wtorek, 24 maja 2016

Dni z życia CreepyPast 26


Dzień masakry (część pierwsza)


Z punktu widzenia Ben'a...
Razem z Sliver'em, Smile Dog'iem i tą paskudą udaliśmy się w stronę miasta. Dopiero w 1/3 drogi zauważyłem, że za nami drepcze kot Sebastian. Przez cały czas niosłem dzieciaka na rękach, mimo że był cholernie ciężki. Jakby nie mogli mi dać czegoś lepszego! Jeff powinien się z nim kryć! W końcu dotarliśmy do miasta. Na ulicach nie było żadnej żywej duszy. Lepiej dla nas. Jedynie natknęliśmy się na spacerującego Victora.
 - Ben! - Victor podniósł dłoń w górę witając się.
Postawiłem dzieciaka na ziemi, które poszło za Silverem i Smile Dogiem w do jakiejś ślepej uliczki. Sebastiana już z nami nie było. Pewnie już nigdy go nie zobaczę.
 - Cześć - podszedłem do Victora. Nastąpiła niezręczna cisza.
 - Co robiłeś z tamtym dzieckiem? - spytał się w końcu.
 - Uciekam... - skrzyżowałem ręce - Zaraz rozpocznie się "tam" prawdziwa wojna z Skrollverse. Najwyraźniej uznali, że się nie przydam w walce, więc kazali mi gdzieś uciec z tą gnidą i Silverem. Takie życie.
 - Skrollverse? - nagle wybuchnął śmiechem, po czym uspokoił się i dodał - Wiesz, miło było Cię poznać. Fajny byłeś.
 - Co takiego? - nie ukrywałem zdumienia.
 - Przecież walczycie ze Skroll'ami. Więc dla mnie wy wszyscy już jesteście martwi. Są niebezpieczni. Nie ma z nimi lekko.
 - Skąd wiesz?
 - Bo miałem już kiedyś do czynienia z jednym z nich - uśmiechnął się - A raczej policja. Cały oddział!
 - Są niebezpieczni... tylko to na ich temat słyszę! Nie można wymyślić coś lepszego?
 - Są niezrównoważeni psychicznie - zaśmiał się.
 - Mogą być, my mamy Slendera, a pewnie jego bracia się dołączą...
 - No cóż... - Victor wzruszył ramionami i ruszył przed siebie omijając mnie - Współczuję. - przyśpieszył kroku i po chwili zniknął mi z pola widzenia. Wzruszyłem tylko ramionami. Udałem się do Silvera. Przecież mówił mi, że będą w jakimś ślepym zaułku. Nie mogłem tam usiedzieć w miejscu. Nie mogłem po prostu znieść myśli, że siedzę tutaj tak bezczynnie. Kiedy tylko wstałem i ruszyłem w tamto miejsce, Silver się domyślił... jednak udało mi się przekonać go, by mnie puścił.


Z punktu widzenia Alice...
W domu trwała prawdziwa rzeź. Nie wszystko poszło zgodnie z planem. Skrollversi spodziewali się naszej małej zasadzki... Gdy przeciwnicy się z nami patyczkowali i zwyczajnie bawili, Slenderman i Skroll rzucali sobą na wszystkie strony. Walczyłam wraz z Niną i Ann. Naszym przeciwnikiem był Domino. Sam.
 - Nuuuda! - ziewnął unikając kolejnych ciosów ode mnie. Nasza trójka była już wyczerpana, a zaś na jego twarzy nie było widać zmęczenia. Bawił się w kotka i myszkę...
 - Alice, zawodzisz mnie... - powiedział i z całej siły pchnął pod ścianę. Szybkim ruchem przygniótł mi brzuch kolanem - Kiedyś walczyłaś o wiele lepiej!
Uniosłam nóż do góry z zamiarem zaatakowania, jednak szybko złapał mnie za nadgarstek i ścisnął mocno. Nagle upadł na bok. Nina pchnęła go czymś ostrym w żebra. Jednak on tylko się zaśmiał.
 - Nareszcie coś! - zakpił sobie, nie robiąc nic ze swojej rany. Nina z Ann rozpoczęły serię ataków, które tamten sprawnie unikał. W tym samym czasie podeszłam do niego od tyłu.
 - Za wolno! - wrzasnął i odskoczył do tyłu. Tym samum dał mi się złapać. Jedną ręką trzymałam go pod pachę, a drugą przystawiłam nóż do jego garda. Domino powoli usiłował wyjąc coś z kieszeni, ale obróciłam się z nim szybko. Teraz to on był przypierany do ściany. Popełniłam tylko jeden błąd. Miał wolne ręce. Wprawdzie nie mógł sięgnąć do kieszeni, ale trzymał asy. Z rękawów "wyskoczyły" mu karty. Machnął za siebie, zmuszając mnie do cofnięcia. Domino odwrócił się do nas. Jego usta ułożone były w wielki uśmiech. Schował karty z powrotem do rękawów i podbiegł do okna. Wybił je jednym kopnięciem. Odłamki szkła poleciały na podłogę. Następnie stanął na parapet.
 - Nie pozwólmy mu uciec! - wrzasnęła Nina i ruszyła w jego stronę jak torpeda. Pchnęła go do tyłu i razem wypadli przez okno. Usłyszałam czyiś jęk. Szybko powędrowałam za nimi. Za mną była jeszcze Ann. Zgrabnie wylądowałam na trawie i pociągnęłam Ninę za nadgarstek do góry. Domino chciał uciec, ale Ann kopnęła go w krwawiące miejsce z boku. Chłopak powstrzymał się od jęku. Niespodziewanie złapał Ann za nogę i ją wywrócił. Sam podniósł się na równe nogi i się cofnął. Łapał się za bok. Za jego plecami stał jakiś wysoki mężczyzna. Nie widziałam jego twarzy, ale miał długi, czarny płaszcz i białe włosy do ramion. Domino cofnął się jeszcze o krok i gwałtownie się odwrócił, kiedy na niego wpadł. Chłopak zaśmiał się i usiłował zaatakować go nożem, jednak mężczyzna był szybszy i złapał go za gardło. Uniósł go w górę. Miał blade, kościste ręce. Stawił parę kroków w naszą stronę. Domino wyrywał się na wszystkie strony i próbował dosięgnąć go nogami. Na nic. Podeszłam nieco bliżej aby zobaczyć jego twarz. Miał twardy wyraz twarzy, na której widniał obłąkany uśmiech. Nagle jego oczy zabłysły na czerwono. Wtedy bardziej ścisnął Domino, który kurczowo próbował nabrać powietrza. Wykrzywiał się w grymasie. Wyciągnął z rękawów karty i przeciął palce tamtego. Mężczyzna uśmiechnął się szerzej i dosłownie rzucił nim o ziemię. Następnie spojrzał w moją stronę i wskazał we mnie palcem. Ogarnął mnie strach. Lecz on tylko powiedział:
 - Za tobą.
Odwróciłam się napięcie. Za mną Jeff usiłował odepchnąć od siebie strzykawkę Nick'a. Miał całe nogi we krwi. Z trudem stał. Opierał się o dom. Nim cokolwiek zdążyłam zrobić, Nina już się na niego rzuciła. Nick odskoczył na bok, prosto w łapy tamtego mężczyzny. T-teleportował się?! Złapał go za nadgarstki i uniósł w górę. Oczywiście się wyrywał. Tamten tylko bardziej go ściskał. Wnet rozległ się trzask kości. Nick darł się w niebo głosy. Jego oprawca odstawił go na ziemię i powiedział:
 - Ha ha! No to gdzie ten wasz Skroll? - następnie wskazał na Jeff'a - Zajmijcie się moim podopiecznym, bo się zaraz przywita z tamtym światem.
 - Pan...ie... - tylko tyle wyjąkał Jeff. Miał poważne obrażenia, a najbardziej pocięte były nogi.
Nick i Domino wymienili spojrzenia i pokiwali głowami. Obaj powolnie wstali. Nick miał nadgarstki wygięte w nienaturalny sposób. Ann przygotowała się do ataku, a Nina podbiegła do Jeff'a. Również się przygotowałam do ataku.
 - Nieźle nas załatwił... - burknął Domino masując gardło, które było całe czerwone.
 - Poddajecie się? - spytała Ann.
 - Ha! Jak się poddamy to nas zabijecie, a jak uciekniemy to Skroll zabije nas za to, że was nie zabiliśmy...
Obaj byli już na granicy wytrzymałości.
 -...ale wybieramy opcję drugą. - obaj się uśmiechnęli.
Nagle poczułam uderzenie wiatru. Coś przebiegło między mną, a Ann. Po momencie zniknęło z pola widzenia. Tamci dwaj rzucili się do ucieczki. Chwilę potem powoli pozostali członkowie Skrollverse się wycofywali. Zwycięstwo jest nasze.


Z punktu widzenia The Chess Master...
Skroll "telepatycznie" dał wszystkim znać o wycofaniu się. Zrezygnowany puściłem mojego przeciwnika i pobiegłem do "naszej" fabryki. Na początku byłem bardzo zdziwiony. W końcu Skroll nigdy by się tak nie poddał. Ale w końcu rozumiem. Zacząłem biec ile sił w nogach. Noc powoli ustępowała dniu. Zaraz słońce zacznie świecić jaśniej. Gdybyśmy mieli trochę więcej czasu, wygralibyśmy. Ale są ograniczenia... Gdy znalazłem się w fabryce, usiadłem pod jakimś stosem kartonów po turecku. Skroll był wyraźnie zdenerwowany i uderzał przypadkowe osoby.
 - Co za gnidy! Nie odpuszczę tak łatwo! Ktoś im doniósł! - ryczał Pan rozwalając stertę lalek.
Zauważyłem, że Soul odwrócił głowę i wbił wzrok w ziemię. Prawie wcale nie uczestniczył w walce, tylko stał z boku. Może on nas wydał? Bałem się cokolwiek powiedzieć, kiedy on był w takim stanie. Za duże ryzyko... Lepiej siedzieć cicho.Właściwie było słychać tylko jego. Wszyscy bali się pisnąć, bo inaczej całą furia Skroll'a zostanie wyładowana na niego. Tymczasem rana na kolenie znowu dała o sobie znać..




CDN...

1 komentarz:

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...