wtorek, 13 września 2016

Dni z życia CreepyPast 7



Z punktu widzenia Kaspera...
 Czytałem właśnie jakąś książkę leżąc brzuchem na łóżku. W trakcie usłyszałem mlaskanie. Jack pożerał -chyba- czwartą nerkę w tym dniu. Westchnąłem swoimi wieloma głosami. Nagle do pokoju wpadła Nina.
 - I jak poszedł ci wielki plan, dzięki któremu Jeff będzie twój? - spytałem pogardliwie i oderwałem wzrok od liter.
 - Daj spokój - prychnęła i opadła na łóżku - Teraz mam kogoś innego. Echh, żałuję, że wcześniej go wyzwałam... pewnie mnie znienawidził! W sumie nie dziwiłabym się...-
 W moich uszach jej monolog szybko zmienił się zwykłe "bla, bla, bla". Zrozumiałem jedynie, że mamy kogoś nowego pod dachem. Schowałem książkę pod łóżko i poszedłem zobaczyć tamtego leszcz... znaczy nowego członka rodziny. Przeniosłem się do pokoju "pupilów", jak ja ich nazywam. Dosłownie oaza spokoju. Wszyscy siedzieli na swoich łóżkach i byli czymś zajęci, a nowy leżał na podłodze z rozłożonymi rękami i bawił się w Jezusa.
 - Cześć, Kasper - przywitał mnie Rogers ziewając.
Nowy podniósł się z ziemi i przyjrzał uważnie. Nagle cały on zaczął się "wykręcać" aż przybrał mój wygląd. Zdziwiłem się bardzo i cofnąłem o krok.
 - Jak ty...? - spytałem. Mimo że miał mój wygląd, białe włosy i czerwone oczy zostały.
 - Tajemnica - odpowiedział.
 Tylko mnie zirytował tym jednym słowem.
 - Masz się za mnie nie podszywać, jasne? - warknąłem.
 - Pewnie - wrócił do pierwszego wyglądu - Zapytałbym cię o twój... głos, ale u was to chyba normalne, tak? - zwrócił się bardziej do współlokatorów niż do mnie.
 - Dla ciebie mówienie wieloma głosami jest normalne? - zdziwiłem się. Nie wiem skąd jest, ale musiał przebywać wśród prawdziwie cudacznych osób.
 - Nie wiem co jest normalne - zaśmiał się - Jeszcze się tego uczę.
 - Co się tam dzieje? - usłyszałem głos Zero za sobą. Cholera. Nie zamknąłem drzwi. Dziewczyna wparowała do środka i stanęła obok mnie. Dokładnie szlifowała czerwonookiego od góry do dołu. Za to on zwrócony był nieco niżej niż powinienem, ale nie zauważyła tego.
 - Panda - parsknął - Wyglądasz jak panda.
Twarz Zero wykrzywiła się w grymasie. To zły znak.
 - Jak mnie nazwałeś?! - ryknęła rozwścieczona i sięgnęła u pasa swoich spodni, gdzie miała nóż.
 - Panda - odpowiedział nieświadomy zagrożenia w jakim się znajduje.
 - Z-Zero, o-o-on nie chciał! - jąkał się Jeff, coraz bardziej przypierając do ściany. Dopiero teraz zauważyłem, że wszyscy się odsunęli. Ale było już na późno. "Panda" rzuciła ostrym narzędziem w stronę chłopaka. Biedny jego los. Lecz nie zanurzył się w jego ciele, nie przeciął skóry, nie polała się krew. Ale Zero też nie chybiła. Wymierzyła prosto w klatkę. Więc dlaczego? Zamiast tego wszystkiego za jego pleców wystawała macka, która ochroniła go przed atakiem. Nagle ona zniknęła, a nóż upadł na ziemię z brzdękiem. Mackowaty - bo tak go nazwałem - podniósł ją z podłogi i podał oszołomionej dziewczynie.
 - A więc Zero, tak? Trzeba było tak od razu - zaśmiał się nerwowo - A ty... - zwrócił się do mnie - Krzysztof?
 - Kasper - poprawiłem.
 - Co to miało byc? - wypytała Zero odbierając od niego ostrze - Kopiujesz umiejętności, czy coś?
 - Nie? - odpowiedział pytająco - Mam te macki od początku. A tak w ogóle, jestem Zak.
Parsknąłem cicho i wyszedłem z pomieszczenia. Poznałem gościa i tylko tego chciałem. Wolnym krokiem ruszyłem na dół, do miasta, szukac kolejnych dusz do składania ofiar.

Z punktu widzenia Mike...
 Uśmiechnąłem się szeroko na widok idącego w moją stronę Victora. Jednak z jakiegoś powodu, wyglądał na bardzo przygnębionego. Zaraz za nim deptała brązowowłosa dziewczyna. Ubrana była w lekką, różową sukienkę na ramiączkach do kolan, oraz kremową marynarkę z różnymi wzorami. Sięgała mojemu bratu zaledwie do ramienia. Swoje piwne oczy miała zwrócone na drzewa. Nazywała się Getra, jeśli dobrze pamiętam. Słyszałem o niej tylko z opowieści Victora, a dzisiaj odbędzie się nasze pierwsze spotkanie. Gdy chłopak zauważył, że się na niego patrzę, od razu wymusił uśmiech na twarzy.
 - Coś z nim nie tak - pomyślałem i ruszyłem w ich stronę.
 - Cześć! - pomachał mi ręką na powitanie.
 - No cześć - odpowiedziałem i zwróciłem wzrok na dziewczynę.
 - Mike, to jest Getra. Getra, to Mike - przedstawił nam sobie.
 - Cześć - powiedziałem już po raz drugi tego dnia i wyciągnąłem rękę na powitanie.
 - Hej... - powiedziała niepewnie i uściskała mi dłoń. Kiedy tylko ją puściłem, schowała się za plecami brata. Przy jej drobnej budowie, czułem się jak wyrośnięty byk, choć taki nie byłem. Ale jedno muszę przyznać - wyglądała uroczo z wstydliwymi rumieńcami na policzkach.
 - To idziemy już? - powiedział Victor.
 - Pewnie - poprawiłem słuchawki, które wisiały mi na szyi.
 Udaliśmy się do miasta. W prawdzie mieliśmy iść do kina, ale seans zaczynał się dopiero za półtora godziny. Więc w wolnym czasie... poszliśmy za Getrą do sklepu z odzieżą. Nie miała przy sobie wiele pieniędzy, ale grzechem by było tam nie wstąpić. Przymierzała mnóstwo sukienek, czym denerwowała innych klientów, bo przymierzalnie były tylko trzy, w tym jedna zablokowana przez nią. Ja z bratem siedzieliśmy przed sklepem, czasami zerkając przez szybę, ocenić sytuację. Wreszcie Victor wparował do sklepu i siłą wyciągnął z niego dziewczynę, wybawiając klientów. Pozostało nam tylko 15 minut czasu wolnego, więc straciliśmy go w salonie gier. Nawet Getra znalazła tam coś dla siebie - wyścigi..
 NARESZCIE udaliśmy się do kina i w spokoju mogłem przesiedzieć 110 minut nie patrząc na jakiekolwiek buty czy sukienki. Po filmie była godzina dopiero 18.30, ale w domu Getra i Victor musieli byc już u siebie nie później niż 20. Odprowadziłem ich pod dom dziecka, mimo że był spory kawałek. Nie przeszkadzało mi to, chciałem jak najdłużej czasu z nimi spędzić. Kiedy przyszedł czas rozstania, udałem się prosto do siebie. Próbowałem rozkminić dlaczego brat był przygnębiony na początku. Ostatecznie dałem sobie z tym spokój i przyśpieszyłem kroku. Akurat w kuchni Nathan usiłował sobie posmarować chleb masłem, ale ciągle mu "uciekał".
 - Pomóc ci? - wyrwałem mu nóż i dokończyłem robienie kanapek.
 - Dzięki, nie musiałeś.. - prychnął i zaczął brac po jednej i zanosić je do stołu, w czym też mu pomogłem.
 - Nauczyłeś się już pisać lewą ręką? - spytałem.
 - Taaak, na pewno nauczyłem się pisać w trzy tygodnie...
Spojrzałem na zwisający prawy rękaw u jego bluzy, który dyndał na wszystkie strony. Mimowolnie go złapałem i obwiązałem wokół niego.
 - Nie musiałeś...
 - Nie mogę po prostu na to patrzeć!
 Nathan odwrócił się jakby chciał mnie uderzyć, ale najwyraźniej zapomniał o braku prawej ręki, a lewa bolała go ogromnie, gdyż teraz na niej spadały wszystkie ciężary.
 - Kiedyś cię walnę - oznajmił i wziął się za jedzenie.
 - Pewnie - rozczochrałem mu włosy i ruszyłem w stronę pokoju, ale zatrzymał mnie jeszcze:
 - Czekaj... mógłbyś zdjąć cukier?
Wróciłem się i otworzyłem wysoko powieszone szafki, a że Nathan wysokością nie grzeszył, zawsze brał sobie taboret czy coś. Sięgnąłem cukier i postawiłem przed nim.
 - Dzięki.. - po tych słowach zniknąłem za drzwiami od swojego pokoju, gdzie przez resztkę tego dnia słuchałem muzyki.

                                                              CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...