Z punktu widzenia Jeffa...
Obudziłem się cały obolały i kompletnie nic nie pamiętałem z nocnego wypadu... Nagle zorientowałem się, że nie widzę nigdzie mojego Vincenta! Oczywiście rozpocząłem poszukiwania. Szukałem go po całym domu, w wszystkich pokojach. Muszę go znaleśc zanim zrobi to Slendy. Po długim czasie, usiadłem zrezygnowany na łóżku. Zgubił się, mimo że obiecałem pilnować go jak oka w głowie. Wtedy obudził się Toby i usiadł na łóżku.
- Dzieńdoberek! - powiedział wesoło.
- Jakie tam dobry... - powiedziałem - Vincent zaginął.
- Hmm... właściwie to jest tutaj.
- Co?! - podszedłem do niego i rzeczywiście, za nim wylegiwał się Vincent przytulony do swojego królika.
- On cały czas był tu z tobą?
- Dokładnie.
Odetchnąłem z ulgą, po czym dzieciak się obudził. Wziąłem go na swoje łóżko i nafaszerowałem go tym czymś paćkowatym. Znowu opierniczył połowę słoika, a ja znowu zdziwiłem się jak to w ogóle można jeśc. Następnie razem z Tobym urządziliśmy mu lekcję chodzenia... Taaa... W trakcie zapytałem:
- Toby, czy jak wróciłem, to byłem pijany?
- Ja spałem - odpowiedział.
Próbowałem sobie przypomnieć, co takiego się wydarzyło. Bezskutecznie. Nagle do pokoju wpadł Ben, bez słowa podszedł do Tobyego, rzucił krótkie "przepraszam" i złapał go za szyję. Szatyn tylko wywrócił oczy białkami i padł na ziemię nieprzytomny.
- To działa! To naprawdę działa! - krzyczał Ben.
- Co to było?! - zapytałem.
- Wczoraj Jack zrobił z tobą to samo, żeby ciebie uspokoić.
- Co?! Co ja wczoraj robiłem?
- Wdałeś się w bójkę z... jakimiś dresami.
- Więc to dlatego jestem taki obolały?
- W dodatku niechcący cię puściliśmy na schodach i sturlałeś się na dół.
- Zabiję was!
Ben rzucił tylko "YOLO" i wymknął się z pokoju. Miałem ochotę go rozszarpać, jego i Jack'a (za to że mnie upuścili na schodach T_T).
Z punktu widzenia Bena...
- To działa! - krzyknąłem mając zaciesz na mordzie wbiegając do pokoju EJacka i Niny.
- Mówiłem, że zadziała, a ty nie chciałeś wierzyc - rzucił Jack z uśmiechem na twarzy.
- Jack, może mnie tego kiedyś nauczysz? - spytała Nina.
- Zastanowię się...
- Plosiem.
- To ja was zostawiam - powiedziałem udając się do drzwi - A i jeszcze raz dzięki!
Wyszedłem z pokoju i znowu poszedłem na spacer do lasu. Znowu spotkałem Mike, który siedział oparty o drzewo z słuchawkami na uszach.
- Yo! - powiedziałem przykucając obok niego.
Mike założył słuchawki na szyi i odpowiedział:
- Aa, cześć. Wczoraj trochę się porobiło, nie?
- Taa. Jeff jest cały obolały.
- To samo Nikki.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Zbieram się - powiedział Mike wstając - Muszę wykonac robotę od Trendera.
- Myślałem, że nie lubisz wykonywać brudnej roboty.
- On mi płaci i to dużo.
Mike pobiegł w swoją stronę, a ja wróciłem się do domu.
Z punktu widzenia Mike...
Pobiegłem prosto do mojego domu, kryjówki, czy jak tam kto woli. Załóżmy, że to dom. Więc ów dom siedzi sobie głęboko w tej "najciemniejszej" części lasu, a las to był cholernie ogromny. Tam oczywiście czekał na mnie Trendy z nową misją (od kiedy on tu mieszka? T_T).
- Co nowego, papo? - powiedziałem, gdy go zobaczyłem w środku.
- Dzisiaj nie mam dla ciebie misji - oznajmił.
- Co?! Na pewno coś dla mnie znajdziesz, wiesz, że potrzebuję kasy...
- O co znowu idzie? - przerwał Nat schodząc po schodach.
- On nie chce mi dac roboty.
- Biedactwo...
- Może znajdę Slendera, on zawsze daje robotę...
- Ale on ma swoich ludzi i nie płaci - oznajmił papa (czyli Trender).
- To jak mam zarobic?
Załamałem się. Trender gdzieś zniknął, Nat poszedł na górę, a ja usiadłem przy stole i nuciłem sobie jakąś piosenkę. Chwilę potem na dół zszedł Nikki. Pierwsze co zrobił, to napił się kranówy i to dużo.
- Co ja wczoraj robiłem? - spytał przecierając oczy.
- Wczoraj byłeś nieźle nawalony - odpowiedziałem - a gdy taszczyliśmy cię do domu, natknęliśmy na jakiś dresów
- Co stało się potem?
- Pobiliście się.
- Stary, nic nie pamiętam.
- I się nie dziwię.
Nikki wziął jeszcze parę łyków wody i poszedł tam skąd przylazł.
CDN...
Mike pobiegł w swoją stronę, a ja wróciłem się do domu.
Z punktu widzenia Mike...
Pobiegłem prosto do mojego domu, kryjówki, czy jak tam kto woli. Załóżmy, że to dom. Więc ów dom siedzi sobie głęboko w tej "najciemniejszej" części lasu, a las to był cholernie ogromny. Tam oczywiście czekał na mnie Trendy z nową misją (od kiedy on tu mieszka? T_T).
- Co nowego, papo? - powiedziałem, gdy go zobaczyłem w środku.
- Dzisiaj nie mam dla ciebie misji - oznajmił.
- Co?! Na pewno coś dla mnie znajdziesz, wiesz, że potrzebuję kasy...
- O co znowu idzie? - przerwał Nat schodząc po schodach.
- On nie chce mi dac roboty.
- Biedactwo...
- Może znajdę Slendera, on zawsze daje robotę...
- Ale on ma swoich ludzi i nie płaci - oznajmił papa (czyli Trender).
- To jak mam zarobic?
Załamałem się. Trender gdzieś zniknął, Nat poszedł na górę, a ja usiadłem przy stole i nuciłem sobie jakąś piosenkę. Chwilę potem na dół zszedł Nikki. Pierwsze co zrobił, to napił się kranówy i to dużo.
- Co ja wczoraj robiłem? - spytał przecierając oczy.
- Wczoraj byłeś nieźle nawalony - odpowiedziałem - a gdy taszczyliśmy cię do domu, natknęliśmy na jakiś dresów
- Co stało się potem?
- Pobiliście się.
- Stary, nic nie pamiętam.
- I się nie dziwię.
Nikki wziął jeszcze parę łyków wody i poszedł tam skąd przylazł.
CDN...
Bardzo mi się podoba, że piszesz z perspektywy różnych osób. Akacja ze schodami... Mega! Ale nie czaje, dlaczego Jeff, niańczy jakiegoś Vincenta...
OdpowiedzUsuńDużo weny i czekam na jest! :)
Dziękuję za miłe słowa ^^. Co do Jeffa, on po prostu się zlitował nad dzieciakiem, kiedy był na "polowaniu" i jakoś tak wyszło... xD. Mam wobec niego wielkie plany xd
Usuń