niedziela, 16 października 2016

Rozdział II


 Brain z wolna zaczynał się budzić. Powieki miał ciężkie, a całą szyję miał zdrętwiałą, aż po obojczyki. Czuł na sobie czyiś oddech, uderzający go prosto w czoło. Chłopak powoli otworzył oczy. Pierwsze co zobaczył, to twarz swojego "oprawcy". Kiedy Max zauważył, że chłopak się wybudził, odsunął się od niego, a leżący natychmiast zamrugał przez oślepiające światło.
 - Już myślałem, że będziesz tak spał przez kilka kolejnych dni - parsknął czarnowłosy.
 - Kilka dni? - Brain natychmiast podniósł się do pozycji pionowej, tak samo szybko tego pożałował. Zalała go fala bólu i syknął. Mimo to wykręcił głowę tak, by patrzeć prosto na siedzącego obok Max'a.
- Ej, tylko żartowałem! Bez agresji! - czarnowłosy natychmiast odskoczył jak poparzony, śmiejąc się - Spałeś zaledwie osiem godzin.
 - A... która jest teraz?
 - Dochodzi północ - wskazał ruchem głowy wielki zegar z rzymskimi cyframi wiszący nad białymi drzwiami. Właściwie wszystko w tym pomieszczeniu było białe. Kafelki, ściany, zasłony, meble...
 Brain przetarł oczy dłońmi, analizując wszystko co stało się w najbliższym czasie. walczyli razem z zombi. Te słowa ciągle rozbrzmiewały mu w głowie jak echo po pustych korytarzach. Nadal nie móc zrozumieć ich znaczenia, spojrzał na Max'a, jakby czekając na wyjaśnienia.
 - Powiedziałeś wtedy, że moja matka walczyła z zombi - zaczął niepewnie.
 - Tsa. I została ugryziona.
 - Więc co zamierzacie ze mną zrobić?
 - Zabijemy cię - twarz bruneta wykrzywiła się w szerokim uśmiechu, a oczy błysnęły. Brainowi jak na zawołanie ścisnęło gardłem, a dłonie, które kurczowo ściskał kołdrę, zaczęły drżeć. Max widząc jego zgrozę, dodał:
 - Jezu. Żartowałem. Jesteś naiwny. Gdybyśmy mieli to zrobić, już dawno padłbyś trupem.
Niebieskooki uspokoił się znacznie, ale nie odrywał od niego wzroku, czekając na ciąg dalszy wyjaśnień.
 - Nie patrz tak na mnie - warknął - Nie wiem co się z tobą stanie. Brat nigdy nie wtajemnicza mnie głębiej w takie sprawy - wywrócił oczami i odwrócił się w stronę drzwi. Rzucił mu jeszcze krótkie spojrzenie, po czym wyszedł z trzaskiem. Nie minęła chwila, a do pomieszczenia wparował brązowowłosy chłopak, może miał 17 lat. Ubrany był luźno, nawet były na niego za duże ubrania, a z kasztanowych oczu błyskało ekscytacją. Kąciki ust miał lekko uniesione. Na jego widok Brain skulił się nieco. Może dlatego, że przy jego pojawieniu się towarzyszył bardzo głośny huk drzwi i czyjeś krzyki.
 - Jak się czujemy? - zapytał i błyskawicznie usiadł na taborecie przy łóżku. Miał donośny, lecz przyjazny głos. Zdecydowanie nie pasował do kogoś, kto miałby do czynienia z zombi.
 - Źle - odparł Brain i zebrał się aby zadać kilka najważniejszych pytań - Co to za miejsce? Co się ze mną stanie? I o co chodzi z zombi?
 Szatyn spojrzał na niebieskookiego poważnie.
 - Max ci chyba powiedział, że twoja mama urodziła cię niedługo po tym jak została ugryziona, tak?
Kiwnął twierdząco głową.
 - Plan jest prosty; musimy wypędzić z ciebie tą zarazę, bo masz w sobie cząstkę jednego z nich.
 - Jakim sposobem? - uniósł pytająco brew.
Wzruszył ramionami.
 - To już musi ci powiedzieć Czare...- urwał w połowie i jęknął głośno. Twarz wykrzywiła mu się w bólu, po czym upadł na okryte stopy Braina. Za nim stał rozzłoszczony do granic możliwości chłopak, o szalenie podobnym wyglądzie do tego leżącego. Pewnie bracia, pierwsze przyszło mu na myśl, a potem skulił się widząc jego gniew. Schylił głowę, wbijając wzrok w swoje kciuki.
 - Miałeś mu nic nie mówić! - wrzasnął ten, co przed chwilą walił brata po głowie - Zabije cię!
 - Ale po co od razu się tak denerwować, Finnuś? - odskoczył od łóżka nieśpiesznie i zachichotał.
 - Nie nazywaj mnie tak - oznajmił chłodno i przybrał kamienny wyraz twarzy - Jestem Finn.
 - A ja Karol - ukłonił się błaźniersko, a Brain uniósł głowę.
 - Karol? - pomyślał - Jak można pokarać tak dziecko imieniem...
 - Uspokójcie się! - do pomieszczenia wpadła jakaś dziewczyna - Nie widzicie, że nawet on nie ma ochoty na was patrzeć? Zaraz tutaj zwymiotuje - dodała kpiąco.
 Niebieskooki przyjrzał się dziewczynie i po chwili stwierdził, że ta trójka to rodzeństwo. Była niska, brązowe włosy miała związane w wysoką kitkę, która sięgała jej do łopatek. Ubrana była w jasne dresy i kremową, wygniecioną bluzę, zapiętą po szyję. Na nosie spoczywały jej kwadratowe okulary w niebieskiej oprawie. Finn i Karol oderwali od siebie spojrzenia i skupili na siostrze. Ta westchnęła rozczarowana.
 - Lizuś, tylko bez agresji - zaśmiał się Karol ponownie, za co prawie oberwał od brata.
 - Nie nazywaj mnie lizusem - warknęła.
 - Ale to do ciebie doskonale pasuje. Podlizujesz się Czaruśowi, masz imię Lizy... pasuje!
 - Bo cię zaraz walnę!
 - Emm... - zaczął niepewnie Brain, przerywając ich kłótnię - Mógłbym prosić coś do picia?
 - Widzicie? - powiedziała Liz kierując się do elektrycznego czajnika stojącego w kącie pokoju, którego wcześniej niebieskooki nie zauważył - Z tych nerwów przez was musi się napić.
 - Lizusie, przestań - wtrącił się Karol - Twoje żarty nie są tak śmieszne jak moje - wskazał na siebie kciukiem dumnie.
Szatynka tylko parsknęła coś pod nosem i sięgnęła po woreczek herbaty do pudełka, ale w połowie się zatrzymała.
 - Wolisz herbatę czy kawę? - zapytała nie racząc nawet by na niego spojrzeć.
 - Zrób mu kawę - wyprzedził Karol - Lepiej się poczuje.
Finn strzelił sobie dłonią w twarz.
 - Kawę? Po północy? Pewnie jest zmęczony i chce spać.
 - Czyli herbata...? - Lizy obracała woreczek herbaty w dłoni.
 - Od herbaty go zemdli - wybrzydzał Karol - A od kawy poczuje się lepiej. A jak będzie za mocna to odlejemy połowę i dolejemy mleka.
 - Jesteś idiotą, żeby dawać dzieciakowi kawę, nawet z mlekiem, w nocy. Szczególnie...
 - Agh, zamknij się już! Przecież mówię, że od niej się poczuje lepiej!
 - Mówisz tak do każdego!
Kiedy dwaj bracia zacięcie dyskutowali o tym, co mu zaszkodzi, a co nie (nie dopuszczając małego do słowa), Lizy bawiła się bezmyślnie woreczkiem, a do pokoju po cichu wszedł Max. Tym razem miał na sobie czarną, grubą bluzę i dresowe spodnie w tym samym kolorze.
 - Sorry, że musiałem cię zostawić z tą bandą samego - usiadł na skraju łóżka i podał mu kartonik z czekoladowym mlekiem. - Pij.
 Początkowo Brain dokładnie oglądał kartonik, jakby bojąc się, że zostało tam czegoś dosypane, lecz nie wyczuł żadnego podstępu.
 - Dzięki - powiedział upijając kilka łyków i obserwując jak Max wywala rodzeństwo z pokoju (bracia w dalszym ciągu prowadzili zażartą rozmowę o herbacie i kawie).
 - Kim oni są? - zapytał Brain nagle.
 - Zabójcami - odpowiedział zalewając sobie kubek jednej z słabszych kaw - Zabójcami zombi - następnie usiadł z napojem na krawędzi łóżka i rzucił - Mam godzinę zanim wyruszymy na kolejne łowy zombi. Do tego czasu mogę zostać z tobą.
 - Ty też jesteś zabójcą zombi?
 - Ja nie. Mój brat mi zabrania się do nich zbliżać, ale trenuje mnie na taki szczególny wypadek... służę im raczej jako pomocnik.
 - Pomocnik?
 - Tsa. Jestem ich przydupasem. Zawsze kiedy mnie zabierają na takie łowy muszę tylko przyglądać się bitwie i gotowym opatrunkiem i ważnym anditotum, gdyby kogoś coś użarło. Oczywiście mogę wychodzić tylko wtedy, kiedy żadnego zombi nie będzie w pobliżu. Albo sprzątam na sali po treningach.
 - Aaa... jak zamierzacie się pozbyć ze mnie tej zarazy? Czy jestem pierwszym takim przypadkiem?
 - Jesteś drugim. Pierwszym był... nieważne. Zresztą nie wiem jak przebiegało "oczyszczanie" tego pierwszego.
 - Czy...
 - O, jak późno - Max spojrzał na zegarek - Muszę już iść na polowanie - gwałtownie wstał i udał się do wyjścia - Ty się prześpij czy coś - zgasił światło i wyszedł z pomieszczenia. Tyle tu po nim.
 - Przecież mówił, że ma godzinę, a nasza rozmowa nie trwała nawet 10 minut! - pomyślał rozczarowany Brain. Postawił pusty kartonik na kafelki i z tysiącami myśli w głowie okrył się kołdrą i zasnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...