niedziela, 2 kwietnia 2017

Dni z życia CreepyPast 21


Z punktu widzenia Toby'ego...
 Już o bladym świcie stałem na nogach. Musiałem wracać do "domu", żeby nie było wobec mnie podejrzeń, ale z drugiej strony miałem chronić tych upierdków... ale chyba nic się nie stanie, jeżeli zostawię ich pod opieką chłopaków na kilka godzin. Tylko tam pójdę, dam komuś znak, że żyję i szybko wrócę. Nic prostszego. Chyba.
Ruszyłem chwiejnie w stronę drzwi, ale zakręciło mi się w głowie i już po chwili wylądowałem na podłodze, w trakcie lotu zgarniając głośne JEBS czołem o klamkę. Stróżka krwi spłynęła mi po nosie kapiąc na moje ubrania. Otarłem twarz rękawami niechlujnie i z powrotem się pozbierałem. Później się będę tym przejmował. Tym razem bez żadnych wzlotów i upadków, zachowując się maksymalnie cicho opuściłem dom, kierując się do tego "mojego".
 - Co ci jest w czoło? - spytał któryś z domiwników, gdy byłem na miejscu.
Wyburkałem tylko jakieś "przewróciłem się" i pognałem do łazienki ocenić w jakim stanie jestem. Siniak wokół niezłego strupa, zaschnięta krew na czole i na twarzy od wycierania rękawem. Ale jest okay... Obmyłem się zimną wodą i udałem się do salonu. Tam Jason przechwalał się Puppetowi, jaką to ostatnio wspaniałą lalkę wyprodukował. Ten drugi sądził, że mogłaby być o niebo lepsza. A marionetka siedziała oparta o jego nogę, z nienaturalnie przechyloną na bok głową. Od razu rozpoznałem w nim tamtego chłopaka od Domino.
 - Są Masky i Hoodie? - przerwałem ich kłótnię wcinając się między zdania.
Obaj spojrzeli na mnie jak na człowieka ułomnego.
 - Nie było ich całą noc i nie będzie też przez kilka dni... - wytłumaczył Puppet.
 - TY tego nie wiesz? - spytał Jason.
No tak, jako proxy nie powinienem pytać o takie rzeczy. To było conajmniej dziwne.
 - Miałem inne zadania na głowie, mogłem nie wiedzieć co akurat robią - skłamałem i wzruszyłem ramionami. Lalkarze tylko przytaknęli i powrócili do swojej kłótni. Już miałem kierować się do wyjścia, gdy w mojej głowie rozbrzmiał ten upiorny głos Slendermana.
 - Przyjdź do mojego gabinetu. Natychmiast - rozkazał.
Chciałem czy nie, automatycznie ruszyłem w górę po schodach i wymijając drzwi pokoi, znalazłem się na końcu korytarza. Te drzwi miały identyczny kolor jak ściany i idealne się ukrywały. Z niechęcią je otworzyłem, przekroczywszy próg przybrałem obojętny wyraz twarzy. Gabinet Slendermana był o połowę mniejszy od wszystkich pokoi domowników. Ściany były zasłonięte półkami, na których stały rządy idealnie poukładanych książek - alfabetycznie, gatunkowo, rozmiarami... Chociaż mało kto wie, że tylko mały procent tych książek służą tak jak powinny - czyli do czytania. Niemalże wszystkie miały tak wydrążone strony, że służyły jako schowki do jakiś dokumentów. Zdobyte informacje dotyczące Skrollverse, nawet stare dokumenty proxy, zdjęcia - WSZYSTKO.
 - Toby - na samym środku przy biurku siedział nikt inny jak mój pan - Doskonale wiem, że coś planujesz. Zapomniałeś już o mojej zdolności odczuwania emocji? Początkowo to było zrozumiałe - odsunąłem cię w kąt, byłeś niepotrzebny, tak też się czułeś. Ale jako mój pomocnik musisz to jakoś przeboleć, a nie spiskować. Jeżeli dowiem się, że robisz coś niewłaściwego, będziesz gorzko żałował.
No taak, zupełnie zapomniałem o jego zdolnościach. Robiłem coś niewłaściwego pomagając tamtym dzieciakom, on to wyczuł... szlag.
 - Daj mi misję - nie trudziłem się już o zwroty grzecznościowe. Walić to, nienawidzę uczucia bycia pominiętym.
Slendedman milczał przez chwilę, po czym powiedział/przekazał:
 - Skoro tak bardzo chcesz... - jego ton nie był już taki spokojny. Ups - Weź to - położył na biurku książkę, której tytuł brzmiał "Co wiesz o potworach?", a na okładce była zakapturzona istota ze świecącymi ślepiami. Na pewno nie kazał by mi czytać. Możliwe, że była wydrążona - Twoim zadaniem będzie zapełnienie jej wszelkimi informacjami o synu Zalgo. Całą.
 - Zak.
 - Co takiego?
 - Nazwaliśmy syna Zalgo Zak. Bo był bezimienny.
Chyba to go wyprowadziło z równowagi.
 - Idźże już.
Nim opuściłem gabinet zabarałem ze sobą książkę-schowek. To mi przecież zajmie okrągły miesiąc... Zresztą, sam się o to prosiłem. Na szczęście nie była sporych rozmiarów, więc schowałem ją pod bluzę. Położenie jej w pokoju nie byłoby najlepszym pomysłem.
Mimo groźby Slendermana i tak po tym poszedłem w stronę domu gdzie nocowały tamte dzieciaczki. Skoro jestem kiepskim proxy, niech będę ochroniarzem idealnym.

Z punktu widzenia Bena...
 Wiele zmarnowanych bandaży na oko nim w końcu Red się nade mną zlitował i zdobył dla mnie szpitalną przepaskę. Co za refleks, że musiał minąć taki szmat czasu...
 - Wiem, że to już nie najświeższy temat, ale za co twój ojciec wydłubał ci oko? - spytał chłopak wręczając mi do łapek przepaskę. Byliśmy akurat sami w pokoju, bo Silver wybrał się gdzieś z Eyeless.
 - Za bycie dobrym - odpowiedziałem szczerze.
 - Dobrym? Specjalnie wstał z grobu po to?
 - Zawsze miałem być taki jak on chciał - zasłoniłem pusty oczodół i spojrzałem przez okno. Idealna pogoda, aby ktoś popełnił samobójstwo - żadnej żywej duszy w postaci ptactwa, czarne chmury zasłaniające niebo - Idealna.
 - Czyli rozumiem, że od teraz będziesz dupkiem żeby nie stracić drugiego oka?
 - Strzał w dziesiątkę.
Jakoś nigdy nie lubiłem bycia okrzykniętym jako "dupek", czy "wredota", ale albo to, albo już nigdy nie spojrzę na świat.
 - Ojciec roku - podsumował, po czym szybko zmienił temat - Może pogramy?
 - Nie... mam inne plany - po tych słowach wyszedłem z pokoju. Pora doprowadzić do szaleństwa kilka osób. Pewnym krokiem ruszyłem do miasta. Nie zwracałem uwagi na to, że moje ubrania nie do końca były czyste. W nocy zacznie się zabawa.


cdn...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...