piątek, 5 lutego 2016

Dni z życia CreepyPast 10




Z punktu widzenia Tobyego...
Obudziłem się niemalże po godzinie spania. Wstałem i chwiejnym krokiem udałem się do kuchni, ale na schodach o coś się potknąłem... w kuchni się napiłem i po ciemku ruszyłem do pokoju. Coś dużego leżało na schodach i blokowało przejście. Pomyślałem, że to jakieś zabawki Sally czy tam czyjeś ubrania, więc zepchnąłem to w dół i wróciłem do spania. Rano zauważyłem, że brakuje Jeffa. Od razu zerwałem się sprawdzić, czy to nie niego przypadkiem sturlałem ze schodów. Jednak tak - leżał i spał. Zabrać go do pokoju czy nie? Hmm.. nie, jednak nie. Sam się obudzi, a ja wracam spać.


Z punktu widzenia Maskyego...
Kac morderca nie ma serca, głowa pęka, wszystko pali,  na co myśmy tyle chlali? 
Wygrzebałem się z łóżka, ale i tak padłem na ziemię.
 - Coś nie tak? - zapytał Kagakao jak gdyby nigdy nic.
 - Jak ty to robisz, że się dobrze czujesz... - wybełkotałem.
Zaśmiał się tylko i wyszedł z pokoju. Powoli wstałem i poszedłem do kuchni. Na miejscu nie mogłem się oderwać od kranu, cały czas piłem kranówę. Gdy już miałem iść do pokoju, mój Pan złapał mnie za ramię od tyłu i zaczął wypytywać gdzie się wczoraj włóczyliśmy. Nie do końca świadomy tego co mówię, wybełkotałem:
 - Świętowaliśmy urodziny Tobyego...
 - Masky, przecież do jego urodzin jeszcze daleko... - oznajmił.
 - No to świętowaliśmy rocznicę zostania twoim proxy...
Slenderman pokiwał tylko głową i zniknął. Zadowolony z siebie, że udało mi się go spławić, powędrowałem do łazienki, przemyłem twarz i zająłem się robieniem kawy.. tylko ona może mi pomóc...

 Z punktu widzenia Jasona...
Kiedy tylko się obudziłem zacząłem chodzić po pokoju w te i nazad. Jane jeszcze spała, więc nie chciałem jej budzić. Poszedłem sprawdzić jak się ma Candy Pop i Jack. Sytuacja u nich wyglądała następująco - Jack przedawkował marsjanki, a Candy kręcił głową. Nagle usłyszałem czyiś krzyk "INTRUZ!", a potem tylko jęk z bólu i coś w stylu pierdzielnięcia głowę patelnią. Natychmiast pobiegliśmy na dół sprawdzić co się dzieje, a za nami biegła cała nasza banda. W salonie był Jeff, trzymający się za głowę, Ben z patelnią w ręku i jeszcze ktoś leżący twarzą do ziemi, w kałuży krwi.
 - Co się tu wyrabia?! - nie wiadomo pojawił się Slender.
Wszyscy milczeli, było słychać tylko jęki rannego.
 - Co się tutaj stało? - zapytał jeszcze raz, tym razem spokojniej.
 - Może mi najpierw pomożecie?! - jęczał tamten.
Slender pomógł mu wstać, wbił mackę w krwawiące miejsce, a po chwili jak gdyby nigdy nic, wyglądał jakby nic mu się nie stało.
 - Co się stało? - zniecierpliwił się.
 - Jeff zaatakował Hoodiego nożem, to pierdzielnąłem go patelnią. - tłumaczył Ben.
 - No co? - Jeff sięgnął po swój nóż na ziemi - Nie poznałem go bez jego maski.
Slender pokręcił głową, a Ben zrobił faceplama i "niechcący" upuścił patelnię na stopę Jeffa, który krzyknął z bólu. Brawo Ben.


Z punktu widzenia Jane...
Wszyscy powoli się rozeszli, a Jeff musiał sprzątać bałagan, który zrobił (krew...). Potem Slendy oświadczył, że wspólnie jedziemy na basen, żebyśmy "lepiej się poznali". Oprócz nas będzie tam też Helen, Puppet, Judge, Zero i dr. Smiley... Większość się ucieszyła.
 - Ja... chyba jestem chory... *kaszlu* i... nie pojadę... przykro mi... *kaszlu* - symulował Ben.
Slender zmierzył go tylko wzrokiem i dodał "Jedziemy jutro". Jedziemy? Zapowiada się ciekawie... Jeszcze Clockwork namawiała mnie, żebym wróciła do poprzedniego pokoju. Zgodziłam się, a Jason za to wprowadził się do Jacka i Candyego. Więc nie było sprzeciwów. Aaa, musieliśmy jeszcze dostawic jedno łóżko dla Sally... I znowu na starych śmieciach... Gdy tylko usiadłam na łóżku do pokoju wpadli, kto? Jeff, Liu, Toby, EJack, Ben i Kasper.
 - Dzisiaj pijemy tutaj - oznajmił któryś z nich.
 - Co wy... - zaczęła Ann, ale nie dokończyła, bo Jeff jej przerwał:
 - Slender mówił żebyśmy lepiej się poznali, to poznajemy się!
 - Jeff, bo my z tym alkoholem żartowaliśmy... - powiedział Kasper wieloma głosami.
 - Co?! Nie będzie nic do picia?!
 - Nie! - oburzył się Liu - Nalać ci piccolo?!
 - Kłamcy! -krzyknął Jeff i wybiegł z pokoju.
Wszyscy popatrzyli się na siebie, a Ann powiedziała "Wypad", więc chłopcy się rozeszli. Reszta dnia minęła spokojnie. Chyba za spokojnie... to bardzo zły znak, jutro będzie coś się działo..


Z punktu widzenia Bena...
I w końcu nastał TEN dzień. Dzień, w którym jedziemy na basen. Obok mojego łóżka leżała spakowana torba. Próbowałem symulować chorobę, ale nic z tego. Na dole wszyscy czekali tylko na mnie. W końcu zszedłem na dół, ale miałem bardzo dużego pecha. Niestety, potknąłem się na schodach i bolała mnie noga. Czyli z basenu nici. No cóż, jest mi tak bardzo przykro z tego powodu...
Plan ( nie) doskonały, ale w końcu i tak ktoś mnie siłą zaciągnął do auta. Auta? Slender się postarał... Na basenie wszyscy pływali jak kretyni, tylko ja się wszystkiemu przyglądałem. Nie miałem zamiaru wchodzić do wody. Dziwiło mnie tylko, że oprócz nas nie było tam innych ludzi. Po jakimś czasie ktoś (Jeff) złapał mnie za nogę i siłą rzucił do wody. Żeby tego było mało, zaciągnął mnie na "wir". Próbowałem się wydostać, ale prąd był za silny, albo ja byłem za słaby. Po prostu kręciłem się w kółko. Nagle z nieba spadła mi Clockwork. Natychmiast złapałem się za jej ramiona i wybełkotałem:
 - Zabierz mnie stąd! Błagam!
Złapała mnie z całej siły za nadgarstek i pomogła wydostać się z wiru. Dalej już sam się znalazłem na powierzchni. Ohh ziemio, kafelki, jak ja za wami tęskniłem... Niedługo się tym cieszyłem, gdyż Jeff znowu mnie zaciągnął do wody... żegnajcie wspólne chwile na kafelkach, obiecujcie, że będziecie dzwonić...
 - Zostaw mnie ty pedofilu! - krzyknąłem i z całej siły uderzyłem go w brzuch.
Czarnowłosy natychmiast mnie puścił i odpłynął parę metrów dalej. Już miałem wychodzić, ale Toby złapał mnie za ramię i pociągnął na głębsze wody.
 - Jednak pływasz?
 - To nie tak jak myślisz! - krzyknąłem przerażony tym co się dzieje.
 - To jak?
Udało mi się wyrwać z jego uścisku i udałem się na ląd. Ufff... Nareszcie bezpieczny. Tym razem już nikt nie zamierzał zaciągnąć mnie do wody. Tylko obserwowałem. Toby podtapiał Maskyego, Jeff skakał na bombę (i mnie ochlapał), Sally utknęła w wirze, a Liu próbował jej pomóc, EJack zjeżdżał z rury, dziewczyny relaksowały się w jakuzzi... Trochę komicznie to wyglądało w naszym wykonaniu. Postanowiłem przyglądać się wszystkiemu z góry, w tym celu wszedłem za EJackiem po schodach na sam szczyt, gdzie można było zjechać po kilkumetrowej rurze do basenu. Oparłem się o barierkę i wszystko obserwowałem. Po jakimś czasie ktoś "niechcący" na mnie wpadł i potknąłem się... prosto w paszczę tej rury prowadzącej prosto do bram piekieł. Próbowałem hamować, ale było zbyt ślisko. Całe szczęście na końcu stał Liu, którego natychmiast się złapałem i wdrapałem mu na plecy, tak żebym się nie zamoczył w wodzie. Byłem przerażony. Dobra, Liu, jak mnie rzucisz to ci zrobię paranormal activity, że mnie zapamiętasz do końca twojego nędznego życia! Na szczęście tego nie zrobił. Odstawił mnie do brzegu, bo go dusiłem. Westchnąłem i oddaliłem się od wody jak najdalej mogłem. Po paru minutach wszyscy zaczęli się zbierać. Radość mnie rozpierała! Jeah!


Z punktu widzenia Kaspera...
Po powrocie z basenu było dość późno. Nic dziwnego, pływaliśmy tam ponad trzy i pół godziny. Heh, Benowi pozostanie trauma.
 - Musimy częściej robić takie wycieczki! - mówiła zadowolona Nina - Było fantastycznie!
 - Się wie! - odpowiedziałem z Jack'iem chórem.
Usiadłem na łóżku i zacząłem się bawić moim nożem. Nina przeglądała jakieś magazyny, a Jack pożerał nerkę... uroki bycia kanibalem.. Nagle rozległ się huk i czyiś krzyk. Zerwaliśmy się z miejsca i w mgnieniu oka byliśmy na korytarzu, gdzie Jeff wił się z bólu, a Jane śmiała w niebo głosy.
 - Upss! Niechcący to było! - mówiła Jane przez śmiech.
 - Specjalnie mnie uderzyłaś drzwiami - powiedział Jeff podnosząc się z ziemi. Miał niezłego siniaka na czole.
Zaśmiałem się, łapiąc za brzuch i znowu wszedłem do pokoju. Jeff, idiota...


                                                                                     It's me! ^^


CDN...

A, jeszcze zapraszam tutaj  -->   https://ask.fm/JeffandKillua  <--
Czyli "What, when, why... ask!"

1 komentarz:

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...