wtorek, 26 kwietnia 2016

Dni z życia CreepyPast 21


Z punktu widzenia E.Jack'a...
Kiedy tylko znalazłem się w swoim pokoju, runąłem na łóżko wyczerpany. Przynajmniej mamy z tego jakiś morał - nigdy nie zgadzaj się na jakiekolwiek propozycje no-life'ów. NIGDY. Oni mówią innym językiem, kompletnie obcy dla kanibali i innych morderców. Nie minęła chwila, a Silver wpadł (wleciał?) jak szalony z krzykiem:
 - Jack, mamy problem!
 - Jaki problem? - zabrzmiałem jak zalany dres.
 - Problem!
Powoli wstałem i podążyłem za jego głosem.
 - Widzisz to?! - jego głos drżał.
 - Co mam widzieć?! - zdenerwowałem się i zacząłem machać łapami, by cokolwiek "zobaczyć".
 - Co tutaj się stało? - usłyszałem śmiech Kaspera - Ktoś składał ofiary beze mnie?
 - Właśnie nie wiemy...
 - Tylko kto to zrobił i jak to zrobił.
 - Chłopaki... - przerwałem - Ja nadal nie rozumiem...
 - Spójrz, wszędzie krew... - kontynuował Kasper.
 - Ludzie... - marudziłem.
Ich rozmowa trwała nadal, więc zostawiłem ich samych. Raczej nie będę tam potrzebny. Wróciłem do pokoju i znowu padłem na łóżko.


Z punktu widzenia Kagekao...
Zaledwie w ciągu kilku sekund cały dom stał na nogach. Szybko rozległa się wieść, że było włamanie i pobicie naszych dwóch komputerowców. Oczywiście Hoodie się nimi zajął. Oprócz tego, że dość długo byli nieprzytomni i mieli kilka siniaków. Red i Ben byli cali. Prawie nikt się nie przejął ich stanem. W końcu co poważnego mogłoby się stać osobom, które i tak są martwe? Kiedy zjawił się Slenderman, ocenił całą sytuację, po czym stwierdził, że to Skrollversi. No co on nie powie... Kiedy tamci doszli do siebie, zostali przez niego wypytani, po czym stwierdził, że osoba która to się włamała nie stanowi żadnego zagrożenia, a nawet nie poznał, że jest na terenie Slenderversów. Potem wszystko się uspokoiło. Największy problem mieli Silver, Ben i Red - w końcu ich pokój i komu chciałoby się sprzątać tą całą krew? Właściwie szkoda, że nie wino. Postanowiłem zrobić sobie mały parkour w lesie. Na miejscu zacząłem "wbiegać" na drzewa, skakać z jednego na drugie i inne triki. Moją zabawę przerwał głuchy huk. Poszedłem sprawdzić co spowodowało ten hałas. Głęboko w lesie była dwójka chłopców, dałem im po 13 lat. Mieli petardy. Po wykończeniu części z nich, jeden się odezwał:
 - I co? Nikogo tu nie ma!...
 - A podobno w tym lesie mieszkają mordercy... - odezwał się drugi.
 - Mówiłem, że to bujda, a ty głupi jeszcze się bałeś. Gdyby ktoś naprawdę tutaj był, już dawno by tu się zjawił od tych petard.
 - Chodźmy stąd.
Chłopcy odwrócili się napięcie i zmierzali przed siebie. Zaśmiałem się cicho i przygotowałem szpony. Podszedłem do nich nieco bliżej, po czym naskoczyłem na szatyna, przecinając mu plecy. Chłopak zawył z bólu i padł na ziemię. Drugi - brunet - nie mógł się ruszyć na mój widok. Zaśmiałem się na całe gardło Kekekeke. Wreszcie odzyskał przytomność i krzyknął z przerażeniem. Już miałem zaatakować, gdy nagle naprzeciw mnie wyskoczył Kreis.
 - Zostaw go! - krzyknął zasłaniając się rękami.
 - Co do?!... - z trudem zatrzymałem atak.
Tymczasem chłopak korzystając z okazji, uciekł, zostawiając kolegę samego.
 - To ty robisz?! - spytałem zdenerwowany.
 - Bronię mojej owieczki. - odparł spokojnie.
 - Owieczki?! Dałeś mu nawiać!
 - Już Ci tłumaczę. Prowadzę taki mały eksperyment. Testuję ile potrzeba, by taki nastolatek doprowadził do samobójstwa...
 - Testujesz jego wytrzymałość?
 - Można to tak nazwać.
 - Po co to robisz?
 - Po prostu się nudzę. Teraz nie ma żadnej bandy, której strzelił do głowy pomysł pójścia do lasu... a tylko tutaj czuje się beztrosko i robię co chcę.
 - Właściwie to co mu już zrobiłeś?
 - Na razie to tylko obserwuję. Dopiero jutro miałem przystąpić do ataku, ale widział już jak jego kolego umiera.. Niezły start, co?
 - Nawet nie będę próbował Cię zrozumieć - odwróciłem się do leżącego szatyna, rozpoczynając serię tortur. Kiedy umarł, bez słowa poszedłem do domu. Ten cały eksperyment Kreisa jest dziwny, lecz interesuje mnie jego finał.


Z punktu widzenia Red...
Po długich godzinach sprzątania, w końcu opadliśmy na łóżka zmęczeni. Nie ma to jak zostać pobitym do nieprzytomności, a potem ścierać czyjąś i swoją krew ze ściany, podłogi i parapetu. Nawet Ben nie miał ochoty na gry. Po jakimś czasie wypoczywania, zaszedłem do Tobyego i Liu, sprawdzić jak radzą sobie z... ojcostwem? Tak, to odpowiednie słowo.
 - Red! - krzyknął dzieciak na mój widok.
Klęknąłem na kolano i rozłożyłem ręce:
 - No chodź do braciszka Red'a! - zachęcałem.
Vincent powoli wstał i zrobił parę kroków w moją stronę. Gdy był wystarczająco blisko, podniosłem go na ręce. Nawet go polubiłem, z resztą jak wszyscy. No może prócz Ben'a. A szkoda, bo byłby z niego taki dobry brat. Nagle Vincent zaczął się wyrywać i pokazywał dziwne ruchy.
 - Chyba chce Ci coś powiedzieć - odezwał się Liu.
 - Pewnie chce gofry! - krzyknął Toby szczęśliwy.
Dziecko zaczęło wskazywać palcem na różne strony, więc postanowiłem z nim iść tam, gdzie mnie prowadzi. I tak trafiliśmy przed telewizorem. Postawiłem Vincentego, który natychmiast znalazł pilot klikał przypadkowe przyciski. Pomogłem mu to włączyć i wybrałem jakiś kanał z bajkami. Wtedy jak na zawołanie pojawiła się Sally. Dzieci usiadły na kanapie i zajęły się oglądaniem.
 - Właściwie to nic ci nie jest? - spytał Liu.
 - Myślałem, że już nikt nie zapyta! - zaśmiałem się - Mnie i Benowi nic nie jest. W końcu i tak jesteśmy martwi.
Na te słowa Toby wziął zamach i uderzył mnie w kark.
 - To że nie żyjemy, nie znaczy, że nie czujemy! - warknąłem oddając mu.
 - A ja nie! - oświadczył szczęśliwy i na dowód chciał się uderzyć w głowę, ale Liu go powstrzymał.
 - Wiemy... - odparł - Nie musisz poka... - przerwał, gdy spojrzał na kanapę - No dobra, gdzie on znowu jest?
Podążyliśmy za jego wzrokiem. Vincenta i Sally nie było. Straszne ruchliwe to dziecko... Po długim czasie poszukiwań znalazł się na udawanym przyjęciu u Sally. Uspokojeni, zostawiliśmy ich tam, nie przerywając im zabawy. W końcu wierzymy, że Sally jest odpowiedzialna i potrafi zadbac o Vincenta... Przynajmniej tylko ta dwójka tak uważa, bo ja nie mam do niej zaufania. Nagle ktoś mnie złapał za ramię. Gwałtownie się odwróciłem. Tylko E.Jack próbował ustalic kim jestem...
 - Ej, Puppet, to ty? - zapytał.
Zrobiłem faceplama. Żeby tak się pomylic...
 - Red - powiedziałem i ruszyłem w stronę mojego pokoju, ale on mnie zatrzymał.
 - Możesz mi wytłumaczyc, o co w tym wszystkim chodzi?
Powiedziałem mu dokładnie wszystko, co się stało wczoraj i skąd było to całe zamieszanie.




CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...