czwartek, 16 lutego 2017

Dni z życia CreepyPast 17


Z punktu widzenia Puppeteera...
 - Co tu się działo? - to były moje pierwsze słowa zaraz po wejściu do domu. Niemal wszystkie okna były wybite.
 - Intruz - rzucił Jason i uśmiechnął się teatralnie - Już się nim zająłem.
 - Znając życie zgwałciłeś - pomyślałem i przewróciłem oczami.
Po całym dniu biegania za tym wystraszonym kundlem, który i tak zwiał gdzieś daleko, miałem ochotę tylko położyć się spać. Ale Jason zaczął nalegać, abym koniecznie zobaczył jego nowe dzieło. Niechętnie się zgodziłem, a już po kilku minutach przyniósł z piwnicy swoją najświeższą lalkę. I nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego, gdyby nie obrzydliwa, różowa, wychodząca na wierzch blizna na szyi. Wspomniał coś, że tak miało być. Nagle do domu wkroczyła Alice, jak zwykle z kamienną miną. Najpierw spojrzała na mnie, a potem rozejrzała się po pomieszczeniu.
 - Złapałeś Smile? - zapytała w końcu.
 - Uciekł gdzieś - wzruszyłem ramionami.
 - Dupku! - dziewczyna trzepnęła mnie po ramieniu - Właśnie dlatego miałeś go złapać!
 - To tylko kundel, zresztą wróci jak zgłodnieje.
Moja odpowiedź najwyraźniej nie spodobała się czarnowłosej, bo wykrzywiła twarz w grymasie. Aż zacząłem się jej bac. Przeszła się do Tobyego, który dopiero co zszedł na dół i wytargała go za włosy w moją stronę.
 - Ejjj, za co? - pytał zdezorientowany.
 - Ty narzekałeś na to, że nie dostajesz zadań, więc teraz twoim zadaniem jest pomóc temu delikwentowi złapac naszego psa. - puściła go i zwróciła się do mnie - Trudno było poprosic kogoś o pomoc?
 Poprosic...
Z wielkim jękiem razem z Tobym wyszliśmy do lasu i zacząłem prowadzić do miejsca, w którym ostatnio widziałem tego kundla. Przez całą drogę milczeliśmy. Ja zamiast wypatrywać zwierzę podziwiałem chmury na niebie. Jedna wyglądała jak zając.
 - Widzę go!
O, krokodyl...
 - Puppeteer, chodź!
Krzesło elektryczne...
Gdy oderwałem w końcu wzrok od nieba zadałem sobie pytanie: "Gdzie jest Toby?". Zacząłem rozglądać się nerwowo na boki. Nie no! Nie dość, że dostałem ochrzan za zgubienie psa, to jeszcze dostanę ochrzan za to, że go nie znalazłem i zgubiłem Ticci! Z moich ust polała się wiązka przekleństw. Nabrałem powietrza do płuc i na cały głos zacząłem go wołac, oczekując nie wiadomo czego. Po jakimś czasie dostałem odpowiedź. Podążyłem szybko za jego głosem. Toby kucał nad jakimś rowem.
 - Znalazłeś psa? - zapytałem stając za nim.
 - Yup - odpowiedział - Ale chyba mnie nie poznaje.
 - Chyba? Gdzie on jest?
 - Najwyraźniej znalazł sobie nowego właściciela, pff... - wstał i zaczął prowadzić mnie wzdłuż rowu - Zobaczysz sam.
 Po przejściu niewielkiego dystansu moim oczom ukazał się Smile w objęciach jakiejś postaci. Chyba polubił to miejsce. Gdy tylko nas zauważył zaczął warczeć groźnie, a nowy "właściciel" najwidoczniej spał z kapturem naciągniętym na głowę. Płaszcz miał cały wygnieciony i brudny. Brakowało tylko chodzących po nim karaluchów.
 - Smile - zacząłem gwizdać przyjaźnie, ale pies i tak był wrogo nastawiony. Co za utrapienie.
 - No to po piesku - westchnąłem.
 - Ale co my z nim zrobimy?
 - Z tym gościem? Zostawimy, a co mielibyśmy?
 - W pewnym sensie to ukradł nam psa...
 - Wi... - nagle świat zawirował mi przed oczami, a raczej ja wynąłem kilka salt w powietrzu, a w okolicach brzucha rozległ się wielki ból. Upadłem na ziemię jak kłoda, analizując co się stało.
 - Nic ci nie jest?! - zapytał Toby i chciał mi pomóc wstać, ale sam skończył na ziemi kiedy ktoś przywalił mu grubym kijem w głowę i w plecy.
 - Kim jesteście? - rozległ się dziewczyński głos. Nad nami z nożem (i kijem) w dłoni sterczała hojnie przez naturę obdarzona dziewczyna o kasztanowych włosach i oczach o tej samej barwie. Włosy miała spięte w wysoką kitkę i nie powiem, była piękna, ale zagroziła nam jakimś patykiem, więc marny jej los. Bardzo powoli sunąłem ręką w jej stronę, a gdy była wystarczająco blisko chwyciłem za ten kij, który dość nisko trzymała i szarpnąłem na tyle mocno by go wyrwac. Jednym sprawnym ruchem podciąłem jej nogi by upadła, a sam wstałem na równe nogi. Obraz stał się niewyraźny, ale nie mogłem się zapominać. Wbiłem kawałek drewna w ziemię, tuż centymetry od jej pięknej twarzyczki. Niech wie kogo zaatakowała. Za późno zauważyłem, że ma w dłoni jeszcze nóż, ale Toby zdążył ją "przetrzymać".
 - Kim jesteś? - zadałem pytanie.
 Wnet za sobą usłyszałem trzask gałęzi i szelest. Toby krzyknął "Uważaj!". Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem biegnącego w moją stronę chłopaka z jakimś tępym scyzorykiem. Złapanie go i wykręcenie mu nadgarstków to była bułka z masłem. Też miał brązowe włosy i oczy. I ten okropny płaszcz na sobie. I byli uderzająco do siebie podobni. Tylko kim są i z jakiego powodu zaatakowali?

Z punktu widzenia Alice...
 Robiło się już ciemno, a chłopaków z psem nadal nie było. Ile może zając złapanie zwykłego sierściucha?! Ubrałam się w grubą pomarańczową bluzę i sama wyruszyłam na poszukiwania tych imbecyli. Mam nadzieję, że nie zapuścili się zbyt daleko.
 - Alice - w pewnym momencie usłyszałam czyiś głos. Zaczęłam się rozglądać nerwowo, ale nigdzie nie widziałam żywej duszy. A przynajmniej przez pierwsze kilka sekund nie mogłam nikogo znależc.
 - Looker! - niemal zawału nie dostałam, kiedy zobaczyłam chłopaka przyczajonego za pobliskim drzewem. W białej masce i stojąc w cieniu, który idealnie padał na jego sylwetkę przypominał zjawę. Szatyn zaśmiał się cicho widząc moją reakcję.
 - Co taka piękna niewiasta jak ty robi w takim niebezpiecznym miejscu jak to? - wyszedł z "ukrycia" i oparł się o swoją pałkę, która wydawała się byc bardziej zakrwawiona niż od naszego ostatniego spotkania.
 - Szukam moich dwóch kolegów... i psa.
 - Nie żyją.
Oczy niemal mi wyszły na orbit, a serce podskoczyło do gardła. W jednej chwili zalała mnie fala dziwnego, nieprzyjemnego uczucia, jakim to jest poczucie winy. Potem pojawiła się iskra nadziei - może tylko ich z kimś pomylił?
 - Widziałeś jakiś dwóch gości martwych?
 - Nie widziałem, ale za to widziałem dwóch gości biegnących prosto pod tereny alfa.
Strzeliłam sobie faceplama w myślach. Looker "terenami alfa" nazywał miejscówki całej dzikiej zgrai Skrolla. Każdy wie jakich miejsc najlepiej unikac, więc dlaczego trafiły się te dwa wyjątki?
 - Hey, może jeszcze są w jednym kawałku - zaśmiał się chłopak - Jeszcze świta.
Przewróciłam oczami znużona. Jakoś nie było mi do śmiechu, szczególnie, że to JA wydałam im taki rozkaz. Dlaczego nie przemyślałam tego? Znowu strzeliłam faceplama w myślach. Tak czy siak trzeba ich znaleźć nim zapadnie zmrok. Żegnaj bezpieczny świecie, witaj cała drużyno Skrollverse...



cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...