poniedziałek, 29 lutego 2016

Dni z życia CreepyPast 14



Z punktu widzenia E.Jack'a...
Uff... Udało mi się odwrócić uwagę Skrolla i Soul'a dając możliwość ucieczki Jeffowi i Jasonowi. Teraz wystarczy tylko wymyślić jakaś wymówkę, żeby się z tego wykręcić.
 - Przez ciebie uciekł nam obiad... - powiedział Soul zmartwiony.
 - Sorry, chłopaki, ale to moi kumple.
 - To Slenderversi! - oburzył się Skroll.
Westchnąłem cicho. I czym mam się już bronić? Przypomnieć mu, że też do nich należę?
 - Sorry... - tylko na tyle było mnie stać.
Czułem, że dwójka patrzyła na mnie wzrokiem, który mógł co najmniej zabijać. Bez słowa opuściłem fabrykę, kierując się w stronę domu. Gdy tylko przekroczyłem próg drzwi, usłyszałem ciche szmery. Dosłownie wiedziałem, że wszystkie oczy skierowane są na mnie.. Przytłaczające uczucie. Zdrajca. Pewnie teraz tak o mnie wszyscy postrzegali. W końcu bardzo mało osób wiedziało, że jestem sojusznikiem Skrolla, a teraz się wszystko wydało. Niechętnie podążyłem za zapachem Jeffa i lekko uderzyłem piszczelem w kanapę. Obok mnie stanął też Jason.
 - Przepraszam za tamto...  - wymamrotałem.
 - Ale za co? - Jeff zapytał.
 - No za tamto... W tej fabr...
 - Nie masz za co - przerwał Jeff - Gdyby nie ty, skończyliśmy jako obiad dla kanibali. - zaśmiał się.
Załamałem się. Jakby nie wiedział, że sam nim jestem. Ktoś poklepał mnie po plecach. To była dłoń Jasona.
 - Czy to znaczy, że jesteś teraz bezpański? - spytał - Przecież nie możesz należeć do obu versów. Musisz się zdecydować.
 - No... yhym... bezpańskim, mówisz...
Dalej zamilkłem, jak wszyscy. Słychać było tylko brzęczenie jakiegoś owada i głośne oddychanie Jeffa. Jestem bezpański? Otrząsnął mnie dopiero dźwięk trzaskanych drzwi.


Z punktu widzenia Toby'ego...
Podczas gdy wszyscy martwią się o Skroll'ów, ja cieszę się z kolejnej bitwy. Wiem, że niedawno walczyłem z Colinem, ale on przy nich to płotka. Zero totalne, mimo że prawie nas zabił. Jednak ONI mają dwie wady - nie współpracują, a wręcz przeciwnie, wchodzą sobie w drogę. Chyba, że stawką jest życie któregoś z nich. I słońce. W dzień są kompletnie bezradni, dlatego żerują pod osłoną nocy i chowają się w opuszczonych budynkach. Tamta fabryka to idealne miejsce na ich kryjówkę. Słońce ich osłabia, do tego wchodzą sobie w drogę - świetny łup, prawda? Tyle, że oni są doskonale wyszkoleni, a jeśli chodzi o szybkość, czy zwinność to nie dorastamy im do pięt. A jednak, szanse są wyrównane. Już nie mogę doczekać się naszego spotkania. Znowu poznać smak krwi. Znowu zabijać, jak wtedy wykończyliśmy Colina. Usłyszeć czyiś jęk przepełniony bólem i błaganie o litość. Chcę ich krwi.. Ich bólu.. Ich cierpienia.. Ich łez..
Czy ja zaczynam popadać w jakiś obłęd? Nigdy wcześniej tak nie myślałem o śmierci. Więc dlaczego czuję taką żądzę krwi? Dlaczego chcę zadać innym ból? Dlaczego chcę żeby płakali przeze mnie? Dlaczego czuję taki niedosyt? Muszę się opamiętać!
 Otrząsnąłem się z myśli i powędrowałem do tamtej fabryki. To nieodpowiedzialne z mojej strony, wiem, ale naprawdę nie zamierzam walczyć. Chcę tylko się zorientować w terenie, posprawdzać kilka rzeczy. To wszystko. Spróbuję jakoś uniknąć walki. Jakoś... może nawet mnie nie zauważą? Wpadnę tam na dosłownie pół minuty i znikam. Na miejscu uchyliłem ostrożnie zardzewiałe drzwi i wychyliłem głowę, oglądając wszystko dokładnie. Budynek posiadał wiele okien, które przez kurz i pajęczyny nie były widoczne. Doskonale! W głowie mam już ułożony plan działania na walkę. Uśmiechnąłem się pod nosem i wróciłem do domu. Chcę zmierzyć się z nimi jak najszybciej. Nawet gdybym miał pojedynkować się sam. Przypuszczam, że Slender nie będzie pochwalał mojego pomysłu. Niespecjalnie się tym przejąłem. W domu chciałem od razu umyć się i kłaść spać, żeby nikt nie zauważył mojej ekscytacji. Domyśliliby się, że coś kombinuję..

   *TIME SKIP

Z punktu widzenia Jeff'a...
Leżałem całkowicie sam, z zabandażowanym ramieniem na kanapie i wpatrywałem się w sufit. A o jakimś kocu dla mnie to nikt nie pomyślał.. Do tego zabrali mi moją bluzę i koszulkę. Było mi cholernie zimno. Zapomnieli o mnie. Ech... Spróbowałem jakoś wstać, ale każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał ból. Niech szlag trafi Skroll'a... Że dałem mu się pokonać... Ale kiedyś i tak skopię mu dupę... kiedyś. Nagle usłyszałem czyiś tupot stóp. Lekko przechyliłem głowę, by sprawdzić kto to taki. Nim cokolwiek zobaczyłem, powiedział półgłosem:
 - Nie możesz się ruszać? - poznałem głos Ben'a.
 - Ben, nie uwierzysz - zacząłem - jest mi zimno.
Blondyn podniósł bluzę z ziemi i mnie nią przykrył.
 - Dziękować - odparłem, powoli odlatując do świata snów.

   *TIME SKIP

Rano obudziłem się w trakcie zmieniania bandażów. Hoodie robił to jak mysz - bez ani jednego, choćby najmniejszego szmeru. Gdy skończył, przykrył mnie bluzą i zwyczajnie odszedł. Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Udało mi się wstać i dojść do mojego pokoju, zarzucając bluzę na plecy. Idąc do łóżka, potknąłem się o pluszaka Vincenta i upadłem, dokładnie na moje zabandażowane ramie. Wydarłem się z bólu. Ledwo wstałem i usiadłem na łóżku. W kącie, na poduszce spał Vincent, jakby był dumny, że przez niego się wywaliłem na podłogę, sprawiając mi przy tym dużo bólu. Po jakimś czasie się obudził i krzyknął:
 - Jeff!
Zdziwiłem się bardzo, gdyż jeszcze kilka dni temu mówił "Cef".
 - Kcę - powiedział jeszcze, wyciągając palec w stronę pluszowego królika, walającego się na ziemi. Podałem mu go, a on znowu zaczął swoje tortury.. Szeptał mu coś do ucha w swoim języku. Pewnie coś strasznego. Nagle usłyszałem czyiś ziew, a z łóżka spadł Toby.
 - Taby - powiedział Vincent i wrócił do "zabawy".
Kolejny ziew. Toby podniósł się z ziemi i przetarł oczy.
 - Siemanko! - przywitał się -Zapowiada się piękny dzień! - spojrzał przez okno.
Podążyłem za jego wzrokiem. Dzień był wyjątkowo słoneczny.
 - Idealny dzień na bójkę z Skrollem, nie sądzisz? - powiedziałem. Toby spojrzał na mnie pytająco.
 - Skąd wiesz o moich planach?
Tym razem ja na niego spojrzałem wzrokiem pełnym nadziei, a równocześnie niepewności.
 - Tylko mówię... chcesz z nim walczyć?
 - Nie mów nikomu...
 - Milczenie będzie drogo kosztować..
 - Czego chcesz?
 - Pomyślmy... chcę słonia z serem zamiast głowy i magiczne zioła, oraz magiczny proszek.
 - Po magiczne zioła i proszek idź do Bena lub L.Jack'a, a ze słoniem może być problem. I to duży.
 - Zioła wystarczą.
Zaśmialiśmy się oboje z naszej głupoty.
 - Nikomu nie powiem - powiedziałem po chwili.
 - I jest git! - wyciągnął kciuk go góry - Aaa, bandaż ci krwawi.Spojrzałem na moje ramię. Całe zakrwawione. To pewnie przez tamten upadek. Westchnąłem i poszedłem do Hoodiego, który znowu mi go zmienił i powiedział, żebym bardziej patrzył pod nogi. Podziękowałem i wróciłem do pokoju. Hmm.. czyli jednak Hoody zda się na coś więcej, niż obieranie ziemniaków.. ciekawe.. ale ciii, ani słowa o tym...
Go to sleep...


C.D.N

______________________________________________________________________________________________


Zapraszam również tutaj » https://m.ask.fm/JeffandKillua « ^^

Przepraszam za dość długą przerwę. Macie tu jakieś tam notki xd:

koniecznie musicie się zapoznać z TYM... przeczytajcie tą Creepypastę - pomoże wam wujek google.

Jakby ktoś jeszcze nie ogarniał Skrolverse, niech troszkę poszpera na tej stronie

No i jeszcze jedno - jak już zauważyliście, na górze jest obrazek CreepyPastaMonster (sorry, nie umiem tego inaczej ując w słowa xd). Podoba się, czy tylko zawadza? Tylko szczerze...


No i ten - niektórzy "nowi" czyli ci co nie czytali mojego starego bloga, postaram się tutaj naprostować mniej więcej co i jak z niektórymi postaciami, a że nie umiem dobrze tłumaczyć, trzeba będzie się namęczyć xD. Tak więc:
Mike - agrasor, znajomy Bena i wielki fan fnaf'a (postaram się napisać o nim Creepypastę... huehuehue)
Colin - tego to stworzyłam na podstawie Kaspera... były proxy Slendermana :P
Nathan - dla Tobyego "Brick", pomógł w walce z Colinem rzucając w niego cegłami xd (na starym blogu oczywiście)
Vincent - dziecko, któremu Jeff zabił ojca, a następnie adoptował xd
Snickers - Jeff go ukradł z jakiegoś domu, Jeff o nim zapomniał, Jeff nadal go ma w swojej kieszeni xD
O nikim nie zapomniałam? Chyba nie. Wiem, że takie coś powinnam zrobić na początku, ale dopiero teraz wpadłam na ten pomysł.
Przy odrobinie szczęścia może się okazać, że Creepypastę o Nikkim nadal gdzieś tam mam w folderze... gdzieś... Jeśli nie, to napiszę nową xd

Okey, już was nie męczę tymi notkami. Na 15 część szykuję na was bombę i mini-zawał serca xD. Także do następnego, moje Koszmarki ^^

1 komentarz:

  1. No więc:
    *nie zaczyna się zdania od 'no więc', ciii*
    Ta notka była taka... Inna. Wszystkie były takie mega śmieszne (choć stwierdzenie że Hoodie nadaje się do czegoś więcej niż obierania ziemniaków- bezcenne XD) ta była taka... Nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa. Ale podobała mi się. Bardzo.
    Obrazek na górze jest spoko *^*
    Snickers... XD
    Czekam na 15 notkę :D
    Już się boję ;-; xD

    OdpowiedzUsuń

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...