czwartek, 21 lipca 2016

Dni z życia CreepyPast 2 s. II


Z punktu widzenia [pan Milana...]
 Obserwowałem całą potyczkę oczyma mojego nowego sługusa. Sam byłem w znacznym oddaleniu od nich. Pora sprawdzić jak sobie radzi jego ukochana. Przede mną pojawił się spory pokój. Kątem oka zobaczyłem, że obok dziewczyny ktoś siedzi. Rękę miała zakutą w kajdankach. Złapali ją? Cholera! Wiedziałem, że nie będzie z niej żadnego pożytku. Muszę się jej pozbyć, zanim coś im wypapla. Nie warto było spełniać prośby jej chłopaka, który błagał o ożywienie jej. Za to mam dwóch nowych sługusów. Szybko przekierowałem obraz na Milana. Żeby to szlag! Czy ten nieudacznik zawsze musi zgubić swój cel? Gdzie Toby?! Westchnąłem i przełączyłem na swój normalny obraz. Znajdowałem się właśnie w jakiejś jaskini, zapyziałej dziurze. W kącie kulił się ze strachu brat Milana, Charlie. Jego szlochy są wyjątkowo irytujące. Szybko złapałem go za rękę i pociągnąłem za sobą, kierując się na zewnątrz. Pora przyjrzeć się temu z bliska... albo własnoręcznie wszystkich zabić. Milan nie jest mi już do niczego potrzebny, skoro okazał się takim ciamajdą, który nawet nie potrafi go zabić. Ale najpierw muszę doprowadzić do spotkania dwóch braci. Dopiero potem wszystkich pozabijam.
 - Przestań ryczeć! - warknąłem na dzieciaka przyśpieszając kroku.
Rudzielec z trudem powstrzymał łzy i co chwila się o coś potykał. Jak to dobrze, że mam umiejętność kontrolowania czyiś snów, przez co Milan myśli, że ON naprawdę został zabity. Potem wystarczyło go podrzucić do jakiegoś lasu, porwać dzieciaka i już mi jadł z ręki. Po jakimś czasie usłyszałem krzyki Milana. Znalazłem go. Naturalnie obserwowałem ich w ukryciu, zakrywając Charliemu usta, żeby nic nie pisnął.
 - Kto jest twoim panem? - dopytywał się Toby. A niech już mówi. To było mi obojętne. I tak zaraz wszyscy umrą. Chcę tylko zobaczyć rozlew krwi. Ale szatyn nadal trzymał gębę na kłódkę. Błagam, niech wreszcie wyciągną ostrza. Chcę flaków na wierzcu. Telepatycznie dałem znać nowemu, aby przybył w to miejsce. Przełączyłem na jego obraz, sprawdzić jak daleko się znajduje. Już się zbliża. Może wtedy będzie ciekawiej i szybciej dojdzie do walki niż mają tak stać i gapić. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Oni zrobią wszystko, wystarczy sprzwdać im dobrą bajkę. Świeżak służy mi, ponieważ ożywiłem jego dziewczynę. Ale ona i tak jest martwa! To tylko zombie ze świadomością tego czym jest! Jej ciało się rozkłada, gnije. Kilka dni, a zostanie całkowicie zeżarta. Wtedy tylko zabić tamtego. A ich miejsca zajmną kolejni naiwniacy liczący na to, że komuś im ożywię. Rozmyślałem tak dalej. Nagle poczułem ból po zewnętrznej stronie dłoni. Odruchowo się cofnąłem, ale zrobiłem wielki błąd. Odsłoniłem dzieciaka, który krzyknął jak najgłośniej i pobiegł w ich stronę, nim cokolwiek zdążyłem zrobić. Że dałem się wykiwać takiemu bachorowi! Natychmiast wyciągnąłem macki zza placów i złapałem go za kończyny, zaciągając w swoją stronę. W tym momencie przybył wspominany świeżak. No i wszyscy podani na tacy...


Z punktu widzenia Liu...
 Oczywiście, że zauważyłem braku Toby'ego. Wtedy dziwnie się zachowywał. Wiem, że to nie mój interes, ale jestem ciekaw w jakie kłopoty się wpakował. Kiedy upewniłem się, że wszyscy zasnęli, wyszedłem z pokoju. Poczułem lekki powiew, jakby ktoś przebiegł, ale to zignorowałem. Z siedzimy no-life było słychać stłumione krzyki.
 - Prze-przestań! Możesz w końcu byc spokojna?!
Otrząsłem głowę z brudnych myśli. Za co mnie pokarali takimi skojarzeniami... Westchnąłem i udałem się na dół, gdzie przy drzwiach majstrował Jeff z Soulem.
 - Co wy wyrabiacie? - spytałem półgłosem.
 - Otwieramy drzwi... - odpowiedział Soul, a Jeff nadal przy nich majstrował - Wiesz jak cholernie skrzypią? Chcemy być cicho.
Wypchnąłem brata lekko na bok i bez wahania otworzyłem je na oścież.
 - Chodzi o Tobyego, tak?
 - Tak...
 - Więc chodźmy - ruszyłem przed siebie. Jeff był zdziwiony tym, że nie protestowałem przeciwko niemu. Bez słowa ruszyli za mną. Drogę oświetlał nam bardzo jasny księżyc na bezchmurnym niebie. Usłyszeliśmy hałasy, więc Soul poszedł na zwiady. Kiedy wrócił, powkedział coś Jeffowi i obaj gdzieś pobiegli, zostawiając mnie za sobą.
 - Hej! Co się dzieje?! - darłem się, ale nke zwracali na mnie uwagi. Zorientowałem się, że biegniemy w stronę siedziby Nikkiego, Nathana i Mike. Tam wcześniej nocowaliśmy, w dzień przeprowadzki. Zastanawiałem się co zobaczył tam białowłosy i dlaczego kierują się właśnie do nich. Na miejscu Jeff zapukał jak najmocniej i krzyczał. Tylko dlaczego?
 - Możesz mi powiedzieć, co tam zobaczyłeś?! - spytałem zdyszany.
Soul Taker westchnął zawiedziony. Chyba nie chciał mi nic powiedzieć, co mnie wkurzało, bardzo.
 Tymczasem na niebie pojawiła się błyskawica. Nadciągała wielka burza.

1 komentarz:

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...