostrożnie podszedł do Jeff'a, który stał najbliżej niego.
 - Co to za kundel? - spytał czarnowłosy klękając na jego wysokości.
Pies przybliżył swój pysk do jego twarzy i delikatnie skoczył, opierając swoje łapy o jego ramiona. Chłopak wzdrygnął się nieco i odwrócił głowę do demona, jakby oczekując wyjaśnień. Nagle poczył jak ciężar na jego ramionach maleje, ale łapy "powiększają się". Poczuł na swoim policzku jak styka się z językiem ssaka i pozostaje ślina. Znowu pokierował wzrok na zwierzę. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zamiast psiego pyska ujrzał ludzką twarz. Jeff odskoczył jak poparzony i wytarł rękawem bluzy policzek. Chłopak badawczo mu się przyglądał z bliska, jakby nigdy człowieka nie widział. Niewiele różnił się od Zalgo (albo psa...). Też miał białe włosy i ciemno-czerwone oczy, a po lewej stronie, było niewielkie zadrapanie na ustach.
 - Co do...?! - wrzasnął Jeff i wstał na równe nogi. Czerwonooki wstał spokojnie i dokładnie przyglądał się obu proxy. Ale najbardziej Jeff'owi.
 - Dobra... - zaczął Zalgo - To są Jeff i Soul Taker - wskazał na swoich pomocników - Moi proxy, o których tak dużo słyszałeś. A to mój syn... cóż, przedstawiłbym go wam, ale jest bezimienny.
Soul i Jeff roztworzyli oczy ze zdziwienia. Syn?! Ukrywał jego istnienie przed ludźmi? Teraz wiadomo, dlaczego jest między nimi takie podobieństwo.
 - Miło mi was poznac! - powiedział pół-demon i wyciągnął dłoń na przywitanie. Jeff niepewnie podał mu rękę, a kiedy tylko go dotknął, twarz czerwonookiego zaczęła się lekko "wyginac". Po paru sekundach przybrał wygląd Jeffa. Z tym wyjątkiem, że kolor oczu, włosów i tamta blizna pozostały.
 - Miło... - teraz Soul podał rękę temu pseudo-przebierańcowi. Ale nie przybrał jego wyglądu. Najwyraźniej nie był tego wart. Wrócił do normalnej swojej postaci.
 - Jesteście pierwszymi ludźmi, których dotykam, heh - oznajmił i schował ręce do kieszeni.
Jeff i Soul wymienili się spojrzeniami.
 - I lizał... - palnął Jeff w głowie i spalił buraka na samą myśl o tym.
 - Czyli żyjesz sobie tutaj i nigdzie nie wychodzisz? - zagadnął Soul.
 - No! Nigdy stąd nie wychodziłem.
 - I żyjesz tutaj...
 - Siedemnaście lat. Z resztą, on mi nie pozwala.
Wszyscy spojrzeli na Zalgo, który odwrócił głowę i zaczął gwizdac.
  - Nie wypuszczam cię, bo jeszcze nie umiesz kontrolowac swoich... mocy? - powiedział Zalgo - Więc pomyślałem, że chodząc z nimi na misje poczynisz jakieś postępy. Ale wypuszczenie cię w świat samemu to byłoby zbyt niebezpieczne, nawet dla pól-demona.
 - I myślisz, że z takim idiotą będzie bezpieczny? - powiedział Soul.
 - Osz, ty..! - Jeff zacisnął pięści, ale powstrzymał się przed uderzeniem go.
 - Tak czy siak, nie narażasz tym samym nas na zagrożenie? - zmienił temat złodziej dusz.
 - Właśnie dlatego wybrałem was.
Nie wiedzieli w sumie czy odebrać to jako obrazę, czy pochwałę, więc pokiwali tylko głowami.
 - Skoro wszystko najważniejsze zostało wyjaśnione, wysyłam was na misję..
 - Ja mam jeszcze pytanie - Jeff uniósł rękę jakby był na lekcji - Gdzie jest jego matka? - spojrzał prosto w oczy ich nowego znajomego.
 - Takie sprawy nie powinny cię obchodzić - warknął jego pan i obraczył groźnym wzrokiem. Wyglądał na bardzo zaskoczonego tym pytaniem, a równocześnie wściekłego na swojego podopiecznego za dociekliwość.
 - Przeraszam - wyjąkał Woods i spuścił nieco głowę.
 - Wracając do tematu, macie M-I-S-J-Ę. - oznajmił jeszcze raz twardo.
Wtedy wyjaśnił im wszystko po kolei, jakby mówił do dzieci ułomnych. Ustalili sobie jeszcze, że do syna swojego pana będą się zwracali Zak. Misja, choć była prosta, sprawiała dużo kłopotów z tym cudakiem. Pół-demon ciągle wpatrywał się intesywnie w wszystkich ludzi, a najbardziej zainteresował się płcią piękną... trzeba było mu wybaczyć, przecież siedemnaście lat nie widział człowieka. No, może tylko widział ludzi z daleka, kiedy śledził ich wzrokiem przez szybę z okna swojego zdemolowanego pokoju. Jeff i Soul zastanawiali się nad jaką mocą ma się nauczyć panować Zak. Dopiero później wyszło na jaw o co chodziło. Czerwonooki posiadał macki na plecach, z którymi nie specjalnie sobie radził. Żyły sobie własnym życiem. Druga moc - Zak miał też skrzydła i... nie umiał latać. To były pierzyste skrzydła, długością obejmujące dwie osoby dorosłe na łebka (jedno skrzydła) i o trzy razy węższe. Były one czarne jak smoła, a na końcówkach miały barwę krwisto-czerwone. Oprócz tego Zak miał też dwie twarze. Jedną - ludzką, w której zwykle tkwił i drugą - demoniczną. Przybierał wtedy czerwony kolor skóry, kły rosły na długość palca i wyrastały grube rogi, a blizna na ustach nieco się rozszerzała. Wyglądał wtedy, jakby przybyło mu dziesięć lat. Wyrastał mu też łuskoaaty ogon, na którym były kolce. Był dość długi. A pazury... przypominały jak te Skrolla.
Swoją demoniczną formę ukazywał tylko kiedy był bardzo zdenerwowany lub wystraszony. Soul i Jeff tylko dwa razy mieli okazję zobaczyć jego drugą formę.
Po zadaniu odstawili nowego skąd go zabrali i ruszyli do domu.
 - I co sądzisz? - zapytał Soul w drodze.
 - O czym?
 - O Zaku. Pan trochę dziwnie zareagował na słowa o jego matce, nieprawdaż?
 - A, tak. Kurdę, jestem ciekaw co się zdarzyło siedemnaście lat temu.
 - Tsa. Trochę kijowym jest pół-demonem.
 Resztę drogi przebyli w ciszy. W domu nie mieli ochoty na nic, więc położyli się spać w ubraniach.

2 komentarze:

  1. Super, zresztą jak zawsze :D Twoja historia jest najlepsza ze wszystkich, które przeczytałam (a przeczytałam ich wiele :)).

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, zresztą jak zawsze :D Twoja historia jest najlepsza ze wszystkich, które przeczytałam (a przeczytałam ich wiele :)).

    OdpowiedzUsuń

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...