piątek, 1 stycznia 2016

Dni z życia CreepyPast 1 [edytowane - wyjaśnienie z starego bloga]



Z punktu widzenia Jeff'a...
 Bardzo powoli uchyliłem drzwi od domu i wdarłem się do środka. Pierwszym pomieszczeniem była kuchnia. Oprócz kilku pajęczyn i paru butelkach od wina, wszystko było utrzymane w dobrym stanie. Nagle wszystko przez ułamek sekundy rozbłysło, a kilka sekund potem usłyszałem grzmot. Spojrzałem w okno. Nadchodziła burza. Wziąłem do ręki nóż i udałem się na korytarz, skąd trafiłem do pokoju. Na wielkim łóżku spał mężczyzna, od którego można było wyczuc alkohol. Powoli zbliżyłem się do niego, nie dbając o to, czy go obudzę. W końcu i tak zaraz zginie. Złapałem go szybko za gardło, przez co wyrwałem go ze snu. Nim zdążył cokolwiek zrobic, zanurzyłem moje ostrze głęboko w jego klatce piersiowej, przebijając serce. Haha... Standardowo wyciąłem mu ogromny uśmiech na twarzy. W trakcie mojej "zabawy" do moich uszu dotarł dziecięcy płacz. W kącie pokoju stał mały wózek, a w nim dziecko. Właściwie to nigdy nie zabiłem dziecka... Schowałem nóż i wziąłem dzieciaka na ręce, jak jakiś worek na śmieci. Ten spojrzał się na mnie tylko i złapał za sznurki od mojej bluzy i zaczął je ciągnąc. Już nie płakał. Raczej śmiał się na swój sposób. Ustawiłem go "normalnie", a ten się we mnie wtulił. Co odwalasz? - powiedziałem głośno. Chyba pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem się dla kogoś ważny. Ale to tylko tępe dziecko. Mimo to, nawet mi się podobał. Wydawało mi się, że jesteśmy sobie bliscy, a przecież pierwszy raz go widzę. Pokierowałem wzrok na zwłoki prawdopodobnie jego ojca. Ups... umarło mu się troszkę. Nie zostawię go tutaj. Postanowiłem go zabrac ze sobą. Zaopiekuję się nim i wyszkolę na świetnego mordercę. Na zewnątrz nadal lało. Rozpiąłem bluzę do połowy i go w nią schowałem. Szybko wyszedłem z mieszkania i czym prędzej pobiegłem do domu z nim.
 Minęło kilka dni, odkąd Vincent jest z nami. Tak, Vincent. Dałem mu tak na imię. Cholernie się do niego przywiązałem. Może wtedy jeszcze mógłbym go zabic, ale teraz nawet nie pozwalam go nikomu skrzywdzic. Czyli sprawdzam się w roli samotnego ojca. I udało mi się przekonac wujaszka Slendera by został. Świetnie.


Z punktu widzenia Bena...
 Grrr.. od samego początku nie podobał mi się tamten dzieciak, ale najwidoczniej wszyscy byli nim zachwyceni. Z resztą. Razem z Jeffem, Tobym, Clockwork, Niną i E.Jack'iem "na imprezę". Pochodziliśmy troszku po mieście, wdaliśmy się w bójkę z pijanymi znajomymi... Z Nikkim. Największy rywal Jeff'a i Toby'ego. Towarzyszył mu też Nathan, którego znałem tylko z różnych opowiadań innych. I Mike, z którym i tak od kilku dni się kumpluję. A zaczęło się na tym, że usłyszałeś znajomą piosenkę w środku lasu... tak, mamy bardzo wiele wspólnego. Właściwie to tylko Jeff wdarł się w bójkę z Nikkim, a my tylko ich rozdzielaliśmy. Ostatecznie E.Jack złapał Jeffa za szyję, a ten padł nieprzytomny jak chodnik. Wszyscy patrzyli na niego jak na cudotwórcę. Jakoś udało się doczołgac czarnowłosego do domu, a przy okazji upuściliśmy go ze schodów. Jeszcze tej nocy nauczyłem się od bezokiego tamtej sztuczki z łapaniem za kark.


CDN...

*Nikki - rywal naszych killerów, z czasem przestali byc "prawdziwymi" wrogami.


Przepraszam, że takie któtkie, ale to miało byc tylko "wyjaśnienie". Czyli w skrócie opisałam historię niektórych postaci z tamtego starego bloga. Poznaliśmy już Vincenta, Nikka, Nathana, Mike'a... aha, został Colin.
Colin - były proxy Slendermana. Został zabity i w połowie zjedzony przez E.Jack'a, po czym ciało znaleźli inni proxy, a wujek go wskrzesił. Sprawował się dobrze przez kilka dni, ale postanowił zrobic panowi niespodziankę i na własną ręke zabił kilkoro ludzi i je powiesił na gałęziach drzew. Slenderman nie był zadowolony i potępił jego zachowanie. Colin tylko się wkurzył i próbował ich wszystkich zabic. Ale uciekli. Potem znów zaatakował. Któryś z proxy go "zabił", ale on niedługo powróci, by się zemścic...

1 komentarz:

  1. 1.Szkoda, że tak mało Toby'ego :'(
    2.Rozwaliło i jeszcze raz rozwaliło mnie to: "I w ten sposób wybuchła wojna. Wszyscy próbowali nas rozdzielić, a nawalony Nikki nadal śpiewał..." Czytałam to dwa razy :)
    3.Jeff dał się tak łatwo pokonać? Coś mi nie psuje...
    Szkoda, że takie krótka pocztałabym jeszcze! Dużo weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Perypetie V

 - Jeszcze. - powiedział Vincent zaciskając pięści pod stołem - Opowiedz mi jeszcze.  Bezoki westchnął i mozolnie ściągnął maskę, odsłani...