niedziela, 17 lipca 2016

Dni z życia Creepypast 1 s. II

Nazwa II serii - Błędy naszych demonów. Życzę miłego czytania!


Z punktu widzenia Toby'ego...
 Stałem naprzeciwko Milana i mierzyliśmy się wzrokiem. Chciałem z nim spokojnie porozmawiać, ale chłopak najwyraźniej nie był chętny do rozmowy. Kurczowo ściskał nóż wymierzony we mnie. Przygotowałem siekierę do obrony.
 - Mamy sobie coś do wyjaśnienia - powiedziałem - Dlaczego...
 - Chcę cię zabić? - przerwał mi - Robię to z rozkazu mojego pana. A kiedy ty umrzesz, ja i Charlie znowu będziemy razem. Przepraszam. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to się tak potoczy.
Po tych słowach ruszył w moją stronę, celując we mnie nożem. Wziąłem zamach i mógłbym odciąć mu dłonie, gdyby nie to, że błyskawicznie się wycofał i rzucił we mnie nożem. Cholera. Przewidział to. Niepotrzebnie się odsłaniałem. Ostrze trafiło mnie w brzuch, ale na szczęście nic się nie stało. Tylko upadło na ziemię. Milan nigdy nie był dobry w rzucaniu bronią. Ale za to moja siekiera zanurzyła się w ziemi. Zanim ją wyjąłem, chłopak ruszył na mnie z kolejnym nożem. Zdążyłem osłonic się ręką i uderzyłem go głową w brzuch, a ostrze wycelowałem w jego kolano. Wrzasnął z bólu i runął na ziemię.
 - Naprawdę chcę tylko porozmawiać - powiedziałem cofając się nieco. W odpowiedzi rzucił we mnie swoim nożem, lecz niecelnie. Próbował się podnieść, ale przygniotłem mu klatkę nogą. Wtedy z kieszeni wyjął kolejny nóż, zapewne ostatni, i dźgnął mnie powyżej kolana. Wyjął go i zamachnął się by dźgnąć mnie jeszcze raz, ale szybko złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem do góry, zmuszając go tym samym do upuszczenia broni. Wolną ręką złapał mnie za kostkę, ale niewiele mógł zdziałać, oprócz wbijania paznokci w skórę.
 - A teraz mi powiedz... - zacząłem - jak się nazywa twój pan i kim jest Charlie.
 - On... Charlie to mój brat. Został zamordowany na moich oczach. Jedyne co mogłem zrobić, to przyglądać się wszystkiemu z ukrycia - jego oczach pojawiły się łzy - I wtedy pojawił się on. Mój pan. Powiedział mi, że ożywi Charliego, jeśli coś dla niego zrobię. Dopiero kiedy cię poznałem i szczerze polubiłem, rozkazał mi cię zabić. Ale zrobiłbym wszystko dla mojego braciszka.
 - Jak się nazywa twój pan?
Milan nie odzywał się. Próbował się tylko wyrwać, ale na marne. Całkiem go uwięziłem. Nogi miał za słabe by kopnąc mnie na tyle mocno. Właściwie to nie wiedziałem co robić. Puszczę go - zabije mnie. Zabicie go czy próby dogadania się z nim nie wchodziło w rachubę. Nagle usłyszałem trzask gałęzi za sobą. Przechyliłem głowę. Za mną stał bardzo wysoki chłopak. Nie widziałem go dokładnie, ponieważ był daleko, a poza tym trochę ciemno. Jednakże czułem na sobie jego wzrok i miałem wrażenie, że wszystko to obserwuje z uśmiechem na twarzy.
 - Ty... - usłyszałem chrapliwy głos przed sobą. Gwałtownie odwróciłem głowę w stronę dźwięku. Przede mną stał niska dziewczyna - Puszczaj go.
Miała ona przekrwione oczy, bladą jak trup cerę, a czarne, długie włosy sięgające do bioder wyglądały jak piórka. Ubrania miała brudne, podarte i pochlapane krwią. W dłoni trzymała tasak. Zauważyłem też, że miała kolczyk na wardze. Milan zgiął nieco kark by widzieć kto mu przybył na ratunek, a dziewczyna rzuciła się na mnie, celując tasakiem w szyję. Błyskawicznie odskoczyłem do tyłu i przyparłem do drzewa za mną. Dziewczyna pomogła wstać Milanowi i oboje zwrócili się ku mnie. Szatyn miał lekki grymas na twarzy, za to u czarnowłosej malowała się żądza krwi.
 - Ech... - westchnęła - Zabijmy go szybko i wracajmy.
 - J-jasne - zająknął się chłopak.
Milan pobiegł na lewo, a dziewczyna na prawo. Najpierw musiałem zablokować jej atak, przez co znowu się odsłoniłem i dałem mu okazję do dźgnięcia mnie w żebra. Udało mi się go kopnąć, a dziewczynę zaatakowałem z główki. Jęknęła cicho i przewróciła się na ziemię. Nie była zbytnio silna. Kiedy ją uderzyłem, była bardzo zimna, a może mi się wydawało. Skoncentrowałem się na moim wcześniejszym przeciwniku. Chwyciłem siekierę i rękojeścią wycelowałem w głowę. Nie chcemy jego śmierci. Ale zanim go uderzyłem, tamta dziewczyna złapała mnie od tyłu w pasie. Wzdrygnąłem się nieco. Dosięgała mi zaledwie do pępka... Jedną ręką usiłowała mi wbić tasak w brzuch, ale ją powstrzymywałem. Tymczasem Milan znów we mnie wymierzył ostrze. Szybko się odwróciłem, mając nadzieję, że trafi czarnowłosą, ale zamiast tego poczułem jak nóż wbija mi się między łopatki. Szybko odrzuciłem ją od tyłu na Milana, wyrywając jej tym samym tasak. Może i jest słaba, ale oni razem to zgrany duet. Zabiją mnie. Rozejrzałem się szybko po lesie, sprawdzając czy nie ma tu jeszcze innych ich kolegów i pobiegłem przed siebie, tak szybko jak się tylko dało. Po jakimś czasie odwróciłem głowę. Nie biegli za mną. A może polecieli bokami? Nagle wpadłem na coś miękkiego. Zachwiałem się i spojrzałem przed siebie. Slenderman? Nie, nie, był inaczej ubrany i miał twarz. Przyglądałem mu się, ale nic nie przychodziło mi do głowy kim mógł być. Zresztą i tak niewiele widziałem. Przypomniało mi się o tamtym chłopaku, który miał okazję zobaczyc kawałek sceny z walki. Nagle postać dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Tak po prostu. Zostawił za sobą czarną mgłę, która równie szybko się ulotniła. W tym samym czasie usłyszałem za sobą szelest liści i trzask gałęzi. To oni. Zbliżają się.


Z punktu widzenia Clockwork...
 Stałam tam jeszcze przez chwilę, kiedy Toby wyszedł. Zakładam, że byłam czerwona jak burak. Zastanawiało mnie tylko jedno - mówił szczerze czy tylko udawał, żebym za nim nie poszła? Westchnęłam teatralnie i usiadłam za kanapie, zwrócona do drzwi. Toby długo nie wracał, co zaczęło mnie niepokoić. Byłam bardzo zmęczona, ale i tak czekałam na jego powrót. Nagle w pomieszczeniu rozbłysło światło, a z ostatniego schodka zszedł E.Jack. Zmierzał w kierunku zlewu. Ugięłam nieco nogi, które zaczynały drętwieć.
 - Kto tam? - zapytał ochrypłym głosem, zatrzymał się w połowie drogi i zwrócił twarz na mnie.
 - Clockwork - odpowiedziałam.
 - Aha - ziewnął i znowu ruszył do zlewu - Dlaczego nie śpisz?
 - Za kilka minut ma lecieć jakiś dramat w TV, więc czekam - skłamałam.
Chłopak sięgnął po szklankę, nalał sobie zimnej wody i upił parę łyków.
 - Jak chcesz. Tylko nie za głośno...
 - Będę pamiętać.
Jack dopił resztę wody z szklanki i powędrował na górę. Znowu zostałam sama. Wierciłam się niespokojnie czekając na jego powrót. Nagle całe pomieszczenie przez ułamek sekundy rozbłysł jasnym światłem. Chwilę później usłyszałam grzmot. Na szybę powoli zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Podeszłam do okna. Okropna pogoda. Burza, deszcz, do tego silny wiatr. Zaczęłam bardziej martwic się o niego. Chciałam po niego już wychodzić. Po cichu przemknęłam do pokoju i się przebrałam, uważając by nikogo nie obudzić. Gdy znalazłam się na dole zabrałam z naszego magazynu jedynie dwa noże. Tyle mi wystarczy. Zamknęłam magazynek i ruszyłam w stronę drzwi, kiedy nagle zorientowałam się, że ktoś po tamtej stronie szarpie za klamkę. Wnet drzwi otworzyły się z wielkim hukiem, a w progu stanęła jakaś obca dziewczyna. Pomyślałabym, że to jakiś turysta, gdyby nie to, że była pochlapana krwią, cała blada i miała w dłoni tasak. Patrzyłam na nią z góry zmieszana, gdyż była bardzo niska.
 - Czego tutaj szukasz? - spytałam nieco podniesionym tonem.
 - Nie twoja sprawa - nagle dziewczyna rzuciła się na mnie z wymierzonym tasakiem w brzuch. Jej błąd. Chciałam dobrze. Zablokowałam atak czarnowłosej i pisnęłam wniebogłosy, by obudzić innych. Dziewczyna sprzedała mi kopniaka w brzuch i cofnęła się nieco, ale złapałam ją za nadgarstek i ścisnęłam mocno. Drugą ręką próbowała mnie dźgnąć tasakiem, ale wystarczyło tylko kopnąć jej w rękę żeby go upuściła. Była słaba.
 - Co się stało? - pierwszy na dole pojawił się Kasper.
 - Ta mała gnida wpadła tutaj i próbowała mnie zabić - parsknęłam.
 - Interesujące - pojawił się Jason i podszedł bliżej, mierząc dziewczynę wzrokiem.
Kolejna osoba, czyli Puppet gwizdnął na jej widok, a potem zobaczył schodzącą ze schodów Zero i skupił uwagę na otwarte drzwi. Podszedł je zamknąć.
 - Co z nią zrobimy? - spytałam. Z góry zeszła kolejna grupka ludzi niezorientowana w temacie.
 - Zabijemy i wytniemy uśmiech? - powiedział Jeff.
 - Przerobimy na lalkę? - powiedzieli równocześnie Jason i Puppeteer.
 - Zjemy nerkę? - powiedział E.Jack, a wszyscy spojrzeli na niego krzywo.
 - NIECH SPŁONIE - krzyknęła Alice wyciągając zapałki. Na szczęście Judge ją powstrzymała.
 - Nie dzisiaj.
 - Zróbmy piniatę! - zawołał L.Jack.
 - Albo niech posłuży mi jako ofiara dla mojego pana! - zawołał Kasper swoimi wieloma głosami.
 - Ej! Ale najpierw zabieram jej duszę! - to z kolei powiedział Soul Taker.
 - A ja krew! - zawołał za nim Bloody Painter.
 - CISZA! - ryknęłam - Proponuję poprosić wujka aby wymazał jej pamięć, a potem gdzieś porzucić.
 - Jesteś zbyt łagodna... - burknął Jeff.
 - I tak mnie nie zabijecie! - odezwała się czarnowłosa i na nowo próbowała się wyrwać - Zresztą moi bracia już tutaj idą! Uratują mnie, a wy macie przekichane!
 - Nie wydaje mi się - w mojej głowie rozbrzmiał ten nieprzyjemny głos Slendera - Zatrzymamy ją tutaj i spróbujemy wyciągnąć z niej kim jest i dla kogo pracuje.
 - Nie może...-
 - Umarłym nie można czytać w myślach.
Wszyscy spojrzeli na dziewczynę nieco osłupieni.
 - Ben, Red i Silver, będziecie jej pilnować. Jutro pokombinujemy jak z niej coś wyciągnąć.
Ben już miał protestować, ale Slender spojrzał na niego gniewnym wzrokiem (?) i już się nie odzywał. Podszedł do dziewczyny, złapał za drugi nadgarstek i zaciągnął za sobą. Czarnowłosa oczywiście próbowała się mu wyrywać i go biła wolną ręką, za co dostała kopniaka w żebra od blondyna. Za nimi powędrowali Silver i Red. Zaraz po trzasku drzwi od ich pokoju, usłyszeliśmy głośne krzyki. Potem coś łupło na ziemię i nastąpiła cisza. Wszyscy rozeszli się do swoich pokoi, w tym ja również, aby dziewczyny nie nabrały podejrzeń, ale i tak nikt nie zauważył braku Tobyego.



CDN...

2 komentarze:

  1. Super ^.^ Nowa seria ciekawie się zapowiada, czekam na dalsze części.

    OdpowiedzUsuń
  2. O.O
    *^*
    Ja nie chcę żeby Milan był zuy... Lubię go...

    OdpowiedzUsuń

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...