poniedziałek, 30 maja 2016

Dni z życia CreepyPast 27


Dzień masakry (część druga << i ostatnia>>)


Z punktu widzenia Ben'a...
Biegłem ile sił w nogach do Silvera. Cholera. Podczas walki ktoś przebił mi brzuch. Wprawdzie szybko się zagoiło, ale ból został. Te plusy bycia martwym. Dotarłem na miejsce i... nikogo nie zastałem. Nie ma ich. Po prostu zniknęli! Po głowie zaczęły się przewijać czarne scenariusze. Do tego Smile. Ano, i tamta gnida. Wróciłem przestraszony do domu. A tam co? ONI. Dzieciak siedział obok poobijanego Jeff'a na kanapie, Smile się łasił do Toby'ego, a Silver siedział na schodach. Cały dom był we krwi. Firanki pozrywane, stoły, krzesła powywracane, okna wybite, ręka, noga, mózg na ścianie... no dobra, z tym ostatnim to trochę fantazjowałem, ale wata z poduszki poplamiona krwią naprawdę wygląda jak mózg na ścianie. Westchnąłem z ulgą, że tamci się znaleźli, a przynajmniej dwóch z nich.


Z punktu widzenia Soul Taker...
Tarzałem się po ziemi we własnej krwi. Skroll wziął kolejny zamach nogą i trafił mnie w brzuch. Jęknąłem i wyplułem kolejną falę krwi. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nagle Skroll złapał mnie za włosy, kucnął i trochę uniósł moją głowę do góry, tak że patrzył mi prosto w oczy. Był wściekły.
  - Właśnie tak kończą zdrajcy! - Skroll chyba zwrócił się do gapiów, reszty Skrollverse i cisnął mną o podłogę, przyciskając z całej siły. Powoli robiło mi się ciemno przed oczami. Ktoś mu powiedział... Zaczął serię ciosów. Jęczałem z bólu. Nagle przestał. Wstał z klęczek.
 - Nie podoba mi się jak traktujesz mojego podopiecznego - usłyszałem zdeformowany głos. Czyim ja jestem podopiecznym? A tak. Lord Zalgo.
 - Nic ci do tego! - warknął Skroll. Lekko przechyliłem głowę, bym mógł wszystko widzieć.
 - Po co ta agresja?
 - Zamknij się! - rzucił się w stronę mojego Pana ze szponami. Ten w mgnieniu oka złapał go za szyję i odepchnął na bok, na stertę pudeł z lalkami. Szybo zjawił się obok mnie i lekko dotknął pleców. Telportwaliśmy się do podziemi. Zrobiło mi się strasznie gorąco. Nadal leżałem, kasłając krwią. Zalgo przybrał swoją prawdziwą formę.
 - Przeniosę ciebie do Slendera - powiedział - Ja nie jestem w stanie cię uleczyć, ale on już tak.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a serca zaczęło szybciej bić. Następnie poraziło mnie jasne światło. Kiedy już się do niego przyzwyczaiłem, mogłem zobaczyć gdzie jestem. Pomieszczenie było puste, nawet nienaruszone. Ktoś tu w ogóle zaglądał podczas bitwy? Sądząc po stanie, nie. Nie miałem nawet siły krzyczeć. Zostaje mi jedynie czekanie, aż ktoś tutaj wejdzie. Jednak nie doczekałem się tej chwili, bo odpłynąłem. Obudził mnie dopiero rozrywający ból w klatce piersiowej. Mimo tego czułem się lepiej. Coraz lepiej. Leżałem na plecach. Powoli otworzyłem oczy. Ujrzałem Slendermana. "Czarował" swoimi mackami.
 - Zaraz skończę, dziecko... - przekazał mi w myślach - Wytrzymaj.
Ale ten ból w klatce to naprawdę pikuś w porównaniu z tym, co robił Skroll. Po paru minutach wyjął mackę i spytał:
 - Jak się czujesz?
 - Dużo lepiej.
Powoli się podniosłem. Za Slendermanem stali Masky i Hoodie.
 - Zajmijcie się nim - polecił im Operator i zniknął.
 - Chodź z nami - powiedział Masky do mnie.
Wstałem na równe nogi i podążyłem za nimi. Wyszliśmy na korytarz, który w porównaniu do pokoju, nie był już w takim idealnym stanie. To samo z ich salonem. Kiedy tylko się tam znalazłem, uwaga wszystkich skupiła się na mnie. Ale i tak po chwili wrócili do swoich zajęć... Masky polecił mi gdzieś usiąść, co też zrobiłem. Podniosłem jakieś krzesło i usiadłem gdzieś pod ścianą. Prawie bym tam zasnął, gdyby nie Sally. Chociaż ona bardziej przynudzała.
 - Złodzieju Dusz - właśnie tak mnie nazywała - A to prawda, że będziesz z nami mieszkał?
 - Nie - odparłem bez zbędnych tłumaczeń.
 - A wujek i pan w białych włosach mówią inaczej!
 - Wujkowi i panu w białych włosach musiało się coś pomylić.
 - Ale sama słyszałam, jak mówili, że Skrollverse już cię nie chce, bo kłamałeś i już cię nikt tam nie lubi i my cię przygarniemy, bo teraz jesteś taka sierotka bez domu.
 - Taaa... - potem ją czymś spławiłem. Wtedy właśnie Masky polecił mi wyjść na zewnątrz. Tam stali Slender i mój Pan. Mieli poważne miny, a raczej minę...
 - No to teraz tam nie wrócisz - uśmiechnął się lekko Zalgo - Nieźle nagrabiłeś. I gdzie się teraz po...-
 - Soul, może zamieszkałbyś z nami? - przerwał Slenderman.
Ok, ok, mój Pan i Slender są przyjaciółmi, no i Lord Zalgo dba o swoich proxy... Do Skrollverse już nie wrócę, bo mnie tam zabiją... ale żeby zamieszkać z nimi? Takie mieli układy? Nie sądziłem, że Slendy zechce pomóc jednemu z członków jego największego wroga (praktycznie to już byłemu).
 - A mam inny wybór? - wzruszyłem ramionami - Tak, zgadzam się.
Slender i Zalgo pokiwali do siebie głowami i wysłali do środka. Kiedy tylko otworzyłem drzwi, na ziemię runął Toby, a na niego upadł Candy. To wyglądało tak... dwuznacznie *leny face*.
 - Złaź ze mnie! - wrzasnął Toby i obaj wstali.
 - Ile słyszeliście? - zapytał Zalgo.
 - Wszystko...
Chwilę potem poszli to wszystkim rozpowiadać. Westchnąłem i wparowałem za nimi do środka. W progu stanął Slender.
 - Dzieci... - próbował wszystkich uspokoić, ale panował chaos - Ciszej... mam coś do powiedzenia... ZAMKNĄć JAPY BO NOGI POWYRYWAM - stracił panowanie. Nagle nastała błoga cisza - Dziękuje - znów miał normalny głos - To co teraz powiem nie każdemu się spodoba, ale cóż, czeka nas kolejna przeprowadzka. Zostawanie tutaj to samobójstwo. Jesteśmy im podani jak na tacy. Jeśli komuś coś nie pasuje, proszę, nic na siłę, może odejść. Jakiś sprzeciw? Nie? To bierzcie najważniejsze rzeczy, bo za dwadzieścia minut wyruszamy.
Bardzo dziwiło mnie to, że mówił to przy mnie. W końcu mogłem przekazać tą informację Skroll'owi. Chociaż i tak bym tego nie zrobił. Kiedy inni brali potrzebne rzeczy, ja stałem jak kołek i się przyglądałem. Boże, Ben zaraz się wywali ze schodów z tym komputerem, głośnikami, monitorem, klawiaturą, myszką... miał całe wyposażenie gracza i jeszcze więcej. Helenowi do szczęścia był potrzebny tylko jego notes i ołówek. Jeff...? Chyba mocno dostał w głowę, bo brał Alice na barana. Przynajmniej Candy tak z nikim nie robił (co często się mu zdarza).



CDN...


Przepraszam że takie krótkie. Miałam jeszcze dodac trzeci "Z.p.w. [jakaś tam postac]" a potem pojawił się Soul Taker i ukradł mi wenę...
Trzymajcie się, Koszmarki!
Po raz drugi zachęcam do odwiedzania "Opowiadanie Szaleńca, czyli Max w krainie Elfów"

1 komentarz:

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...