wtorek, 26 lipca 2016

Dni z życia CreepyPast 3 s. II


Z punktu widzenia Tobyego...
 Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Nagle moim ciałem zawładnął strach. Stałem sparaliżowany wpatrując się w to coś, co stało teraz przed mną i Milanem. Nie rozpoznawałem tej postaci, mimo to nadal ogarniał mnie lęk. Każda moja komórka ciała wrzeszczała: "Uciekaj! Zaraz zginiesz, głupcze!". Czułem bijącą od niego potęgę i zapewne gdyby chciał, mógłby ze mną skończyć w kilka sekund. Mimowolnie odwróciłem głowę w stronę szatyna. Stał z otwartą buzią. Po twarzy spływały mu łzy i kapały na jego ubrania. Postac w objęciach macek trzymała jakiegoś chłopca.
 - Cha... Charlie...
 - Koniec tego teatrzyku! - chłopak (mężczyzna?) odezwał się władczym, ochrypłym głosem - Milan, daję ci dziesięć minut. Jeśli w tym czasie nie zobaczę jego trupa, możesz pożegnać się z bratem na zawsze! - jego głos był dziwnie znajomy.
 - Ale on...
Posłał mu groźne spojrzenie i zamilkł. Zauważyłem, że jego twarz była pokryta wieloma bliznami. Skórę miał szarą, w niektórych miejscach jakby spaloną. Włosy były potargane, jakby wyszarpane, kolory ciemnego brązu. Ubrania także miał wypalone, że odsłaniały mu cały brzuch, lewe ramię, rękę do łokcia oraz chude jak patyki nogi. Oczywiście spodnie miały jeszcze nacięcia. Również ciało pokrywało się bliznami. A oczy... jakby ich nie miał. No i ta czarna substancja, która z nich wypływała. Był nienaturalnie wysoki, może sięgał mojemu Panowi do ramienia. Nagle na mnie spojrzał. Wtedy wszystkie wspomnienie związane z nim wróciły. Jak został wskrzeszony. Jak się zbuntował. Jak kilka razy próbowałem go zabic. Ostatnim razem widziałem go pochłoniętego ogniem. Myślałem, że już to koniec. Przepadł na zawsze. A jednak teraz stał przede mną  bacznie obserwował. Colin wrócił i to jeszcze bardziej potężniejszy. Ja... zginę.
 Milan spojrzał w moją stronę. Jego dolna warga drżała, a oczy miał pozbawione jakichkolwiek emocji. W dłoni ściskał nóż.
 - Z-Zaczekaj! - odzyskałem mowę - Nawet jeśli mnie zabijesz, to on złamie obietnicę! D-doskonale go znam! Zamorduje nas wszystkich!!
Zacząłem szybciej oddychać, jakby wypowiedzenie tego kosztowało mnie wiele wysiłku. Milan spojrzał na Colina, u którego na twarzy malowała się złość.
 - No dalej. Ja czekam - znowu się odezwał i jeszcze bardziej zacisnął macki na Charliem.
Szatyn znowu pokierował wzrok na moją osobę, tym razem jakby niepewnie. Przygotowałem się do jego ataku. Serce mi biło jak oszalałe. Byłem czujny. Milan mierzył mnie tylko wzrokiem, jakby rozważając moje słowa.
 - Koniec tego! - wrzasnął Colin - Jeśli ty tego nie zrobisz, to sam się tym zajmę! Zaczynając od ciebie!
Zza jego pleców wyrosła nowa macka i błyskawicznie pokierowała się w stronę jego pomocnika. Przeszyła ciało Milana na wylot. Z jego ust wyciekła fala krwi. Wrzeszczał z bólu, choc wyobrażałem sobie, że każdy krzyk sprawiał mu cierpienie. Colin nie ukrywał rozbawienia. Jak on mógł... po moich policzkach zaczęły spływac pojedyncze łzy. Colin na ten widok roześmiał się szyderczo. Wyjął mackę z ciała MOJEGO przyjaciela.  Szybko do niego podbiegłem i ukląkłem nad nim. Położyłem mu głowę na kolanach. Oddychał ciężko, dławiąc się krwią. A ja nie mogłem zrobić nic, aby mu pomóc.
 - Dlaczego... on chciał tylko odzyskac brata! Był ci wierny do samego końca!! A ty go tylko potraktowałeś jak swoją zabawkę!! - wrzeszczałem przez łzy - Robił wszystko co rozkazywałeś!
 - Nie byłbym pewny co do wierności mojej marionetki - roześmiał się - Jack wy wszyscy jesteście naiwni! Robicie wszystko! Wszystko! Wystarczy sprzedac wam dobrą his...-
Zaniemówił. Z jego brzucha wystawał nóż, a nawet rękojeść i kawałek czyjejś dłoni. Nagle dwie postacie błyskawicznie znalazło się między nami i poodcinała macki, w które był uwięziony rudowłosy. Natychmiast uciekł i znalazł się obok brata. To byli Liu i Nathan. Ale skąd oni się tutaj wzięli?
 - Idioci - powiedział Colin nic sobie z tego nie robiąc.


Z punktu widzenia Soul Taker...
Nareszcie znalazłem sposób.
A raczej Lord Zalgo go znalazł.
Sposób na morderstwo.
Aby Colin przepadł raz na zawsze.
Nie myślałem, że to będzie takie oczywiste. Wystarczył taki zwykły gest, by się od niego uwolnić. Ale czy to będzie takie proste? Na pewno nie. Nigdy nie miałem styczności z tym buntownikiem.  
Ale jestem w stanie to uczynić.
  To jego koniec.


Z punktu widzenia Toby'ego...
 Nie mogłem rozkminić, skąd on się tutaj wzięli. Colin aktywował setki cienkich macek, które od razu złapały Nathana i ścisnęły mocno. Jęczał z bólu. Tak samo zrobił z Jeffem, który wcześniej przebił go nożem. Podrzucał nim w górę i w dół, a on kurczowo próbował się czegoś złapać. Zauważyłem, że jego oczy powoli odwracają się białkami. Traci przytomność. Liu odciął jedną mackę, ale na tym się skończyło. Został przygnieciony do ziemi. Colin bawił się nami. Wtedy krzyki Nathana stały się jeszcze bardziej głośniejsze. Część macek zabarwiła na czerwono, a dosłownie przede mną spadła ręka. Urwana, jeszcze świeża ręka ściskająca nóż... D-dlaczego nie mogę się ruszyć? Dlaczego mogę tylko obserwowac ich cierpienia, samemu go nie doświadczy?! Ugryzłem się w wargę, aż wypłynęła krew. Nic nie czuję. Na swoich kolanach mam męczącego się Milana. Obok niego łkający jego brat. Przede mną rozgrywa się walka. Powoli wstałem i rzuciłem się na Colina. Przedarłem się przez ścianę macek, by wreszcie trafic jego serce... Nie. On nie ma serca. To tylko narząd w jego piersi. Tylko centymetry dzieliły mój toporek od niego, gdy nagle wszystko stanęło w miejscu, a on sam padł na ziemię. Przed sobą miałem nic innego jak ciało pozbawione głowy. Za to jego głowa była kilka metrów od nas. Odwrócona twarzą skierowaną w naszą stronę. Nadal miał ten okropny wyraz. Szczęście. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego co przed chwilą ujrzałem, podbiegłem do Milana. Był w pozycji siedzącej i obejmował swojego brata, który ciągle płakał. Na mój widok otworzył usta, z których wypłynęła fala krwi. Czerwona ciecz oblała plecy Charliego. Ukląkłem. Wtedy błyskawicznie, ignorując ból złapał mnie za szyję i przybliżył do swojej twarzy.
 - Obiecuj, że Charlie będzie bezpieczny... -zaczął - Proszę, zaopiekuj się nim...
 - Nie - do moich oczu znowu zaczęły zbierac się łzy - To ty się nim zaopiekujesz. Ty, rozumiesz? Zaraz sprowadzę pomoc i wszystko będzie dobrze - po chwili już ryczałem - Przeżyjesz...
 - Obiecuj mi to!
 - Milan... - odezwał się Charlie - Co się dzieje? Wracajmy do domu... - płakał tak samo jak ja.
 - Wszystko w porządku, mistrzu - powiedział i spojrzał mu w oczy - Wszystko w porządku...
Wtedy jego ciało upadło na ziemię. z głuchym hukiem.
 - Milan...?
 Nie mogłem wykrztusic z siebie ani słowa. Przestał oddychac, a oczy były takie puste. Jego życie dobiegło końca.

1 komentarz:

  1. NIENIENIE BŁAGAM NIE!
    MILAN!
    ...
    To jest cudowne...
    I mi smutno bardzo ><
    Czekam na następny rozdział, mistrzu ><

    OdpowiedzUsuń

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...