piątek, 22 stycznia 2016
Dni z życia CreepyPast 7
Z punktu widzenia Clockwork...
Po wyjściu z łazienki od razu pobiegłam na górę i przywaliłam tej idiotce w łeb, za to co mi zrobiła. A mianowicie oblała wodą tak, że ubrania zaczęły mi prześwitywać i nic o nich nie wiedziałam! Całe szczęście tylko dwie osoby to widziały... mam tylko nadzieję, że umieją trzymać język za zębami. Jane tylko zaśmiała się kpiąco i dodała:
- Tylko przypadkiem nie pierdzielnij Tobyego na randce patelnią.
- To ty nią robiłaś zamieszanie! - zdenerwowałam się - Grrr, do piachu z Tobą!
- Do piachu to zakład pogrzebowy!
Wnet zrobiłam się cała czerwona na twarzy. Westchnęłam i ruszyłam do salonu, gdzie włączyłam jakiś film, żeby o tym choć trochę zapomnieć.
Z punktu widzenia Jeffa...
Obudziłem się na podłodze w pokoju i cholernie bolał mnie kark i kilka pojedynczych części ciała. Nie wierzę, że Jack, lub Ben znowu to zrobił... Ciekawe czy znowu upuścili mnie na schodach... ech, powoli wstałem i spojrzałem na zegarek nad drzwiami. Dochodziła siedemnasta, co znaczy, że leżałem tak dobre kilka godzin. Rozejrzał się po całym pokoju. Wszystko było na miejscu, Vincent spał w jakiejś naprawdę dziwnej pozycji na moim łóżku, a fioletowy królik leżał tuż obok niego. Raczej nie był w dobrym stanie, a jego prawe ucho zaczyna odpadać i jeszcze kilka dziur do szycia skąd wypadała wełna. Vincent wyrośnie na sadystę doskonałego, wraz z swoim emo-pluszowym-fioletowym-królikiem. Już to sobie wyobrażam... Ale dobra, tą zabawkę trzeba naprawić. Po cichu wyszedłem z pokoju i powędrowałem do łazienki, poszukać nitek i igły. Fioletowych nie było, ale za to znalazłem żółte. Wziąłem je ze sobą i wróciłem do dzieciaka. Złapałem za pluszaka i zacząłem szyć. W trakcie...
Polało
Się
Tak
Dużo
KRWI!!!! WSZĘDZIE MOJA KREFFF!
Z punktu widzenia Tobyego...
17.00... Równie o tej godzinie stawiłem się w salonie. Chwilę czekania potem zjawiła się Clockwork z przekąska na oko, zakrywając tarczę zegarową.
- To idziemy? - spytałem z uśmiechem na twarzy i wziąłem ją pod ramię, kierując się do wyjścia. Udaliśmy się prosto w stronę kina, umilając sobie czas rozmową (wow, nie wiedziałem że tak dobrze znam te miasto). Następnie wspólne wybraliśmy film (nawet nie pytajcie skąd miałem hajs na bilety... i na popcorn... huehuehue). Po około dwóch godzinach oglądania poszliśmy na lodowisko. Ludzi było dość dużo, ale nic dziwnego, w końcu wstęp był wyjątkowo darmowy tego dnia. Co chwila się potykałem i musiałem czołgać do ławek, dopiero tam mogłem się podnieść. Za każdym moim upadkiem Clockwork śmiała się ze mnie... wygląda naprawdę pięknie, gdy się uśmiecha...
- Który to już raz? - powiedziała pomagając mi się podnieść.
- Yhym, setny? - zaśmiałem się - Niezdara ze mnie...
Gdy już byłem na nogach, jakiś dzieciak na mnie wpadł, a ja poleciałem prosto na dziewczynę. Oboje upadliśmy na lód. Wyglądało to tak, jakbyśmy się całował. Błyskawicznie przewróciłem się na bok. I usiłowałem wstać, ale Clockwork "podparła się" na mojej głowie i znowu to ona pomagała mi. Ech...
- To może teraz gdzieś się przejdziemy? - zaproponowała.
- Tak... - odpowiedziałem i oboje opuściliśmy lodowisko.
Udaliśmy się do parku. Było bardzo późno, jedynie lampy oświetlały nam ścieżkę. Rozmawialiśmy o wszystkim i niczym... Nagle Clockwork złapała mnie za rękę i zaciąganeła prosto do ławki, gdzie usiedliśmy. Cicho ziewnęła i położyła mi głowę na ramieniu, zamykając oczy. Uśmiechnąłem się lekko. Wygląda uroczo, kiedy śpi... niestety, musiałem ją obudzić. Delikatnie ją szturchnąłem, po czym oboje wstaliśmy i udaliśmy się do domu. Przez całą drogę była przytulona do mojego ramienia. Nie czułem w niej krwi.
W domu chyba już wszyscy spali i było cicho jak makiem zasiał. Clockwork już praktycznie spała. Mogę ją wziąć na ręce i wnieść po schodach, ale sam ledwo żyłem. Położyłem ją na kanapie, magicznym sposobem wygrzebałem skądś koc i ułożyłem się tuż obok niej i wtulając się w nią mocnooo.
Z punktu widzenia Clockwork...
Obudziłam się w ramionach Tobyego. Problem w tym, że on nadal spał, a ja musiałam się jakoś dostać do łazienki. Chociaż gdy śpi wygląda tak bezradnie i słodko, więc nie chciałam go budzić. Zaczęłam się wiercic, ale za nic nie mogłam wstać. W końcu tak "niechcący" go popchnęłam i upadł na ziemię. Powoli otworzył oczy, coś majaczył, odwrócił się na bok i znowu spał. Szturchnęłam nim kilka razy, żeby w końcu się obudził, ale na nic..
- Pssss! Toby, wstawaj! Nie leż na ziemi!
Dopiero po jakiś pięciu minutach otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- Gdzie ja jestem i co się dzieje? - spytał powoli podnosząc się z ziemi - Aaa, pewnie spadłem jak spałem! Już wszystko dokładnie pamiętam! Heh...
Potem nastąpiła niezręczna cisza. Po prostu patrzyliśmy sobie w oczy. Nagle po schodach zbiegła Sally i zaczęła wołac:
- Zakochana para!
Oboje przewróciliśmy oczami. Zaraz po tym pojawiła się Nina i zaczęła śpiewac: "Miłooooośc rośnieeeeee wokół naaaasss...". Momentalnie się zaczerwieniłam. Wnet rozległo się pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć. Na zewnątrz stał Jason.
- Dzieńdoberek! - uśmiechnął się - Zastałem Jane?
- Zaczekaj chwilkę - odpowiedziałam i udałam się na schody, po czym krzyknęłam - JANE! TWÓJ CHŁOPAK DO CIEBIE!
- Nie drzyj się, tutaj jestem! - nagle z łazienki wypełzła Jane. Nawet nie zauważyłam jak przechodziła...
Jane podeszła do Jasona, po czym wsiedli na swoje jednorożce i polecieli do krainy ciasteczkowych potworów, by walczyc o wolność dla zielonych żelek Haribo! Przynajmniej tak to sobie wyobrażam...
- Wow, nie wiedziałem, że Jason i Jane są razem - powiedział Toby.
- Bo nie są - oznajmiłam - Tylko tak żartowałam...
- Wow.
- Co takiego? - wtrącił Jeff, który nie wiadomo skąd się wziął - Mamy nową parę?
- Nową? - spytał Toby.
- To wy nie jesteście...
- Coś ty dzisiaj brał i kto ci sprzedał.
- Ben mi sprzedał marihuanem.
- Wcale nie! - rozległ się głos Bena.
- A to, to co to jest?! - wtedy Jeff wyciągnął z kieszeni coś zielonego...
- To brokuły! - stwierdziłam.
- Walic to! - zdenerwował się Jeff - Idę się nacpac powietrza!
I wyszedł na zewnątrz. Wszyscy wokoło zrobili faceplama, po czym wsiedliśmy na nasze hiperrealistyczne smoki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Perypetie V
- Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze. Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...
-
Z punktu widzenia Luny... Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę! Niecierpię siebie za taką bezradność. Jeszcze kilka chwil temu chcieliśmy...
-
Z punktu widzenia Jeff'a... Przebudziłem się z niemałym pulsującym bólem głowy. Czułem jak moje nadgarstki były uciskane przez jakie...
-
Vincent zmierzył wszystkich wzrokiem, oceniając ich reakcję. Niski mężczyzna patrzył na Toby'ego ze spokojem, podczas gdy on sam doz...
Jest! Znalazłam Cię!!! Wielka ma radość XD!
OdpowiedzUsuńCzytałam Twojego starego bloga, ale nie komentowałm ;_; (o ja zuuuua, wybacz mi). A dziś znalazłam jego kontynuację! Ya~y! Euforia mnie rozpiera XD.
Kobieto, ja Cię wielbię poprostu :3
Wstawiaj następne notki!